Moje starty

niedziela, 31 lipca 2011

No i zaczęły się schody


Wczoraj, po raz pierwszy miałem okazję startować w nowej dla mnie dyscyplinie - biegu po schodach. Bieg odbył się w Bielawie. Na wieżę miejscowego kościoła udało się wbiec 98 zawodnikom, pokonując 312 stopni. Schody były bardzo kręte, dużo było możliwości do potknięcia. Uplasowałem się na 15 miejscu, 23 sekundy za czechem Celko, który łamiąc minutę (59,32 s) pobił rekord trasy. Drugi był Piotrek Łobodziński z również świetnym wynikiem 1:02,27. Jednak Łobo dopiero dziś dał czadu, pokonując atestowane 10 km w fenomenalnym czasie 32:28!!! WIELKIE GRATULACJE!
Jeśli chodzi o moją formę, to nie będę ukrywał, że sięgnęła dna. Dziś po wczorajszym 'starcie' czuję się bardzo styrany. Do tego na wadze powyżej 75 kg. Masakra. Ale trzeba się wziąć w końcu za siebie, najwyższy czas! Najważniejsze że stopa trzyma się w miarę w całości.
Czas zacząć się ruszać!

wtorek, 19 lipca 2011

Powrót

Mój powrót do biegania był bardzo intensywny. Najważniejsze jednak że ból w stopie mi go nie uniemożliwił, i że powrót do żywych odbył się w 100% na mapie. A stało się to na obozie przedolimpijskim, na który pojechałem jako trener. Już pierwszego dnia, 2 razy biegałem na mapie (sprint i średni):


Po tym stopa była bardzo obolała, a fizycznie było tragicznie. Technicznie zresztą też niedużo lepiej.
Wtorek zaczęliśmy długim klasykiem (jak na M16) w Skierdach. Od połowy dystansu szedłem. Po południu Niewiadoma, bez dróg, ale już lajtowo, biegłem z młodym.



Środa - rano Nieporęt (dno), po południu sprint w Dębe:


W czwartek średni w Nieporęcie (fatalnie technicznie) oraz Niewiadoma, też w miarę lajtowo biegałem za innym olimpijczykiem.
W piątek rano odpocząłem, a popołudniu pobiegłem dwa microsprinty - na jednym nkl, na drugim już w miarę dobrze, ale sił w nogach zabrakło...

W sobotę biegaliśmy na bardzo fajnym choć niedużym obszarze - na mapce Sterani, w okolicach Starej Olszewnicy. Gdyby nie jeden ogromny błąd nawigacyjny, bieg byłby całkiem udany. Po południu na sprincie w Nowym Dworze nie biegałem, pilnowałem punktów

Ostatniego dnia obozu biegało mi się na pewno lepiej niż na początku wyjazdu

Teraz jestem już po Olimpiadzie, najbliższe plany mam wyjątkowo bogate, wreszcie mam nadzieję zaczyna się wszystko układać dobrze.
Przy okazji - serdeczne gratulacje dla wszystkich medalistów OOM, szczególnie zawodników Mazowsza: Marysi Drągowskiej, Basi Żebrowskiej, Krzyśka Wołowczyka, Sebastiana Konarzewskiego i Kamila Anca!

niedziela, 17 lipca 2011

Wspomnienie...


Zanim napiszę coś o moim powrocie, najpierw chwila wspomnienia.
Może blog to nie miejsce by pisać o takich rzeczach, ale skoro jest on o mnie, to trudno pominąć sprawę, która była dla mnie wyjątkowo ciężka i przejęła mnie jak żadna inna w ostatnim czasie.
W tym roku musiałem pogodzić się ze śmiercią dwóch piesków - mojej babci Mamby i jej córki, a mojego psa - Czikuni. Dzięki Bogu, że wyjechałem na obóz przedolimpijski, bo bym chyba zwariował jakbym został w domu. Jeszcze wychodząc rano o 7, patrzyłem na agonię mojego pieska. Pożegnałem się z nią. To było straszne, wręcz koszmarne. Wiedziałem że jedynym wyjściem będzie uśpienie, ale praktycznie nikt nie potrafił takiej decyzji podjąć. Oszczędzę może szczegółów, ale generalnie bardzo bardzo bardzo przykro jest patrzeć jak pies który był ze mną przez całe moje świadome życie męczy się bardzo, rak płuc rujnuje cały organizm, a ja nie mogę nic zrobić.
Po tym wszystkim utwierdziłem się, że psychikę mam słabiutką i będę dążył do bycia twardym skurwielem którego nic nie rusza. Wiadomo że to trudne ale tak łatwiej i zdrowiej. Choć dla mnie w sytuacji z Cziką nie było możliwe zachowanie takiej postawy. Trzeba robić swoje, dążyć do realizacji marzeń, a uczucie schować w kieszeń.
Poniżej kilka zdjęć Cziki i Mamby. Czika miała lat 13, Mamba 15.


Czika - ok. 2001 rok - Mazury

Czika - 2007 rok - Kołobrzeg


Mamba - 2008 rok, Bielany

Mamba - 2008 rok, Kępa Potocka