Moje starty

środa, 23 stycznia 2013

BnO po centrum handlowym? Czemu nie!

O tak niekonwencjonalny teren zawodów postarali się Panowie z WKS Śląsk Wrocław, którzy 3 etap WNOF zorrganizowali w jednym z wrocławskich centrów handlowych - Sky Tower. Na tą nietypową i niezwykłą rywalizację z mapą zjechała cała orientalistyczna Polska - oprócz gospodarzy - Wrocławian, zawitali Krakowiacy, Poznaniacy i kilka osób z Warszawy i okolic. W sumie po centrum handlowym biegało 200 orientalistów. Najlepszym okazał się Bartosz Pawlak, któremu nawet przenikanie przez ściany nie było straszne :) (przebieg z 9 na 10):

Na owym przebiegu ja również pierwsze kroki skierowałem w stronę ściany nie do przejścia - fakt faktem, była tam szpara przez którą można było przejść, ale liczy się to co jest na mapie, a na niej tej szpary nie było. Widząc szparę, spojrzałem na mapę i obiegałem do 10 dookoła. Skąd wnioskuję że Bartek przeniknął przez ściankę? Międzyczas 19 sekund, podczas gdy międzyczasy zawodników czołówki oscylowały w granicach 35-40 sekund wydaje się nawet przy poruszaniu się tempem 2:00/km niemożliwy do uzyskania. Jeśli się mylę to przepraszam. Tak czy siak - niezależnie od tego jednego feralnego przebiegu, pokonanego co wiele na to wskazuje w sposób niedozwolony, Bartek wygrałby i tak, choć nie z przewagą 30 sekund nad drugim Michałem Olejnikiem, a tylko kilkunastu. Dla mnie czas nawet 10:50 był poza zasięgiem... A dlaczego? Złożyło się na to kilka rzeczy.
Po pierwsze - zaczynałem z przekonaniem że warianty "windowe" będą opłacalne. O ile z 2 na 3 nie miałem jeszcze tak dużej straty do najlepszego międzyczasu, bo winda pykła idealnie, o tyle z 8 na 9 korzystanie z windy było ogromnym błędem kosztującym minimum 25 sekund, co na sprincie jest błędem niewybaczalnym. Najlepiej było tutaj skorzystać ze schodów przeciwpożarowych, do których wejście znajdywało się blisko '8', a wyjście blisko '9'. Dodać do moich strat można spory błąd na 2 - za wcześnie szukałem drzwii, na PK 6 jakoś wolno biegłem, obczajając dobre drzwii, na 15 z kolei drzwii było tyle do otworzenia, że miałem problem z wyjściem z tego zaułka na hol główny. Gdyby poprawić te błędy stać by mnie było max na 3 miejsce. Jednak mimo 7 miejsca, zabawa była świetna i bardzo podobał mi się ten pomysł realizacji BnO!!!! Dzięki dla chłopaków z WKS Śląsk za organizację takiego nietypowego BnO, kto nie był, niech żałuje! :) Tutaj WYNIKI, a tu MIĘDZYCZASY wczorajszej 'zakupowej' rywalizacji.

W weekend biegałem Bieg Chomiczówki, bijąc życiówkę z wąsami (61:41 z 2007 roku, kilkunastokrotnie bita już podczas półmaratonów, maratonów i nawet treningów), która teraz wynosi na 15 km 56:28.  Zastanawiam się tylko, czy aby na pewno na 15 km, a nie na 15,3 km, bo każdemu taki właśnie dystans wychodził na Garminach. Osobliwy był też sam moment startu imprezy - starto honorowy, po czym wszyscy truchtają do maty pomiarowej, i tak, z lotnego startu, bez drugiego strzału "ostrego" startu, zaczynają wyścig. Pierwszy raz coś takiego spotkałem. Godzinę wcześniej prowadziłem 5 km Zuzi Wańczyk, która zajęła wysokie drugie miejsce wśród wszystkich kobiet na 5 km - gratulacje Zuzia! BCh do 10 km biegło mi się dobrze, w dobrym tempie 3:39/km, niestety ostatnie 5 km plecy, a właściwie to miednica dały znać o sobie i ostatnie 2 km pokonywałem z dziwnym uczuciem braku kontroli nad ruchami tylniej części obręczy kończyny dolnej.
Życiówka to życiówka, choć w założeniu łamane miało być 55 minut - choć jak napisałem wcześniej, na tej trasy wydaj się że było nieco więcej (mimo że ma atest PZLA). Na Garminie, równo po 15 km miałem czas 55:32, ale oczywiście za oficjalną życiówkę uznaję czas podany przez organizatora. Jak widać, większości zawodników nie było tak ciepło jak zawodnikowi z grupy Warszawiaky :)

