Moje starty

czwartek, 26 maja 2011

Huśtawka

Ogólnie z dnia na dzień mam skrajne emocje - od euforii po rozpacz. Dowiaduję się bardzo różnych i skrajnych rzeczy, nawet nie chce mi się pisać o tym wszystkim.

Ogólnie tylko powiem, że jest szansa że w listopadzie zacznę truchtać (: więc ogólnie nie narzekam (;

Ze stopą jest na prawdę super (przynajmniej tak się wydaje), ogólnie spotykają mnie na zmianę świetne i niezbyt świetne informacje.

Cieszę się z tego co jest, bo na 2020 rok zapowiada się na prawdę ostre bieganie!

czwartek, 19 maja 2011

Śniadanie (i nie tylko) mistrza (przyszłego) :D

Robię wszystko co mogę, aby wrócić do sportu jeszcze silniejszy! Przyświeca mi cel który jest na tyle śmiały i ambitny, że wstyd o tym mi trochę pisać, więc niech pozostanie tylko wiadomoe, że mierzę na prawdę wysoko! Co z tego wyjdzie - zobaczymy. Ale wiem że mam na to szanse, bo wszystko układa się wspaniale!
Gdy tylko zdejmę szynę gipsową, zakładam coldpacka na stopę. A poza tym moja dieta opiera się praktycznie wyłącznie na produktach wpływających na jak najszybszą regenerację kości! Do tego, przy mojej zerowej aktywności fizycznej, ważne jest aby drastycznie obniżyć kaloryczność posiłków. W końcu powrót przy kilku kg nadwagi na pewno nie uczyni mnie lepszym orientalistą ;] Chyba że by wprowadzili kategorie wagowe :)
Zdradzę Wam, co jeść i co robić, by stać się najlepszym :D

1. Nóżki.

Najlepsze źródło kolagenu - chyba jedno z najlepiej przyswajalnych. Do tego lubię je jeść, choć po kilku garnkach zjedzonych przedwczoraj, wczoraj i dziś już trochę brzydną :P

2. Łapki.

Drobiowa odmiana nóżek. Troszkę inny smak, podobne właściwości, a gdy zjedzone kilogramy nóżek podchodzą już pod mózg, łapki są dobrą alternatywą :)

3. Galaretka z nóżek.

Kolejny zastrzyk kolagenu. Wiem co prawda że podczas trawienia kolagen i tak rozkłada się na aminokwasy a potem jest ponownie syntetyzowany w organizmie, ale mam wrażenie że jedząc bezpośrednio kolagen, na pewno przyswoi się go więcej. A do przyswajania kolagenu niezbędna jest witamina C, stąd każdą porcję galaretki polewam sokiem z tego owocu. Poza tym fajnie smakuje z cytryną. Galaretki dodatkowo mają tą zaletę że nie mam zaklejonych palców i że można zjeść ich więcej niż nóżek (dziś zjadłem 5 miseczek galaretek z nóżek)

4. Mleko i produkty mleczne

Wiadomo, że mleko jest dobrym i bardzo bogatym źródłem wapnia. Jednak nie jest z nim tak pięknie jakby się wydawało. Metabolity mleka zakwaszają środowisko wewnętrzne organizmu, co z kolei zmniejsza wbudowywanie wapnia w kości. Nie jest to jakaś wiedza naukowa, ale tak słyszałem. Lepszym źródłem jest ser żółty, który z kolei jest bardzo kaloryczny, co w moim przypadku nie jest wskazane. Podsumowując - nabiał owszem, ale w umiarkowanych ilościach.

5. Galaretki owocowe

Bardzo dobre w smaku, aczkolwiek traktuje je jako mniej skuteczne niż te zwierzęce. Niemniej, miły dodatek. Wzorem jednej z gwiazd polskiego orienteeringu (przypadkowo mojego zawodnika :D) część galaretek wypijam, aby było szybciej i abym większą ilość mógł ich przyswoić. Galaretki to fajny dodatek w powracaniu do sprawności

6. Ryby


Bogate w witaminę D, niezbędną do przyswajania wapnia, a także w fosfor - inny budulec kości, oraz w korzystne kwasy tłuszczowe. Zarówno w formie smażonej jak i wędzonej - lubię jeść ryby. Zresztą ja lubię jeść wszystko :) Ale teraz najważniejszy jest powrót do biegania i jem wyłącznie to co mi go przybliża!!!
Jak to mawia jeden z moich byłych trenerów, że najbardziej z ryb lubi... rypanie :D
Dla mnie makrela też jest całkiem spoko xD

