Przygotowanie nasze było raczej słabe - ja nie wiedziałem prawie nic o rajdzie, a Szmulo czerpał informacje ode mnie :) noi taki udany duet stanął na starcie w sobotę o godzinie 11:30. Była to dla nas raczej nowość, ja sporadycznie startowałem w tego typu imprezach, Adam chyba w ogóle. Towarzystwo niby inne niż w orientacji sportowej, ale było sporo znajomych z zawodów BnO, jak chociażby Przyczajsone Kabanosy z Puszkami z OK Pałki :)
Pierwszy etap biegowy i scorelauf, na mapie 1:20000.
Na pierwszy punkt zdecydowaliśmy pójść tam gdzie było najbliżej i gdzie przewidywana kolejka była największa, czyli na łucznictwo. Nieświadomi byliśmy ile można stracić na zadaniach, stąd podeszliśmy do tego oby szybciej - strzelał tylko jeden z nas i było to Adam. Niestety nie pykło - żaden strzał nie trafiony w tarczę i 45 minut kary. I zeszło powietrze. Napieraliśmy dalej, na drugą stronę Wisły, na moście tempo schodziło poniżej 4'/km (dawno tak szybko nie biegałem). Kolejny punkt, czyli już na Pradze - tutaj obstawa punktu z zadaniem nie dojechała, więc ciśniemy dalej, na krechę przez Skaryszaka i do sklepu rowerowego. Tam w sumie proste zadanie - napompować i spuścić powietrze z dętki. I znów powrót na lewobrzeżną stronę Warszawy. Ciśniemy na 12 - a tam zadanie wydawać by się mogło idealne dla nas - liniówka. Szukaliśmy lampionów po drodze, nie znaleźliśmy, okazało się że ich nie było, ale puszki były. Noi na zadaniu typowo orientacyjnym 30 minut w plecy kary... Następne zadanie na ulicy Kubusia Puchatka - smakowanie i zgadywanie miodów. Ciężko to szło, ale jakoś poszło. Kolejne zadanie niedaleko, gdzie byłem nie raz, czyli w siedzibie AZS Warszawa na Szpitalnej - ergometr wioślarski. Z ergometru przez centrum na drugą stronę Marszałkowskiej - i znów brak kogokolwiek i czegokolwiek do potwierdzenia obecności. Kolejny przebieg długi, a zadanie na nim harde. Trzeba było przepłynąć wpław na kole przez kanał przy WTW - tak to wyglądało:
Dobrze że Szmulo się zlitował, bo ja będąc przeziębiony wolałem tego nie robić. Choć nie powiem, pewnie gdybym był zdrowy to chętnie :D
Dalej zadanie z wiedzy / historii. Poszło słabo, ratowaliśmy się matematyką :)
Na trójce z kolei - łacina. Gdyby pytali o kość łopatkową, albo choć nadkłykieć przyśrodkowy kości ramiennej to ok, bo na anatomii miało się to i owo. Już nawet "petunia nie omlet" też bym wiedział :D ale były takie frazeologizmy, że też zajęło nam to całkiem sporo czasu
W końcu ruszyliśmy na kolejny punkt - a tam niespodzianka - zjazd na zjeżdżalni na placu zabaw. Wreszcie coś z czym nie mieliśmy problemów :)
Na 5-tce znów harde zadanie, tym bardzie że już ponad 20 km w nogach było - wbieg na 30 piętro (coś dla Łoba). Jako że ja już nie domagałem, śmignął Szmulo. Przedostatnie zadanie w sklepie biegowym w miarę łatwe - na magazynie trzeba było znaleźć 6 par butów (się ma doświadczenie). Ostatnie zadanie było w ministerstwie sportu - znów idealne dla mnie, test z wiedzy sportowej. I niestety kara, tylko dobra odpowiedź na 2 z 5 pytan :( ciekawe, czy znacie króla strzelców ligi Polskiej z 1994 roku, która dyscyplina zespołowa jest najstarsza na igrzyskach, czy też ile rzutów ma do dyspozycji miotacz w krykiecie za jednym podejściem? Test był naprawdę trudny.
Finisz po 3h 25 min - do tego 85 minut kary. Byliśmy mocno styrani.
Ja jeszcze wieczorem musiałem skoczyć na chwilkę na mapkę i w niedzielę rano wstałem już mocno chory.
Z rana o 7:30 głosu nie miałem, ale za to miałem inne rzeczy - dreszcze i ból gardła + niewyspanie. No ale zespół to zespół - nie można było zostać w domu (a na pewno bym tak zrobił gdybym startował indywidualnie). Myślałem tylko, do kiedy dotrwam na trasie
W centrum zawodów byliśmy jakieś 10 min przed startem, przez co nie dowiedzieliśmy się ważnej rzeczy o zmianie miejsca tyrolki (przeciwległy róg stadionu Legii niż było to na mapie). No ale nic, ustawiliśmy się w pierwszej linii i ... start. Jakoś po sygnale startu nabrałem ochoty i zaczęliśmy napierać, prowadząc cały peleton...
I to o dziwo nie zmieniało się później. Jedynka to tylko podbicie punktu, bez zadania, a wariant na dwójkę znałem na pamięć, bo to miejsce moich wielu treningów.
Jechaliśmy całkowicie z bańki, ścinając przy moim bloku w prawo i uzyskują przewagę nad resztą (na rowerach na pewno byli mocniejsi od nas, a przynajmniej ode mnie). Punkt przy ul. Dewajtis w Lasku Bielańskim - a tam BnO po lasku. Prowadził Szmulo, ogarnęliśmy szybko i dalej dzida.
Następne zadanie na Marymoncie - tu chyba trzeba było wybrać wariant objazdowy, a nie cisnąć przez AWF. Na szczęście udało mi się utrzymać 3 sekundy na takiej równoważni dla narciarzy (nie wiem jak to się nazywa)
Tu dalej prowadziliśmy, i tak aż do punktu 4, który był na bazarze Różyckiego. Tam utopiliśmy spooro czasu, i dochodziły nas kolejne ekipy. Zadanie polegało na rozszyfrowaniu gwary praskiej - ja jako rodowity Warszawiak znałem jedno określenie na 8, resztę kombinowaliśmy i się zeszło niestety długo.
Na następne zadanie nie jechaliśmy już jako pierwsi, dodatkowo błąd na wejściu i musieliśmy czekać na wykonanie najfajniejszego zadania tego rajdu, czyli tyrolki z dachu stadionu Legii. Ja się nie bałem do momentu, gdy nie znalazłem się na dachu stadionu :) Ale już po zjeździe jakoś całkowicie ozdrowiałem i miałem dużą chęć do dalszego napierania :)
A trochę jeszcze zostało - po podbiciu punktu pod filarem mostu Siekierkowskiego - kolejne ciekawe zadanie - kajak. Co prawda tylko 3 punkty, ale ręce mocno sobie tym styraliśmy.
Po kajaku - PK 8 i zadanie lingwistyczne - pobiłem tam rekord prędkości mówienie słynnego tekstu z reklam medykamentów (przed użyciem zapoznaj się.... bla bla bla)
Kolejny długi przebieg ulicą Wołowską i kolejne zadanie - tym razem orientacja na rolkach po Polu Mokotowskim
Noi już końcóweczka, po przybiegnięciu na WAT strzelanie z broni sportowej - trafiłem 2 na 5 w centralną strefę tarczy, więc trzeba było jeszcze jeden punkt zaliczyć w lesie
I wreszcie - finito!
Drugi dzień bez porównania lepszy do pierwszego - zero kary, i mocne napieranie a do PK 4 byliśmy liderami. To wszystko dało na spory awans i po 10 miejscu po 1 dniu awansowaliśmy aż na najniższy stopień podium w generalce :)
https://www.youtube.com/watch?v=UGbmtbTjuvs
OdpowiedzUsuńWołoska bez w, ziomuś
piłkę wodną bym wiedział
zajebiste zawody, ale chyba wesele lepsze
Siema, jeśli szukacie partnerów do wspólnego trenowania biegów czy jazdy na rowerze, to zapraszam na swoją stronkę :)
OdpowiedzUsuńCzyli w mieście też można znaleźć wyjątkowo oryginalne wydarzenia do uprawiania sportu, super ;)
OdpowiedzUsuń