Bym zapomniał o ważniejszej życiówce w niedzielę - na festiwalu w PH pękła '20' :D

A jeszcze dzień wcześniej miałem wielką frajdę nocnego biegania na orientację w białym puchu na Młocinach, podczas Nocnej Mili. Przy -10 stopdniach i ogromnych ilościach śniegu biegało się wręcz jak to napisał znany orientalista wręcz bajkowo! Wahałem się nad udziałem w tych zawodach, ale zdecydowanie było warto!!! Bardzo mi się podobała rywalizacja w śniegu po kolana :)))

sobota, 19 stycznia 2013

Głosujemy!

Zapraszam wszystkich do głosowania w plebiscycie Sportowiec Roku 2012 powiatu Nowodworskiego!!! W kategorii trener roku kandyduje trener naszej sekcji i prezes klub Józef Kmieciński. Natomiast w kategorii zawodnik - junior kandydują nasi medaliści Mistrzostw Polski - Zuzia Wańczyk, potrójna Mistrzyni Polski w sezonie 2012, oraz Wojtek Dudek, potrójny medalista MP w sezonie 2012.
Gorąco zachęcam do głosowania na trenera i zawodników naszej sekcji w plebiscycie!!!!!!!!! Głosować można na stronie:

http://www.nowodworska.pl/sportowiecroku

Głosowanie trwa do 2 lutego, głosować można raz na 24 godziny - to tylko kilka kliknięć, zachęcam do oddawania swoich głosów na naszych klubowiczów!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Łapy, łapy, 4 łapy


Motywem minionego weekendu był piesek, który dołączył do rywalizacji podczas sobotnich biegów górskich na Falenicy. Wyjątkowo bawi mnie to zdjęcie :) Ale poza ściganiem się z czworonogiem, na Falenicy udało mi się już drugi raz w tym roku pobić swój rekord trasy, który aktualnie wynosi 37:50. Cieszy on tym bardziej, iż większość biegaczy czołówki uzyskiwała średnio czasy o około minutę gorsze niż tydzień temu. Ja od początku miałem założenie - nie zacząć jak wariat, tylko spokojnie, i trzymać Krzyśka. W poprzednim biegu bowiem trzymałem Łoba przez jakieś 3 podbiegi, po czym byłem ugotowany i umierałem, szczególnie na drugiej pętli. Tym razem plegier kadrowicza w BnO trzymany od początku. W 3/4 pierwszego koła nawet go wyprzedziłem na zbiegu, ale potem się odgryzł i mnie zostawił na 2 kółku. Pierwsze koło znów troche za szybko - 12:25. Na drugim kółku biegłem samotnie, bo na trzecim walczyć na podbiegach z Danielem Karolkiewiczem i uciekać mu na zbiegach. W efekcie - udało się dogonić Krzyśka, lecz za głośno biegłem, ten usłyszał mnie i niestety przyśpieszył, wpadając na metę sekundę przede mną :)
Zadowolony byłem z biegu, a po nim, wzorem zeszłego tygodnia - Falino:
Miało być znów w ramach roztruchtania, ale przyznam że tym razem pobiegłem nieco szybciej. I znów kompasu zapomniałem wziąć, co na ten las nie jest niezbędne, ale mimo to czuję się jakoś drętwo bez tego ucisku paseczka na prawym kciuku.
Poniżej znalezione w necie fotki z Falenicy (autorstwa L. Parfianowicza, maratonczyk.pl oraz Wasyla):









 Następnego dnia pojechaliśmy klubowo do Zagórza na trening OK Sportu. Niestety, z powodów zdrowotnych jedynie przetruchtałem trasę, ale i tak było miło pobiegać z mapką:


 Cel na ten tydzień to Chomiczówka i atak na życiówkę z brodą z 2007 roku (61:41). Samo pobicie nie będzie zachwytem, ale życiówka to zawsze życiówka. Nie będę prorokował wyniku. W ramach specjalistycznego treningu do BCh w środę zamiast tempówek biegam zawody z mapą w Warszawskich Włochach w nowym terenie do BnO, myślę że będzie ciekawie, polecam wszystkim spróbować! :)

 No i już na koniec, nawiązując do tytułu posta :)




piątek, 11 stycznia 2013

A Wy jak spędzacie obozy? :D

Kto jeszcze nie widział, polecam filmik chłopaków z Orientusia Łódź z niedawno zakończonego obozu zimowego - może to niektórym przybliży specyfikę naszej dyscypliny :D

Panowie - dobra robota, macie fantazję i tak trzymać!!!!!!!!!!!!!
Aha, nie wiem co to za tabletki, ale póki co, do połowy stycznia nie planuję wchodzić na powyżej 3 treningi dziennie, więc bierzcie na razie po połowie żeby w lutym móc zwiększyć dawkę! :)
No i jeszcze to zdjęcie Rycha i "żeby żarło jak Rychowi" - mistrzostwo :D

sobota, 5 stycznia 2013

Falenica - rekord trasy :)



Po sprawdzeniu w jedynej księdze prawdy, jaką jest mój dzienniczek treningowy stwierdzam oficjalnie - dziś padł nowy rekord trasy w moim wykonaniu na Falenicy. Biec mi się bardzo jakoś nie chciał, pierwsze koło za szybko, na drugim byłem ugotowany i ześlimaczyłem strasznie sport, by na trzecim trochę odżyć, dogonić i finalnie wygrać z byłym ministrem sportu i Olimpijczykiem. Ogólnie zająłem prawdopodobnie 7 miejsce, około 3 minut straty do zwycięzcy - Łoba, który chyba również poprawił swój rekord trasy. Trzeci Papuś i czwarty Krzysiek też wydaje mi się że rekordy swoje poprawili - widać dziś był dobry dzień na bicie życiówek na Falenickiej wydmie.
Zadowolony jestem z biegu, bo na moje samopoczucie i trenowanie w ostatnim czasie to nie jest źle. Poszczególne pętle prezentowały się następująco:
I: 12:16 (poniosło mnie na początku)
II: 13:09 (tutaj się mega ugotowałem i umierałem)
III: 12:33 (to było dla mnie tempo optymalne na dzisiaj, żałuję trochę że nie zacząłem takim, nie byłoby zgonu na drugiej petli)

Po biegu roztruchtanie na mapce - bez kompasu bo oczywiście zapomniałem. Niby prosty lasek, banał, a mimo wszystko stwierdzam - bieg na orientację ZAWSZE sprawia mi największą frajdę!!!!!!!! Śmigałem około 17'40" :D

Plecy tylko bolą niestety, trzeba troszkę przytyrać ćwiczenia na kręgosłup. Za tydzień też biegam Falenicę, spodobało mi się!









czwartek, 3 stycznia 2013

Sztutowo na przełamanie

W wyniku mojej skrajnej nieodpowiedzialności drugi wyjazd nie doszedł do skutku, stąd mam więcej czasu na obszerniejszą relację. Do Sztutowa jechać mi się nie chciało - w ogóle po grudniowej obronie mgr nic mi się nie chciało robić, nie biegałem w ogóle przez 3 tygodnie, nie licząc dwóch startów w Warszawie i Poznaniu. Przejście z nieróbstwa na pewną ordynarną czynność o której pisałem w poprzednim poście okazało się jednak dla mnie dobre.
Po przyjeździe 27 grudnia, w jeszcze lekkiej niedyspozycji pierwszy trening nocka - i oczywiście tradycyjnie już po pierwszym punkcie powrót do Promyka z powodu zajebiście trzymającego akumulatora (wystarczyło zasilania na 15 minut). Dobrze że nikogo nie było, to zaatakowałem ponownie "Sztutowo O-Night". Truchtałem całą trasę, było spoko:


Ciekawy tylko przebieg na metę... a jeszcze jak wbiegłem na asfalt to chciałem walić w lewo :)

Następnego dnia rano Stegna była grana i trening w parach, bez dróg i korytarz - biegałem z Owczarem, nawigując co drugi punkt. Wychodziło nam to średnio, ale do ZSRR nie wybiegliśmy, więc nawigacyjnie nawet żarło.

