Moje starty

poniedziałek, 20 października 2014

Maraton Kampinoski - i co dalej???


Jak już zapowiadałem - w sobotę pobiegłem maraton w Kampinosie. Powiem nawet więcej - przebiegłem! Impreza była dość kameralna, ale to ze względu na obostrzenia jakie były nałożone z uwagi na miejsce rozgrywania imprezy - czyli Kampinoski Park Narodowy. Był to maraton rozgrywany tak naprawdę w miejscu mi bardzo bliskim, po którym przebiegłem już tysiące kilometrów. A że Puszcza na skraju dżungli jest tak duża, to nie sposób żeby się znudziła!
Zacząłem bardzo spokojnie, prowadząc stawkę 100 biegaczy czerwonym szlakiem pomiędzy bagnami nieopodal Sadowej. Już po 3 km wyprzedził mnie jeden zawodnik - oczywiście mogłem go złapać, ale wiedząc z czym się je maraton postanowiłem nie szarżować i odpuściłem. Pozostaliśmy w kontakcie wzrokowym cały czas aż do 11 km. Tam stała się rzecz niebywała - po pętelce dookoła cmentarza w Palmirach wbiegaliśmy z powrotem na czerwony szlak. Oczywiście wg wytyczonej trasy powinniśmy się kierować w prawo, w kierunku Wierszy i Roztoki, ale tam stał jakiś tuman na środku skrzyżowania w odblaskowej koszulce i zdecydowanym ruchem kierował nas w... lewo! Coś było nie tak, ale skręciłem, a za mną dwójka chłopaków którzy siedzieli mi na ogonie od samego początku. Ten przed nami akurat nie widziałem co zrobił, bo przed tym feralnym skrzyżowaniem był zakręt.
Jednak po 200 metrach biegu zacząłem się odwracać i mówię do chłopaków "ej dobrze biegniemy"? a oni że im też się wydaje że nie. No to ja nawrót i drę się "Panie jak nas poprowadziłeś?" a on "no dobrze biegniecie, trasa półmaraton!". No to się trochę we mnie zagotowało... Po głośnym wyrażeniu dezaprobaty w kilkunastu niecenzuralnych zwrotach do "sędziego" nieogara wróciliśmy na trasę. Chłopaki zapytali jak pobiegł ten pierwszy, ale nieogar stwierdził że dobrze. No to mnie jeszcze bardziej wkurzyło.
W rzeczywistości było jednak inaczej - biednego chłopaka który prowadził tamten zjeb również poprowadził źle :( tyle że tamtemu nikt nie powiedział że tak jest. W naszej 3 osobowej grupce to ja zdecydowałem o nawrocie i gdyby nie to pewnie do teraz biegalibyśmy po Kampinoskich bagnach.
Nieświadomi tego że prowadzimy, biegliśmy dalej i kolejne kilometry mijały. Biegło mi się bardzo dobrze, tempo cały czas oscylowało w granicach 4:15-4:20, co przy dość piaszczystych warunkach było niezłym tempem. Wreszcie Roztoka - półmetek. Łyk wody i nawrót zielonym szlakiem.
Noi tu się zaczęło...
22 km zaliczone i koniec. Zablokowało mi obydwa pośladki, ograniczając znacznie ruchomość w stawach biodrowych. Ból duży, jakbym miał dwa metale przyczepione do guzów kulszowych, totalna bezsilność :( nic nie mogłem zrobić, tempo spadło mniej więcej o jakąś minutę na kilometr. Podcięte skrzydła i myśl żeby zejść z trasy. Jedynie trzymało mnie przy życiu to że biegnę po pięknym lesie więc kontynuowałem w żółwim tempie. Biegłem sam, po drodze mijając ludzi którzy mówili mi że jestem 3! Gdy 10 osoba z rzędu powiedziała mi to, w okolicach Zaborowa Leśnego, uświadomiłem sobie że ten który prowadził pobiegł źle na feralnym rozwidleniu! Zacząłem się oglądać, na dłuuugich leśnych prostych nie było widać żywego ducha. W Pociesze na punkcie z wodą przeszedłem na jakieś 20 sek do marszu wypijając kubek i zjadając 2 suszone morele. Ruszyłem dalej, choć ciężko było ruszyć. Bardzo chciałem utrzymać 3 miejsce.
Jednak po minięciu posady Sieraków zauważyłem że ktoś biegnie za mną. Zacząłem się łudzić że to lider półmaratonu, który końcówkę miał taką samą. Jednak z każdym metrem gdy się zbliżał moim oczom ukazywał się numer startowy. Niski numer startowy, czyli poniżej 100. Nawet nie próbowałem mu dotrzymać kroku... I w końcu finisz, czas 3:16:35, 15 min straty do zwycięzcy, a 3 min do podium. W sumie mimo rozgoryczenia z 4 miejsca, cieszyłem się że przeżyłem i że chodzę.
Poszczególne kilometry pokonywałem tak:
4:11/4:17/4:11/4:14/4:11/4:09/4:16/4:13/4:14/4:15/ do 10 km
4:22/4:24/4:08/4:20/4:10/4:25/4:31/4:21/4:33/4:25/ 11-20 km
4:27/4:46/4:38/5:03/4:48/4:35/5:03/4:49/5:03/5:25/ 21-30 km
5:17/5:31/5:45/5:47/5:27/5:10/5:13/5:29/5:45/6:01/ 31-40 km
5:34/
Jak widać wyszło niecałe 42 km (41,5 km)

