Moje starty

czwartek, 16 października 2014

Maraton Kampinoski - The final countdown

Nieuchronnie się zbliża - już w sobotę rano startuję w maratonie rozgrywanym w miejscu moich codziennych treningów - Puszczy Kampinoskiej. Podczas 10 - dniowych przygotowań udało się zrobić nawet jedną trzydziestkę - umarłem :P

Po MP, w poniedziałek poszedłem na spokojną dyszkę po Kampinosie - udało się nawet w domu potem trochę poćwiczyć, a no to mi cholernie ciężko znaleźć motywację.
We wtorek Kampinos po raz 2 - tym razem 21 km po 4:28. Tempo niezłe, zmęczyłem się i ciężko mi sobie wyobrazić bieg szybszym tempem przez 42 km, tym bardziej że tradycyjny ból w miednicy się nasilał z każdym kilometrem.
W środę rowerek 42 km i potem jeszcze wieczorem potruchtałem 9 km - mało ale wystarczająco na ten dzień.
Noi w czwartek ta nieszczęsna 30 - zrobiłem ją wieczorem, po Warszawie, zaczynając spod domu a kończąc na metrze Wilanowska, przebiegając dwukrotnie Wisłę mostem Świętokrzyskim i Siekierkowskim, zahaczając jeszcze o Wilanów. Byłem umordowany, ostatnie 10 km rzeźbiłem, tempo wyszło 4:48 / km, ale ostatnie 10 km powyżej 5'/km

MOJA TRZYDZIESTECZKA - TRASA BIEGU

Padnięty byłem totalnie, od razu 2 napoje kupiłem na metrze i obaliłem po drodze wracając metrem do domu - byłem na chacie po północy.
W piątek odpoczywałem - nie za bardzo miałem ochotę wyjść na trening
Sobotę i niedzielę już opisałem w poprzednim poście - było super pobiegać z mapką, mimo że nogi mocno pamiętały czwartkowe harce
Ten tydzień zaczęty wolniutką 12 km po Kampinosie.
We wtorek wybrałem się na kilometrówki - skończyło się niestety tylko na trzech bo strasznie późno wyszedłem i spieszyłem się na 17:00 na trening z młodymi. W sumie trening żaden, ale może to i lepiej, nogi się chociaż przetarły na przyzwoitych w miarę prędkościach (3:30, 3:28 i 3:25) a się nie zajechałem. A kilometrówki biegałem na lekko piaszczystej leśnej ścieżce więc mimo niezbyt imponujących prędkości, było to dość intensywne bieganie. Trzeba jednak przyznać że ból nie tyle pleców co miednicy towarzyszył mi przez cały czas i bardzo mnie to hamuje :/ Już nie wiem jak to jest biegać bez bólu i staram się przywyknąć do niego, trzymając się maksymy że przecież to mój przyjaciel!
Wczoraj zrobiłem 15 km po Kampinosie po 4:40 - z bólem, jakoś bez werwy, muszę do soboty jakoś zniwelować ból i chyba odpuszczę sobie już bieganie przez te 2 dni, może to trochę pomoże.

Kilometrowo jak na maraton jest żenująco - w tamtym tyg wyszło 90 km, poprzednie tygodnie raczej na pewno tyle nie wychodziło. Staram się w ogóle wrócić do prowadzenia regularnych i dokładnych statystyk treningowych, bo to też motywuje do działania.

Dzień po maratonie biegamy całą sekcją sprint - Mistrzostwa Warszawy w BnO. Będzie ciekawie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz