Moje starty

środa, 30 maja 2012

Baltic Cup - wymęczona ale i wymarzona kwalifikacja!

Takiego nawału roboty nie miałem chyba ze 2 lata. Już zapomniałem jak to jest pozapierniczać pod koniec semestru na uczelni nadrabiając zaległości i pisząc prace roczne, ogarniając przy tym 2, a nawet 3 bardzo ważne dla mnie wyjazdy - Jukolę, Estonię oraz Hiszpanię. Czasu mało, więc będzie zwięźle i na temat.
Po Balticu spodziewałem się znacznie więcej ze swojej strony - niestety to że biegałem po morenowym terenie tylko raz wcześniej w życiu (2 lata tema na BC, zajmując 2 razy ostatnie miejsce).
Pierwszy etap - po przybiegnięciu miałem nadzieję że to najgorszy mój etap na Balticu. Okazał się niestety najlepszym. 3 duuże błędy, dużo do urwania, była szansa nawet na wygranie tego etapu. Ale jak wiadomo czystych biegów nie ma...

 Drugie dzień - wyszło że jednak normalny to ja nie jestem. Po błędzie na PK 1 na 2 minuty doszedł mnie znany blogger Tadziu i całkowicie się poddałem. Tadzika odpuściłem na 3 punkcie, a na 7 zrezygnowałem z biegu. Schodząc, Jasina i Charuba opierdzielili mnie że schodzę z trasy, głupio mi się zrobiło i dokończyłem ;] z przedostatnim czasem tego biegu, chodząc całą trasę, truchtając z górki. Gdybym nie odpuścił już na jedynce, była możliwość nawet wygrania w tym dniu kwalifikacji do WUOCa - wszyscy czesali równo.

Trzeci dzień - bieg ostatniej szansy. Maksymalna mobilizacja, maksymalna napinka i do połowy trasy szło gładko, płynnie i czysto. Miałem też na uwadze czas Marcina Richerta, jaki uzyskał ze złamanym żebrem na tej trasie (przybiegł już na metę  zanim ja wystartowałem) i była duża szansa na pokonanie tego czasu. Skutecznie jednak zaprzepaszczona - najbardziej na punkcie 20. Tutaj, doganiając już Mikołaja Dutkowskiego stwierdziłem że przestaję szukać punktu, zdając się na niego i obczajałem sobie kolejny już przebieg na 21. Efektem tego było zamulenie przez nas obydwu tego punktu na 6 minut. Doszedł mnie w momencie podbijania 20 Bartosz Pawlak, za którym to pokonałem punkty 22-26, próbując tylko kontrolować mapę. Na prawdę mocno ciska on po lesie :) choć na 21 jeszcze udało mi się podbić przed nim, cisnąc mocno długi przebieg.

Potem na mecie wyczekiwanie na Chrupka, wiedziałem już że musi znacząco gorzej pobiec, bym mógł się z ostatniego miejsca zakwalifikować. I udało się - choć nie tak miał mój awans wyglądać. Wyniki kwalifikacji dały mi ledwo punkcik przewagi na Łukaszem!
Cieszę się ogromnie że spełniłem swój cel sezonu - awans na Akademickie Mistrzostwa Świata w Alicante!!!! Co cieszy jeszcze bardziej - jest duża szansa że biegał będę moje wymarzone dystanse na tych zawodach!
Teraz już za 2 dni Mistrzostwa Polski gdzie po raz kolejny będę walczył o pierwszą klasę, choć nie ma co ukrywać - przy ponad 50 zawodnikach startujących w elicie będzie to zadanie cholernie trudne!
Tak czy siak - daj z siebie wszystko, jak zawsze (no, nie licząc drugiego etapu Baltic Cup)

środa, 23 maja 2012

0,71 sekundy

Tyle zabrakło do aktualizacji prawej rubryki w blogu. Biegałem wczoraj 3000, bez napinki, choć chciałem pobić marną życiówkę. Skończyło się piątym miejscem, przegraną z Kubą Dragowskim, brakiem niecałej sekundy do życiówki i ogromnym zmęczeniem. "Żenada" jak to określił mój wczorajszy występ znany i lubiany wściekły bluźnierca doskonale oddaje poziom mojego wyczynu. I wszystko się posypało...
Dziś rano jeszcze było miło, pograłem półtorej godziny w piłkę ręczną, co sprawia mi ogromną frajdę i przyjemność. Szło dobrze, dużo rzuconych bramek i byłem bardzo pozytywnie nastawiony. Tym bardziej że to co najlepsze, czyli mapka, dopiero czekała na mnie po południu.
Ciężko mi znaleźć niewulgarne słowa, by określić ten trening w moim wykonaniu. Gorąco, komary, pokrzywy i uczulenie które daje mi się ostatnio mocno we znaki. Do tego dorzućmy rozjebany kompas i nagle wszystko potrafi wkurwić. Tak wyglądają przebiegi w banalnym lesie zawodnika z ambicjami.
O nawet skaner się rozjebał, nie mogę mapy zeskanować. Przekurwazajebiście. Odbiegałem w zupełnie innym kierunku, kompas się zgadzał. Wyprzedzały mnie kobiety z dziećmi, zrobiłem ostatni czas. Fajnie będą wyglądały kwalifikacje na WUOC z takim kompasem. A może jednak się nie zepsuł, tylko ja jestem takim drewniakiem? Czy w ogóle możliwe żeby kompas się zepsuł?
Poziom rozwścieczenia bardzo wysoki, dlatego muszę trochę żali powylewać w sieć, niech idzie i niesie złą nowinę całemu światu.
Morale spadły do zera, ide na rolki, pewnie się rozjebie patrząc na cały dzisiejszy dzień

poniedziałek, 21 maja 2012

Klubowe Mistrzostwa Polski - lekcja pokory


Pierwszy bardzo ważny start tego sezonu za mną. Wiązałem z nim duże nadzieje. Jednym z celów było zdobycie 1 klasy sportowej, inny równie ważnym, a może i ważniejszym, dobry start na pierwszym biegu kwalifikacyjnym do Akademickich Mistrzostw Świata w Alicante.
Rywalizacja podczas pierwszej rundy KMP rozpoczęła się od piątkowych sztafet. Ten dzień raczej nie należał dla nas do udanych. Nasza sztafeta M pobiegła na miarę swoich możliwości, choć jakbym każdy z nas pobiegł odrobinkę lepiej, punkty dla klubu by były. A tak skończyło się na 11 miejscu. Sztafeta KJM niestety nkl, i jedynie MJM w mieszanym składzie uciułała jakieś punkciki

Drugi dzień to klasyk - długi klasyk, bo aż 15,9 km. Ale w szybkim i płaskim terenie takiego dystansu należało się spodziewać. Zastanawiałem się nad taktyką, miejąc na uwadze kwalifikacje, które to miały się odbyc następnego dnia na sprincie. Biegło mi się jednak na tyle czysto i bezbłędnie, iż nie oszczędzałem się w ogóle i dałem z siebie wszystko. Jako że startowałem 3 z męskiej elity, udało mi się przybiec pierwszym na metę, wyprzedzając po drodze Jacka Nowaka i kolegę klubowego Łukasza. Wiedziałem że goni mnie na 9 minut Kamil Włodarczyk i już na trasie nerwowo oglądałem się za siebie. Gdy przybiegł Kamil, byłem bardzo zadowolony - straciłem do niego tylko 14 sekund na tak długiej trasie! Potem już tylko robiło się coraz gorzej. Myśląc że zrobiłem super czas, ostudził mnie z entuzjazmu Marcin Richert, przebiegając trasę o 8 minut szyciej niż ja. Przybiegł razem z Jackiem Morawskim, który to również okazał się lepszy. Byłem 4, ale wiedziałem że jeszcze kilku mnie wyprzedzi na 100%. I tak, obsuwając się w dół, skończyłem zawody na 9 miejscu. Planem była pierwsza ósemka - prawie się udało. Niestety jednak, ósme miejsce, które dałoby mi zdobycie 1 klasy, musi jeszcze poczekać.
roztruchtanko po klasyku z ziomalem klubowym i zwycięzcą M18 :)
 Sam bieg oceniam na bardzo dobry, choć oczywiście było do urwania kilka minut. Sądzę jednak, że maksimum co mógłbym nadrobić to 5 minut, a to nie wystarczyłoby nawet na pierwszą '6'. Bardzo źle biegło mi się punkty 20, 21, 22 - tam łącznie było na pewno ponad 2 minutki do urwania. 23 niepewnie i zabiegnięty, a największy błąd na 24, który wynosił około minuty, lub nawet troszkę więcej, wynikał już chyba z dużego zmęczenia.

Przykro trochę dostawać na 'czystych' przebiegach po pół minuty albo i więcej - ale to tylko mobilizuje do mocnego trenowania. Jedyny przebieg jaki wygrałem to finisz, dokładając nawet Wojtkowi Kowalskiemu cała sekundę :D dobrze że mój największy rywal do wygrywania finiszów póki co biega w M18 ;) Choć jak patrzę, to szybszych z innych kategorii na finiszu było kilku (Rzeńca i Kaczocha z M16 oraz oczywiście Wojtek Dudek z M18, ale też i Szostak Adrian).
W niedzielę prawdziwa chwila prawdy. Tak jak na sobotę moim celem była pierwsza '8', tak na sprincie, wydawać by się mogło moim koronnym dystansie, marzyłem o pierwszej '6'. Stresowałem się bardzo przed tym biegiem, dużo o nim myślałem. Na rozgrzewce biegałem bardzo szybko, byłem mocno naładowany i bardzo zmobilizowany. O dziwo, to mi pomogło - całkowita napinka sprawiła, że podczas biegu potrafiłem się skupić tylko i wyłącznie na mapie. Tak jak na klasyku myślałem o wielu rzeczach (w końcu trwał on 5 razy dłużej), tak podczas sprintu całkowicie nic mnie nie obchodziło i nie pamiętam żebym myślał o niczym innym niż o dokładnym czytaniu mapy. Pobiegłem bezbłędnie, na maxa, w trupa, nie dałem rady nawet odrobinę szybciej. W połowie trasy już czułem bardzo duże zmęczenie, być może częściowo wynikające z pokonania dzień przed 18 km na pełnych obrotach. Co prawda na mecie nie zemdlałem, ale byłem całkowicie wypompowany. Sczytując czipa wierzyłem że mogę nawet prowadzić. "5 place out of 14" na wydruku zgasiło mnie całkowicie. Czułem się po prostu bezradny. Zrobiłem wszystko co mogę, a i tak byłem daleko. Liczyłem po cichu na wygranie kwalifikacji do AMŚ - skończyło się na 4 miejscu wśród kwalifikantów, a ogólnie na 10 w kat. M21. Kwalifikacje wygrał Rafał Podziński, przed Jackiem Morawskim i Kubą Dragowskim. Na szczęście nie straciłem do nich dużo, ale 36" do zeszłorocznego Mistrza Świata Juniorów małą stratą też nie jest. Jeśli chodzi o poszczególne przebiegi, to z Kubą przegrałem 9:11, z Jackiem 8:12, a z Podziem 5:15. Po 1 rundzie kwalifikacji jestem 4ty, ze stratą 14 punktów do prowadzącego. Na dzień dzisiejszy jadę, ale wszystko rozstrzygnie się już w najbliższy weekend podczas Baltic Cup w Wejherowie, gdzie dam z siebie wszystko by wskoczyć na podium kwalifikantów.
Cały bieg sprinterski wygrał Wojciech Kowalski z kosmicznym czasem 16:27.

Po głębszej analizie, znajdzie się trochę miejsc, gdzie było do urwania kilka sekund. Miałem duże problemy z doczytywaniem mapy na przebiegach 12-13 oraz 15-16 (co widać po większych stratach na międzyczasach). Sama jakość wydruku mapy i odcienie symboli (czarne warstwice?????!!!) pozostawiają trochę do życzenia. Bałem się przeskoczyć murka nie do przejścia, ale moja ostrożność okazała się zbyt duża, ponieważ na 16 biegłem dobrze i w ostatniej chwili stanąłem, cofnąłem się i biegłem schodami, zamiast po kresce przez murek, który był do przejścia! Szacuję że na tych 2 przebiegach do urwania było około 15-20 sekund. Zły wariant na 9 i nie najlepszy na 5 mogły mnie kosztować łącznie dodatkowo 5-10 sekund. Wiecej błędów nie widzę - jak ktoś znajdzie niech napisze :) Tak czy siak, nawet przy czyściutkim biegu z Podziem przegrałbym na pewno, nie wspominając o Wojtku Kowalskim, Marcinie Richercie czy Kamilu Włodarczyku, którzy póki co są dla mnie zupełnie inną ligą. Mając na uwadze, że nigdy nie ma idealnych biegów, ten bieg oceniam jako najlepszy sprint w mojej 'karierze'. Choć w tak łatwym terenie trudno było błądzić. Dla klubu zdobyłem 17 punktów (9 w sobotę i 8 w niedzielę). Byłem 3cim punktującym z klubu, za Zuzią i Wojtkiem.
Jutro zamiast mocnego akcentu planuję start na 3000m, choć jeszcze nie wiem na 100% czy pobiegnę, wszystko zależy od samopoczucia. Potem odpoczynek i od piątku ogieeeeń!!!!!!!!!!!!!!!!

poniedziałek, 14 maja 2012

Urodzinki!


W sobotę świętowałem pierwsze urodzinki mojego dodatkowego elementu układu ruchu - dokładnie 12 maja miałem operację stopy, która dała mi nowe sportowe życie! Chciałem na początku napisać rocznica, ale jakoś ma to negatywny wydźwięk :). Po raz kolejny mogę wyrazić wielką wdzięczność doktorowi Szyszce za tak profesjonalną i perfekcyjną robotę!!!! A najlepszym dowodem na fach lekarza jest to że biegam, nie dość że biegam, to po krzakach, bagnach, gałęziach, skałach. A i owe bieganie po niezbyt przyjaznym stopie podłożu idzie mi coraz lepiej co cieszy mnie ogromnie! Owszem, po roku zacząłem odczuwać pewien dyskomfort w stopie, jednak czymże jest ból po zawodach, jeśli następnego dnia jestem gotów do stoczenia kolejnej walki w lesie! Mam nadzieję że śrubka nie będzie się zbytnio przegrzewać ;)
Urodzinki świętowałem (a jakże by inaczej) z mapą w ręku. Rano, przy niezbyt sprzyjających warunkach, przetruchtałem sobie traskę podczas akcji "Cała Polska Biega z Mapą", która to akcja mimo słabej pogody na takie imprezy, zgromadziła całkiem pokaźną liczbę uczestników, co bardzo cieszy!





Traskę 1,9 km przebiegłem sobie bardzo spokojnie i bezbłędnie (no może jeden wariant byłby te 5-10 sekund szybszy), choć mimo to troszkę się spociłem :) zająłem 3 miejsce na 174 osoby które ukończyły trasę. Wygrał jakiś gwiazdor z reprezentacji Polski, poza zasięgiem :) Potem jeszcze raz pobiegłem trasę z mamą, która tak jak i ja - z biegu na bieg, z mapą radzi sobie coraz lepiej.
Wziąłem też udział w innej zabawie - labiryncie. Fajny pomysł, ale ja jestem słaby w takich rzeczach :)
Ogólnie bardzo cieszy że taka akcja jest organizowana.Oby to znacząco wpłynęło na rozwój i popularyzację naszego sportu.
Tego samego dnia brałem udział w Mistrzostwa Mazowsza w Nocnym BnO. Lubię bardzo nocne zawody z mapą, ale ewidentnie nie umiem tego robić. Start był masowy, biegnąc na 1, dopiero po jakiejś minucie znalazłem start na mapie. Na PK 1 zarąbała prawie cała czołówka. Motyla pierwszego pobiegłem sam, na drugim skrzydełku spostrzegając doganiającego mnie Jacka Morawskiego. I tak z nim biegliśmy dalej cały czas. Muszę przyznać że ogromne wrażenie robie na mnie, jak Jacek czyta mapę w nocy na pełnej prędkości. Starałem się kontrolować całą sytuację, ale samemu na pewno tego odcinka trasy tak szybko bym nie pobiegł. Na kolejnym motylu rozstaliśmy się i biegnąc już sam punkty 14-19 szło mi to całkiem nieźle (na 19 Jacek był 40 sekund przede mną, do 14 biegliśmy razem). Na 20 całkowicie popłynąłem, wybiegłem gdzieeeś daleko, nie miałem pojęcia gdzie jestem. Po 14 minutach znalazłem pechowy wykrot, tracąc całkowicie ochotę na walkę. Ostatnie 11 punktów spacerowałem, a dobieg do mety miałem najwolniejszy ze wszystkich uczestników mojej kategorii. Po błędzie na 10 minut traci się ochotę na walkę.... Bardzo lubię nocne zawody, ale muszę traktować je całkowicie rekreacyjnie i zabawowo, nie napinając się na miejsce, bo kompletnie mi nie wychodzi i po prostu nie umiem nawigować w nocy.
Następny dzień to już inna bajka - Klasyk, na tej samej mapce co nocne. Wszystko jakoś inaczej wyglądało i wszystko widziałem - od razu inne bieganie. Bardzo chciałem powalczyć z czołówką orientalistów Polskich, jaką z pewnością stanowią Jacek Morawski i Piotrek Parfianowicz, jednak byłem przygotowany na dostanie batów. Biegło mi się nieźle, wygrałem 9 przebiegów, a przy większości miałem bardzo niewielkie straty do najlepszych. Pogrążyły mnie 2 punkty - 13 i 15. Na 13 - 2'30" błędu, na 15 (węzłowy!) - 4'15" błędu!!!!! Gdyby dodać do tego 10 sekundowe wahnięcia na 1 i 3, uzbierałoby się ponad 7 minut błędu. O ile jednak wahnięcia są wybaczalne, to błąd na ponad 4 minuty (czy nawet 2 minuty!) jest karygodny! Nie będę się jednak napinał, bo generalnie po tym biegu jestem bardzo zadowolony.
To był dobry sprawdzian przed najważniejszymi tygodniami w tym sezonie - czyli KMP, MP i eliminacjami do MŚ. Zająłem w końcu 4 miejsce, za Jackiem, Papusiem i bliżej mi nie znanym zawodnikiem o wschodnio brzmiącym nazwisku.
Mimo to, start ten dał mi bardzo pozytywne nastawienie przed KMP, które to już od piątku zaczynają się w Tomaszowie Mazowieckim i okolicach!
Przez pierwszą połowę maja wyciągnąłem również wnioski co do swojego treningu, skupiłem się na tym co robię i na tym jak robić żeby było lepiej. Wnioski bynajmniej nie racjonalne, ale w moim przypadku sprawdzone i skuteczne, co potwierdza analiza ostatnich 8 lat w dzienniczkach treningowych. Dziwne to jest, ale cóż - każdy organizm reaguje inaczej, i kluczem do sukcesu jest indywidualizacja treningu!
Gdy patrzę co się dzieje dookoła - jak wszyscy moi konkurenci są mocni biegowo, to zaczynam się lekko niepokoić. Myślę że orientalistów biegających w granicach 16:30 na 5 km są już w Polsce dziesiątki, jeśli nie więcej. Ja obecnie czuję się może na... 17:15 :( to co było do niedawna moim atutem, staje się powoli moją słabością. Ostatnio biegowo czuję się na prawdę słabo.
Ale jak wszyscy wiemy - las zweryfikuje :)

wtorek, 8 maja 2012

Pozytywnego coś :)


Majóweczka zakończona, pora wziąć się do pracy!
Ostatnie tygodnie stały pod znakiem zerowego trenowania i kilku startów. Stan permanentnego przemęczenia, jaki towarzyszył mi od MŚ w Helsinkach bardzo powoli, ale zaczyna przechodzić. Pierwszy poważny krajowy sprawdzian miał odbyć się podczas GP Mazowsza, w dniach 29.04 - 1.05, w okolicach Wieliszewa. To pierwsze zawody, w których uczestniczyłem w Polsce w tym roku z tak mocną obsadą.
Jeśli chodzi o dyspozycję fizyczną - byłem ciągle przemęczony, bałem się szybszego biegania. O technikę raczej się nie obawiałem, ponieważ ostatnimi czasy udaje mi się robić względnie mało błędów (jednak jeszcze za dużo żeby liczyć na medal MP). Na domiar złego, upał dawał się we znaki niemiłosiernie, a ja akurat nie przepadam za wysokimi temperaturami.
Pierwszy etap to middle na mapie z zeszłorocznej Olimpiady Młodzieży - Uroczysko Kałuszyn.

Zdecydowanie najwolniejszy teren zawodów i zdecydowanie najlepszy mój bieg tych zawodów. Tym bardziej bolała 2 minutowa strata do Maciej Grabowskiego, który okazał się bezkonkurencyjny tego dnia. Ja, z jednym znaczącym błędem i jednym wariantem zbyt obiegowym zająłem 2 miejsce, z czego byłem raczej zadowolony.
Drugie dnia bieganie w bardzo ciekawym, szybkim, ale też trudnym terenie, czyli skrócony middle na Steranych. Traskę 4,7 km pokonałem w 26 minut z haczykiem, przez który to haczyk i na tym etapie musiałem uznać wyższość rywala (tym razem Łukasza Gryzio).

Spokojnie można to było pobiec o 3 minuty szybciej, no ale jak się robi 2 duże błędy to o wygrywaniu można zapomnieć. W końcowym jednak rozrachunku, dzięki nieobecności Grabka na "Steranych", po 2 etapach miałem aż 6 minut przewagi nad drugim Kubą Drągowskim. Jednak 3 pościgowy etap liczył sobie aż 15,5 km, co delikatnie mówiąc sprawiało że byłem bardzo niepewny swego. Dodatkową sprawą, która mnie paraliżowała była niepewność o swoje zdrowie... Ale po rozgrzewce jakoś byłem w stanie ruszyć w trasę. Jeśli chodzi o 3 etap, to pokuszę się o dokładniejszą relację, ponieważ walka na trasie była na prawdę pasjonująca.