Na mecie czekali na mnie rodzice którzy jak zawsze na moich maratonach są niezawodni :) dorwałem się do picia i zacząłem pochłaniać po kolei: woda z miodem, woda, vitargo, kompot, herbata. W sumie ponad 2 litry tego. Nie pijam raczej vitargo, ale stwierdziłem że po takim dystansie może jednak warto to wypić, chociażby dla lepszego samopoczucia psychicznego jak to węglowodany o mega złożonej budowie molekularnej odbudowują moje mięśnie. W rzeczywistości pewnie kisiel by lepiej zadziałał :P Co o tym sądzicie?

Oczywiście całą sobotę leżałem i odpoczywałem, w niedzielę czekały mnie Mistrzostwa Warszawy w Sprincie - ostatnia ważna impreza w tym roku dla zawodników mojej sekcji. Ja się oczywiście nie napinałem i od początku biegłem z założeniem roztruchtania po Maratonie. Biegałem baaaardzo wolno, skończyłem na 15 miejscu, mapa świetna! Na ten bieg ważniejsze było żeby pobiegali młodzi - a było nas w sumie 22 osoby z UKS Kusy - nowy rekord frekwencji na jednych zawodach! Bardzo cieszy mnie tak liczny udział, tym bardziej że pobiegali w naprawdę świetnym sprinterskim terenie!




W elicie wygrał oczywiście, tradycyjnie niezawodny Piotr Parfianowicz


Z moich zawodników najlepiej wypadli: Julka Głowacz (3 w K14), Adam Dąbrowski (5 w M12), Zuzia Dolińska (7 w K12), Grzesiek Zienkiewicz (8 w M14), Grzesiek Doliński (6 w M35) i moja najbardziej utytułowana zawodniczka Krysia (6 w K55).
Pełne wyniki znajdziecie TUTAJ
Mapkę elity wraz z GPS Trackingiem (w tym ja) możecie odpalić TUTAJ. Polecam, naprawę fajna traska i mapka!

Pytanie teraz co dalej?

Co dalej z wieloma rzeczami? Z sekcją, z pracą, z życiem? Na razie jednak najbliższe pytanie to co dalej z Maratonem Toruńskim na który się zapisałem i który jest za 6 dni? Bo zapewne będzie powtórka z Kampinosu - może nawet uda się 25 km pobiec po te 4'/km, a dalej poskłada. Na razie, po 2 dniach od startu w Kampinosie czuję się trochę obolały, ale jest jeszcze 6 dni. Zastanawiam się tylko czy jest sens. Dostałem wczoraj podobno bardzo dobre i silne proszki przeciwbólowe na kręgosłup, więc może jednak da radę. Wiem że stosowanie takich proszków nie jest do końca bezpieczne, ale raz na jakiś czas przy trudnych startach może to wystarczy i pomoże. Zobaczymy jak się będę czuł w tygodniu i wtedy zdecyduję

5 komentarzy:

  1. Ten koleś w Palmirach to może jakiś jasnowidz, wyczuł, że tego dnia masz formę akurat na 22 km i Cię skierował na półmaraton ;-) Życzę powrotu do formy również maratońskiej
    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  2. Mocne proszki (z tramadolem?) uśpią ból, ale jakby coś się działo z kręgosłupem, to biegnąc mocno można pogorszyć sprawę. Lepiej uniknąć leżenia 2 tygodnie zwijając się z bólu, zastrzyków przeciwbólowych w dupę i takich tam - sam to przerabiałem...

    OdpowiedzUsuń
  3. Udało sie wystartować w maratonie toruńskim? Mam nadzieję, że już wszystko ok i problemy zdrowotne odeszły w zapomnienie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super blog! Gorąco zapraszam do mnie! :)
    http://viscaelbarcavivacatalunya.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie, bardzo fajny i motywujący blog. Powodzenia w kolejnych biegach! :)

    OdpowiedzUsuń