7. Warzywa

Ogólnie bardzo lubię warzywa. Nie wpływają one może bezpośrednio na przyrost kości, ale zapewniają dostarczenie witamin, a także niektórych minerałów. Wielką ich zaletą jest to, że są bardzo mało kaloryczne! Można się najeść i nie nabrać tłuszczu. Poza tym świetnie smakują. Owoce dla porównania mają dużo więcej cukrów w sobie, a co za tym idzie, energetyczność ich jest zwiększona. Z drugiej strony, z nich na pewno nie zrezygnuję, bo zaczyna się sezon na tyle świetnych owoców! Słyszałem ciekawostkę, że warzywa są też bardzo zdrowe na... zęby. Nie wiem ile w tym prawdy

8. Węglowodany


W okresie treningu - to podstawa. Niestety, nie jestem w okresie treningu. Dletego ograniczam węgle, i stąd staram się je jeść tylko na śniadanie. Ulubiona moja forma to płatki z mlekiem (czasem z jakimś jeszcze dodatkiem). Poza śniadaniem, raczej nie jem węglowodanów. Natomiast na śniadanie, w połączeniu z mlekiem, wzbogacają dietę nie tylko w energię, ale i w wapń oraz witaminę B12, szczególnie dla mnie istotną, jeśli mam wrócić silniejszy niż przedtem!

9. OrSi

...czyli krzem organiczny. Irlandzki preparat o cudownych właściwościach (podobno), zawierający krzem w świetnie przyswajalnej postaci. Mam nadzieję że jest tak dobry, jak o nim mówią. Nie był tani, ale powrót do biegania jest bezcenny!!!!!

10. Mumio


Mumio to oryginalny specyfik z Kirgistanu, chyba nie do końca przebadany przez PZH (ale może się mylę ;)). Ważne że ma podobno rewelacyjne działanie. Tabletki zawierają kompleks marko- i mikroelementów oraz większość pierwiastków śladowych. Stosowany razem z krzemem potęguje jego działanie na kość. Jaram się tym mumio, bo to na prawdę raczej rzadko spotykany 'lek' i wierzę że jest taki wspaniały. Jakby co, to mam na niego metę :P

11. Leki

Na szczęście nie muszę ich brać dużo - biorę tylko przeciwzakrzepowe i poprawiające drożność żył po operacji. Te drugie to nic specjalnego - tabletki do połykania. Natomiast nie będę ukrywał, że stosowanie pierwszych sprawia mi dużą frajdę :D (wiem, to głupie). Są bowiem podskórne, i codziennie czekam na wieczór kiedy będę mógł sobie zrobić zastrzyk. Nie są one bolesne, a przy umiejętnym wykonaniu, w brzuch wchodzą jak w masło, bez kropli krwi. Dostałem ich bardzo dużo, bo aż 42, ale na szczęście nie mam problemów z ich przyjmowaniem :) Choć wiem że z drugiej strony te właśnie leki nie wpłyną korzystnie na parametry krwi, ale są jednak koniecznością.

12. Chłodzenie


Gdy wyjmuję nogę z gipsu, od razu zakładam coldpacka na stopę, obniżającego obrzęk. Miałem to w zaleceniach w karcie wypisu - obok elewacji kończyny i jej usztywnienia. U mnie gips gra bardziej rolę ochronną przed urażeniem, niż unieruchomiającą (akurat to co miałem robione nie wymaga takiego unieruchomienia).

Ogólnie jak widać robię wszystko żeby wrócić do sportu jak najszybciej, ale wiem że pomimo tych wszystkich zabiegów i diet, to czas jest najlepszym lekarzem! Ale mam wewnętrzne przekonanie, że mi się uda!!!

Poza tym, na prawdę wszystko układa się jak na razie super w moim życiu! Jedynie może być problem z ukończeniem studiów (z powodu tej kontuzji), ale myślę że jakoś sobie z tym poradzę.

wtorek, 17 maja 2011

Powrót

...na razie do domu. Wczoraj zakończyłem swój ponad 5-dobowy pobyt w szpitalu. Może to zabrzmi dziwnie, ale bardzo mi się podobało! Było na prawdę super i każdemu polecam pobyt w Otwocku (czego oczywiście nikomu nie życzę). Ale po kolei:
Przyjechałem w środę rano, dostałem od razu salę samemu - rewelacja! Potem badania krwi, EKG, prześwietlenie. Od 12 w południe nic już nie jadłem. Kładłem się trochę przejęty, ale bez przesady.
Rano obudziłem się głodny, ale oczywiście ani jeść ani pić już nie mogłem. Czekałem do jakiejś 10 na operację, ale nikt nie przyjeżdżał, więc zasnąłem. O 12 wreszcie po mnie podjechali i po miłej przejażdżce szpitalnymi korytarzami znalazłem się w sali operacyjnej. Zero stresu przed i w trakcie operacji. Cieszyłem się że miałem znieczulenie miejscowe, bo cały czas wiedziałem co się dzieje. Wiem że całą operację żartowałem z anestezjologiem i gadałem trochę głupot. Koniecznie chciałem zobaczyć jak mi robią stopę i ciągle pytałem czy mogę :D Ale zasłonięte było więc nie widziałem nic. Byłem jednak na tyle upierdliwy, że włączyli mi w końcu plazmę ze zdjęciem rentgenowskim, przesunęli tak żebym widział i obejrzałem jak wkręcają mi śrubę w kość. Bardzo mnie to zaciekawiło i dałem im spokój. Tętno przed samą operacją miałem 52, w trakcie nie wyszło ani razu powyżej 60 - forma nadal jest :D Jeszcze pamiętam że stwierdziłem do lekarzy że jeśli będzie trochę wystawał metal z kości to nie przeszkadza, bo i tak w kolcach biegam po lesie! Język mi się przy tym strasznie plątał i namawiałem anestezjologa żeby mi dał trochę tego co mi wstrzykuje do domu :) Ogólnie chyba za dużo gadałem bo pomimo dwóch godzin na stole zleciało mi to bardzo szybko. Chyba musiał mi się trochę film urwać :P Nawet pamiętam że miałem lekko zawiedzioną myśl 'jak to, to już?'.
Poza śrubą, był zastosowany również przeszczep kostny z piszczeli oraz podane czynniki wzrostu wyizolowane wcześniej z mojej krwii. Dzięki temu wszystkiemu wierzę że wszystko będzie dobrze.
Operował mnie świetny młody lekarz i zarazem wspaniały człowiek. Miałem z nim doskonały kontakt zarówno przed jak i po operacji. Chętnie odpowiadał na wszystkie pytania, był uprzejmy, bardzo pomocny i po tym doświadczeniu wiem że byłem w dobrych rękach! Ogólnie bardzo się cieszę że do niego trafiłem i że miałem taki szybki termin operacji i tak miłą obsługę w szpitalu. Na prawdę, miałem duże szczęście.
Operacja udała się podobno znakomicie, wszedł w kość pod idealnym kątem i powrót do pełnej sprawności jest tylko kwestią czasu, i to niedługiego!
W nocy, po operacji, gdy znieczulenie puściło, i odzyskałem czucie w nodze, czułem silny ból, ale zaraz dostałem przeciwbólowy środek i szybko przestało boleć. Z dnia na dzień czuję ogromną poprawę, co z jednej strony jest budujące, a z drugiej mnie przeraża! Przeraża dlatego, bo wiem że to mnie będzie kusiło do wcześniejszego podjęcia aktywności, ale postanowiłem sobie że tego nie zrobię!!! Obecnie nie czuję właściwie żadnego bólu, ale dalej konieczna jest elewacja operowanej kończyny. Do tego mam jeszcze 40 przeciwzakrzepowych zastrzyków, które robi się samemu (bardzo mi się to podoba i chętnie to robię :D). Ogólnie to chyba bym się nadawał na lekarza :D
Teraz czeka mnie najgorsze - siedzenie w domu. Dobrze że mam tylko szynę gipsową, dzięki czemu mogę choć na chwilę wyjąć nogę żeby pooddychała!
Dziękuję serdecznie wszystkim za odwiedziny w szpitalu! Było to niezmiernie miłe i budujące! Dzięki temu pobyt w tym szpitalu był tak miły!!! Zdziwiłem się że odwiedziło mnie aż tyle osób, to było super!!!!!!!

wygolona noga :P tuż przed operacją...


...i po operacji:


Szwów nie pokazuję, bo nie są za ładne. Ale jak ktoś chce zobaczyć, to zapraszam na chatę :D


Wkrótce napiszę o mistrzowskiej diecie jaką stosuję po powrocie do domu :D

poniedziałek, 16 maja 2011

Sammy Wanjiru 1986-2011


Bardzo smutna wiadomość z Kenii. Młody, utalentowany zawodnik zginął wczoraj w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Był moim zdaniem przyszłością biegów długodystansowych na świecie - miał przed sobą wiele lat kariery i jeszcze więcej lat życia. Jest Mistrzem Olimpijskim w Maratonie z Pekinu, gdzie wygrał w wieku zaledwie 21 lat! Bił również nie raz rekord świata w półmaratonie. Pamiętam gdy jakieś 5 lat temu dziwiłem się że jakiś chłopak w moim wieku (wtedy miałem 19 lat) pobił rekord świata na dystansie półmaratońskim w Holandii.
Wiadomo, że Sammy miał ostatnio trochę osobistych problemów. Wielka szkoda że skończyło to się tak tragicznie :( Może to oklepane stwierdzenie, ale to na prawdę jest ogromna starta dla światowego sportu! A dla nas, biegaczy, jest to szczególnie przykra informacja.
To już druga strata takiego młodego sportowca w minionym tygodniu. W poniedziałek, 9 maja, na trasie etapu Giro Italia zginął również młody kolarz - Woulter Weylandt. Ogólnie jak sobie przypomnę, to już tylu młodych sportowców straciło życie. Szukać daleko nie trzeba - Kamila Skolimowska, Agata Mróz, Arek Gołaś, i pewnie wielu innych których nie pamietam w tej chwili. To jest przerażające. Ale to również uczy doceniać ten wielki dar jakim jest życie, mimo wielu przeciwności spotykających nas w nim.

Co do mnie - to dziś wróciłem ze szpitala, już po operacji. Wkrótce napiszę coś więcej...

niedziela, 8 maja 2011

RJnO - Mistrzostwa Warszawy i Mazowsza

Ostatni kontakt z mapą przed operacją odbył się dziś na terenach WAT-u i rezerwatu Łosiowe Błota. Stawiła się na prawdę mocna ekipa PUKSa, jak nigdy :). Ten dream team to: Monika i Marcel Kajzer, Adam Szmulkowski, Krystyna Galicz i moja skromna osoba :D (chyba nikogo nie pominąłem :P).
Na uwagę zasługuje fakt, że po raz pierwszy, wreszcie namówiłem moją mamę na zabawę z mapą! Bardzo się z tego powodu cieszę, tym bardziej że ukończyła zawody w bardzo trudnym jak na całkowitego laika terenie (co dodatkowo utrudniała nie do końca odzwierciedlająca rzeczywistość mapa)
Niestety - zawody na dystansie sprinterskim były nieporozumieniem. Nawet nie chce mi się pisać jak jechałem, zamieszczać mapy, bo dla mnie te zawody się nie odbyły. Każdy popełnia błędy i zdarzają się wpadki dlatego nie będę dużo krytykował, ale na prawdę byłem wściekły. Jeśli mamy propagować, zachęcać ludzi i popularyzować orientację sportową, to na pewno nie tędy droga. Ocena za organizację sprintu: dwója (i to taka studencka, nie uczniowska, bo taka zalicza!). Nie będę wnikał kto zawinił, ale pewne słuchy mnie doszły :) Zdarza się najlepszym :P
Jeśli chodzi o wyniki (choć myslałem że nie będzie klasyfikacji w ogóle sprintu) to świetnie spisał się Adam Szmulkowski, zajmując 2 miejsce i ustępują tylko zawodnikowi światowej elity, duńczykowi Michaelowi Sommerowi (39. miejsce w WRE). Jak potem powiedział na konferencji: 'miałem już duńczyka na pierwszym punkcie, ale potem musiałem zwolnić bo nie wypadało być niegościnnym dla takiej sławy. Po zawodach dostałem nawet autograf na moim mapniku od tej gwiazdy światowego orienteeringu". Jak widać każdy może zaznać polskiej gościnności :D.
Do tego świernie spisała się moja mama, zajmując pierwsze miejsce w swojej kategorii! Sam fakt znalezienia wszystkich punktów jest już powodem do dumy, zarówno zawodniczki jak i trenera!
Do tego wiem, że Marcel również wygrał sprint (tak jak i średni!), ale niestety nie znam dokładnych wyników Moniki.
Ja byłem ósmy, jako jedyny z PUKSa poza podium :P
Na średnim postanowiłem się odegrać, i zdecydowałem pojechać na maxa. Tym razem to mi przypadła rola gospodarza i musiałem ustąpić pola tylko duńczykowi, zajmując 2 miejsce, z ogromną stratą ponad 7 minut do zwycięzcy! Szmulek tym razem 4 sekundy za podium, na 4 miejscu. Poniżej dokładna analiza dystansu średniego w kategorii elity dwóch czołowych zawodników :D



mój ślad: różowy-zielony-niebieski-zielony
Adama ślad: z Garmina, zielono-żółty
Pomimo znacząco różnych przebiegów, uzyskaliśmy bardzo podobny czas łączny (20" różnicy)
1-50. Zupełnie inne warienty. Mój bardzo szybki, Szmulka krótszy. Ale ja chyba na tym zdecydowanie lepiej wyszedłem. Dzięki bardzo długiemu odcinkowi po asfalcie mogłem zdecydować o wariantach już na całej trasie. Szmulek dużo stracił moim zdaniem na tym przebiegu (niestety, system SI na tego typu zawodach to jeszcze chyba odległa przyszłość :(, więc międzyczasów nie porównamy)
2-51. Identyczny, najlepszy i jedyny wariant - szosą
3-52. Tak samo, jedyny słuszny wariant
4-53. Do końca miałem w planie wariant od lewej, ale w ostatniej chwili (właściwie musiałem się cofać, na czym straciłem ok 15 s) zdecydowałem się na prawą ścieżką. Decydująca była przejezdność lewego wariantu, choć i z prawej czekała mnie kąpiel błotna. Szmulek pojechał tu moim pierwotnym zamysłem
5-54. Identyczny wariant
6-55. Już przed podbiciem 5 myślałem jak na 6 jechać. Znów pojechałem w stronę szosy, i znów zmieniłem zdanie, gdy zobaczyłem że nie ma ścieżki prowadzącej do drogi, która na mapie jest. Znów więc zawróciłem (zapomniałem tego na przebiegach moich zaznaczyć). Adam się przedzierał do szosy, ale istniało ryzyko niezauważenia wąskiej zarośniętej ścieżki na której stała 6, stąd ja wolałem się cofnąć.
7-56. Na 7 można było jechać z 2 stron, obaj wybraliśmy lewy wariant.
8-57. Na 8 znów diametralnie różne przejazdy. Ja jechałem bliżej linni i na pewno krótszym wariantem, Adam dużo dłuższym, ale za to w większości szosą. Mimo to uważam że mój wybór był lepszy, ponieważ moja droga prawie na całej długości była świetnie przejezdna
9-58. Tu długo się wahałem, ale zdecydowałem się na lewy wariant. Adam pojechał prawym i zrobił błąd. Myślę że lewy był odrobinkę szybszy ale i odrobinkę bardziej mokry ;]
10-59. Prosty i jedyny wariant
11-44. No i tutaj nie wiem. Ja, będąc już cały w błocie i mokry zdecydowałem jechać blisko linii, ścinając przez bagno. Wydawał mi się ten wariant optymalnym. Adam pojechał dookoła, po suchym twardym lądzie :) Istniał jeszcze 3 wariant, objeżdżać główną aleją aż do torów i tam w prawo. Moje koncepcje ewoluowały. Najpierw byłem pewien że pojadę tak jak Adam, jak już podbijałem 10 zdecydowałem na wariant objazdowy do torów, a po drodze stwierdziłem że i tak już wszystko jedno, więc można się trochę potaplać - szczególnie że następne takie taplanie czeka mnie dopiero za parę miesięcy :( Myślę że to był najszybszy wariant.
12-45. Obaj pojechaliśmy tak samo od lewej. Nie wiem czy od prawej przy polanie i dalej tą grubą drogą nie byłoby szybciej. Myślę że tu mały błąd wariantowy.
13-99. Inaczej pojechaliśmy. Ja ciąłem przez polankę, Adam do asfaltu. Myślę że jednakowo opłacalne warianty.
Jak widać, moja mama robiła spore błędy, ale ważne że się nie poddała i znalazła wszystko. Wiem że przebiegi mogą być nieczytelne, bo niektóre się dość irracjonalne :) Szczególnie polecam z 5 na 6, z 6 na 7 i... z ostatniego 13-99 na metę :D Też tak biegałem, i to bardzo niedawno!!!


A po rowerowych zawodach pod Arkadią spotkałem dobrego ziomka z AZSu, Łukasza, z którym się już rok nie widziałem. Zawsze solidarnie mamy kontuzje (on na szczęście już zaczyna truchtać), a mamy nawet takie same co do sekundy życiówki w półmaratonie :) Zmierzyliśmy się w torze przeszkód NIKE, dołożyłęm mu 11 sekund :D W sumie gdyby nie błąd na piłkach i poślizgnięcie na płotkach, mogłem rozwalić całą konkurencję :D Niestety, chwilę potem stopa mocno się odezwała :/ Ale bło fajnie! :) Choć bardzo nierozsądnie. Jakby któryś mój zawodnik tak zrobił, zhejtowałbym go bardzo :)



W tle wyniki konkurencji :D

Muszę zapomnieć o orientacji sportowej na dłuższy czas, choć to nie sposób. Ale to jedyne rozwiązanie by przetrwać i w zdrowiu wrócić do sportu. Już w środę idę do szpitala, w czwartek mnie reperują. Oby udanie :)
Jutro ważny dzień - kwalifikacje biegowe do MEJa, w których startuje kilku moich podopiecznych :) Stresuję się, trzymam kciuki za wszystkich, ale wiem że realne szanse (i to bardzo duże!) ma na zrobienie limitu jedna osoba. Ta, która wykonała praktycznie 100% treningów i wysyła mi regularnie raporty i widać że jej (właściwie jemu) najbardziej zależy. Liczę że reszta weźmie przykład :)
Bardzo się wkurzę jak Wojtek nie nabiega tego limitu, oczywiście na siebie, bo będzie to moja wina - jako jedyny robił dokładnie wszystko, nie odpuścił żadnego treningu. Już jeden taki poważny sprawdzian miałem - z Michałem. I zdałem go na ocenę bdb :) Teraz czas na Wojtka! Ogieeeeeeeeeeeeń!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

wtorek, 3 maja 2011

Turystyka rowerowa - zawsze coś :)

Nie będę wiele pisał, bo natchnienie złapałem wczoraj w nocy - więc załączam skana :)


Jak coś się nie da rozczytać, to tym lepiej, bo o 4 rano różne dziwne rzeczy się pisze :)
Dodam tylko jedną długą wycieczkę, którą zrobiłem sobie w sobotę, 30 kwietnia :) Wyszło 103 km, a kolana wytrzymały. Niestety, najgorsze będą trzy tygodnie po operacji, bo nawet rower wtedy odpada. Jutro jadę ustalić szczegóły. Oby termin 12 maja wypalił!
Poniżej sobotnia wycieczka:


i kilka fotek z drugiego końca Kampinosu :)


Kanał Łasica na swoim końcowym odcinku (Famułki Brochowskie)



Wieża przeciwpożarowa - Góra św. Teresy




Dąb Powstańców 1863 r.

cmentarz wojenny w Granicy

droga gruntowa - do Górek

OOŚ Karpaty

Stare tory kolejki (okolice Secymina)

No a po 103 km jazdy nie ma to jak browar pod sklepem w Truskawiu :) Zasłużyłem...

I jeszcze trasa na mapie KPN z zaznaczonymi miejscami zrobionych zdjęć (czerwone kropki)


Kocham Kampinos, a takie kontuzje dają mi szansę pocieszyć się jego najdalszymi zakątkami :) Kolejny pozytyw mojego złamania :)

A jeszcze z pozytywnych informacji - przez długi weekend nie próżnowali moi zawodnicy :) Wszyscy orientaliści startowali w GPM - z najlepszym skutkiem Wojtek Dudek, zajmując drugie miejsce w M18. Michał natomiast pobił dziś swoją życiówkę na bardzo trudnej trasie w biegu Konstytucji (16:27). Krzysiek zaś trenował tylko, ale wreszcie widać jakieś efekty tych dwóch pierwszych tygodni treningu, co też bardzo cieszy. Gratulacje dla Wojtka i Michała świetnych wyników!!!!!