Ruszyłem spokojnie i wolno. 1, 2 i 3 w miarę płynnie. Na 4 błąd jaki mi się już dawno nie przydarzył - około 3'30" w plecy!!! Już oglądałem się za siebie, czy przypadkiem zza krzaków nie wybiega ucieszony Kuba że już mnie dopadł. Na szczęście tam mnie to ominęło, jednak co się odwlekło... Kolejne punkty w miarę płynnie i spokojnie. Aż do 12, gdzie kolejny babol. 13 kolejny błąd, 14 kolejny, 15 bardzo wolniutko. Spodziewałem się tego co i w końcu nastało - mocną grupę pod wezwaniem w składzie: Drągowski, Charuba, Gryzio ujrzałem wyłaniającą się z krzaków, jeszcze za moimi plecami. Próbowałem jeszcze odskoczyć, ale najzwyczajniej nie miałem na to siły. Na długim przebiegu na 16 Kuba prowadził grupkę przez krzaki, ja próbowałem drogami, co jednak okazało się nie opłacalne i szybko chłopaki mnie wyprzedzili. Z trudem do niech dołączyłem, biegnąc na punkt 16 i 17 prawie bez patrzenia na mapę. Na 18 sam poprowadziłem, ale nienajlepiej, na 19 też wyrwałem, ale jakoś za bardzo na lewo.
Podbijam 19 i patrzę - nikogo nie ma za mną. Okazało się że to był wodopój. I tak nie miałem zamiaru pić, więc nadarzyła się szansa na ucieczkę. I kolejny bład, który spowodował że znów biegliśmy w 4 osobowym tramwaju. Ciężko mi nawet było utrzymać się w nim na najdłuższym przebiegu zawodów. Kolejny, 21 punkt był bardzo ważny - wykruszył się motorniczy tramwaju. Kuba chyba coś przestał kontaktować, bo biegł przed siebie nie zważając na nasze "za daleko!". I tak zostało nas 3 - w tym składzie dotarliśmy do punktu 28, biegnąc cały czas razem. 29 okazał się decydujący. Po minutowym czesaniu rozdzieliliśmy się - ja i Łukasz poszliśmy na prawo, Chrupek lekko w lewo. Znalazłem paśnik od którego się odbiłem i wyszedłem prosto na punkt, a krok w krok za mną biegł Łukasz, który podbił punkt razem ze mną.

Na 30 leciałem już w trupa, na maxa żeby się urwać. Bałem się że Orientusiowy rywal ogra mnie na biegowym finiszu. Te 2 ostatnie punkty nie wymagały zbyt wielkiej filozofii - biegłem ile sił z nogach.

Na dobiegu jeszcze się oglądałem, ale wiedziałem już że swoje ugrałem :)

dwóch pakierów i Owczar - czyli najlepsi przedstawiciele Mazowsza w swoich kategoriach (M18,20,21) podczas GP Maz
I tak udało mi się wygrać po raz pierwszy tak duże zawody! Jestem z tego powodu bardzo zadowolony, ale i wiem że na dalszych startach jeśli będę chciał walczyć o zwycięstwo, to muszę wyeliminować błędy, których podczas 3 etapu zrobiłem mnóstwo! Te 15,5 km na ostatnim etapie w 32 stopniowym upale kosztowało mnie dużo...
podium Warszawsko - Łódzko - Pabianickie
 
Następny dzień odpoczynek, a kolejny prowadziłem Wojtkowi 5 km, choć starczyło mi sił ledwo na 3. Udało się nabiegać upragniony limit, za co duże graty!!
Końcówka długiego weekendu to bieganie, rozstawianie i zbieranie - czyli GP Nadleśnictwa Ostrów Mazowiecka. Mapki poniżej:

 Te zawody przyniosły mi inną refleksję - po raz 7 w tym roku uszkodziłem sobie oko. To skłania mnie do biegania kolejnych startów w okularach.
Teraz najważniejszy miesiąc  - miesiąc imprez mistrzowskich i kwalifikacji do tych międzynarodowych imprez. Napinam się na to wszystko, może nawet za bardzo. Pora się skupić, zrelaksować, powiedzieć sobie co jest na prawdę ważne,
i zapier.....!!!