Moje starty

wtorek, 18 listopada 2014

Rajd Miejski 360 stopni - Warszawa 2014

Charakterystyczne dla ostatnich dni było napieranie w weekendy i robienie mapy w tygodniu - nie inaczej było w ten weekend. Po udanym Biegu Niepodległości na Białołęce który współorganizowałem, miałem niewiele czasu na dokończenie mapki Sadów Żoliborskich na 1 etap Warszawy Nocą. Tym mniej, że musiałem wyrobić się do piątku, gdyż w sobotę startowałem ze Szmulem w Rajdzie Miejskim. Zdążyłem ze wszystkim, kosztowało mnie to oczywiście ogrom pracy, ale już z prawie wolną głową przystępowałem do weekendowej rywalizacji.
Przygotowanie nasze było raczej słabe - ja nie wiedziałem prawie nic o rajdzie, a Szmulo czerpał informacje ode mnie :) noi taki udany duet stanął na starcie w sobotę o godzinie 11:30. Była to dla nas raczej nowość, ja sporadycznie startowałem w tego typu imprezach, Adam chyba w ogóle. Towarzystwo niby inne niż w orientacji sportowej, ale było sporo znajomych z zawodów BnO, jak chociażby Przyczajsone Kabanosy z Puszkami z OK Pałki :)
Pierwszy etap biegowy i scorelauf, na mapie 1:20000.


Na pierwszy punkt zdecydowaliśmy pójść tam gdzie było najbliżej i gdzie przewidywana kolejka była największa, czyli na łucznictwo. Nieświadomi byliśmy ile można stracić na zadaniach, stąd podeszliśmy do tego oby szybciej - strzelał tylko jeden z nas i było to Adam. Niestety nie pykło - żaden strzał nie trafiony w tarczę i 45 minut kary. I zeszło powietrze. Napieraliśmy dalej, na drugą stronę Wisły, na moście tempo schodziło poniżej 4'/km (dawno tak szybko nie biegałem). Kolejny punkt, czyli już na Pradze - tutaj obstawa punktu z zadaniem nie dojechała, więc ciśniemy dalej, na krechę przez Skaryszaka i do sklepu rowerowego. Tam w sumie proste zadanie - napompować i spuścić powietrze z dętki. I znów powrót na lewobrzeżną stronę Warszawy. Ciśniemy na 12 - a tam zadanie wydawać by się mogło idealne dla nas - liniówka. Szukaliśmy lampionów po drodze, nie znaleźliśmy, okazało się że ich nie było, ale puszki były. Noi na zadaniu typowo orientacyjnym 30 minut w plecy kary... Następne zadanie na ulicy Kubusia Puchatka - smakowanie i zgadywanie miodów. Ciężko to szło, ale jakoś poszło. Kolejne zadanie niedaleko, gdzie byłem nie raz, czyli w siedzibie AZS Warszawa na Szpitalnej - ergometr wioślarski. Z ergometru przez centrum na drugą stronę Marszałkowskiej - i znów brak kogokolwiek i czegokolwiek do potwierdzenia obecności. Kolejny przebieg długi, a zadanie na nim harde. Trzeba było przepłynąć wpław na kole przez kanał przy WTW - tak to wyglądało:



Dobrze że Szmulo się zlitował, bo ja będąc przeziębiony wolałem tego nie robić. Choć nie powiem, pewnie gdybym był zdrowy to chętnie :D
Dalej zadanie z wiedzy / historii. Poszło słabo, ratowaliśmy się matematyką :)
Na trójce z kolei - łacina. Gdyby pytali o kość łopatkową, albo choć nadkłykieć przyśrodkowy kości ramiennej to ok, bo na anatomii miało się to i owo. Już nawet "petunia nie omlet" też bym wiedział :D ale były takie frazeologizmy, że też zajęło nam to całkiem sporo czasu
W końcu ruszyliśmy na kolejny punkt - a tam niespodzianka - zjazd na zjeżdżalni na placu zabaw. Wreszcie coś z czym nie mieliśmy problemów :)
Na 5-tce znów harde zadanie, tym bardzie że już ponad 20 km w nogach było - wbieg na 30 piętro (coś dla Łoba). Jako że ja już nie domagałem, śmignął Szmulo. Przedostatnie zadanie w sklepie biegowym w miarę łatwe - na magazynie trzeba było znaleźć 6 par butów (się ma doświadczenie). Ostatnie zadanie było w ministerstwie sportu - znów idealne dla mnie, test z wiedzy sportowej. I niestety kara, tylko dobra odpowiedź na 2 z 5 pytan :( ciekawe, czy znacie króla strzelców ligi Polskiej z 1994 roku, która dyscyplina zespołowa jest najstarsza na igrzyskach, czy też ile rzutów ma do dyspozycji miotacz w krykiecie za jednym podejściem? Test był naprawdę trudny.
Finisz po 3h 25 min - do tego 85 minut kary. Byliśmy mocno styrani.
Ja jeszcze wieczorem musiałem skoczyć na chwilkę na mapkę i w niedzielę rano wstałem już mocno chory.
Z rana o 7:30 głosu nie miałem, ale za to miałem inne rzeczy - dreszcze i ból gardła + niewyspanie. No ale zespół to zespół - nie można było zostać w domu (a na pewno bym tak zrobił gdybym startował indywidualnie). Myślałem tylko, do kiedy dotrwam na trasie

W centrum zawodów byliśmy jakieś 10 min przed startem, przez co nie dowiedzieliśmy się ważnej rzeczy o zmianie miejsca tyrolki (przeciwległy róg stadionu Legii niż było to na mapie). No ale nic, ustawiliśmy się w pierwszej linii i ... start. Jakoś po sygnale startu nabrałem ochoty i zaczęliśmy napierać, prowadząc cały peleton...


I to o dziwo nie zmieniało się później. Jedynka to tylko podbicie punktu, bez zadania, a wariant na dwójkę znałem na pamięć, bo to miejsce moich wielu treningów. 



Jechaliśmy całkowicie z bańki, ścinając przy moim bloku w prawo i uzyskują przewagę nad resztą (na rowerach na pewno byli mocniejsi od nas, a przynajmniej ode mnie). Punkt przy ul. Dewajtis w Lasku Bielańskim - a tam BnO po lasku. Prowadził Szmulo, ogarnęliśmy szybko i dalej dzida. 
Następne zadanie na Marymoncie - tu chyba trzeba było wybrać wariant objazdowy, a nie cisnąć przez AWF. Na szczęście udało mi się utrzymać 3 sekundy na takiej równoważni dla narciarzy (nie wiem jak to się nazywa)


Tu dalej prowadziliśmy, i tak aż do punktu 4, który był na bazarze Różyckiego. Tam utopiliśmy spooro czasu, i dochodziły nas kolejne ekipy. Zadanie polegało na rozszyfrowaniu gwary praskiej - ja jako rodowity Warszawiak znałem jedno określenie na 8, resztę kombinowaliśmy i się zeszło niestety długo.
Na następne zadanie nie jechaliśmy już jako pierwsi, dodatkowo błąd na wejściu i musieliśmy czekać na wykonanie najfajniejszego zadania tego rajdu, czyli tyrolki z dachu stadionu Legii. Ja się nie bałem do momentu, gdy nie znalazłem się na dachu stadionu :) Ale już po zjeździe jakoś całkowicie ozdrowiałem i miałem dużą chęć do dalszego napierania :)



A trochę jeszcze zostało - po podbiciu punktu pod filarem mostu Siekierkowskiego - kolejne ciekawe zadanie - kajak. Co prawda tylko 3 punkty, ale ręce mocno sobie tym styraliśmy. 

Po kajaku - PK 8 i zadanie lingwistyczne - pobiłem tam rekord prędkości mówienie słynnego tekstu z reklam medykamentów (przed użyciem zapoznaj się.... bla bla bla)
Kolejny długi przebieg ulicą Wołowską i kolejne zadanie - tym razem orientacja na rolkach po Polu Mokotowskim


Noi już końcóweczka, po przybiegnięciu na WAT strzelanie z broni sportowej - trafiłem 2 na 5 w centralną strefę tarczy, więc trzeba było jeszcze jeden punkt zaliczyć w lesie
I wreszcie - finito! 
Drugi dzień bez porównania lepszy do pierwszego - zero kary, i mocne napieranie a do PK 4 byliśmy liderami. To wszystko dało na spory awans i po 10 miejscu po 1 dniu awansowaliśmy aż na najniższy stopień podium w generalce :)


 Impreza była super, duży szacunek za tak wielki wkład organizacyjny dla Igora i całego zespołu - a na koniec dzięki wielkie za 100 lat odśpiewane na dekoracji, obym tak obchodził każde urodziny :)