Dziesiątki nie było, ósemka nie działała a 12 źle stała (lub źle była na mapie narysowana)

Wieczorem Stagna po raz drugi - masówka. Ja oczywiście startowałem z kobietami ciężarnymi, dziećmi i weteranami po nierównej walce w bagnami i młodnikami, ale bez dróg w nocy nie wyobrażam sobie biegania. Zresztą i z drogami wychodzi czasem bardzo ciekawie. Tak czy siak - wystartowaliśmy jakieś 3 min po elycie, którą szybko dogoniłem i razem z Owczarem pokonaliśmy prawie całość - dobrze że go spotkałem bo po raz kolejny nasze lampy wystarczyły na całe 20 minut biegu.

Następny dzień to długa, bo 24 kilometrowa wycieczka biegowa do Krynicy Morskiej. Miejscami biegliśmy nawet szybko, ale to pewnie Garmin źle pokazywał tempo przez nasze zygzakowanie w lesie a potem wzdłuż plaży. Na obiad lekkie spóźnienie i skwitowanie przez Pierwszego Parafiana z NDM, że jesteśmy szaleni. Ja szaleństwa w tym nie widzę, tym bardziej że wracaliśmy autobusem za piątaka. Co by nie mówić - miło się biegało, wieczorem poprawiło się "Nocą w Muzeum", podczas której miałem wspaniały przebieg! :)
Miałem wyjaśnić co poeta miał na myśli, w drodze z 2 na 3, ale sam nie wiem do końca. Dogoniłem młodzika ze Złocieńca, który w nocy ogarniał tyle co i ja, i razem czesaliśmy. Odbiegając od 2 starałem się odbiec na kompas, przekroczyłem jedną drogę, potem drugą. Tak na prawdę przekroczyłem 2 razy tą samą drogą, i myśląć że jestem na południowej drodze od przebiegu odbiłem na półlnoc w kierunku trójki. Nawet w miarę mi się zgadzało :) Spoglądałem nawet na odbiegu na kompas i w miarę wydawało się poprawnie. Aha oczywiście i na tym treningu lampa siadła i znów biegłem dalszą część trasy ze wspomnianym zawodnikiem, krzycąc tylko "zaświeć tu, o i tu". Stwierdzam, że bieganie nocy w takim wypadku mija się z celem i dopóki nie będę miał dobrej lampy (a na to się nie zanosi), to trzeba nocne ściganie po prostu odpuścić.
W niedzielę, po tradycyjnej przedśniadaniowej piąteczce Promyk - Morze - Las - Promyk, odbył się II WOROC (2nd World Off-Road Orienteering Championships - dla laików wyjaśnienie). Po zeszłorocznym niepowodzeniu, tym razem udało się zdobyć srebrny medal z ogromną stratą do Szmula - mega propsy dla Niego za ten bieg!!! Trzeci przybiegł Kwiatek - młody talent off-roadowego biegania. Na czwartym mscu dotychczasowy mistrz świata Wojtas, a piąty był Prasi. Stawkę zamknęło dwóch zawodników od doktora ;) Myslę że ciężko będzie PUKSowi powtórzyć sukces jakim było pierwsze 5 miejsc na MŚ - najbliższa ku temu okazja latem w Finlandii. To co Panowie, pomożecie :) ?
Próbowałem ponaciągać wszystko, wedle zasady że wszystko się da naciągnąć, ale mi nie wyszło.
Aha, na pocieszenie dla przegranych, należy przeznać że wyniki z powodu istnienia 216 wariantów tras były wypaczone, głównie przez budowniczego tras, ale przyznać też należy że nie wiedział on wcześniej o randze zawodów!!! Bieganie motyli w dwie strony, pod prąd, przez rywalizujących między sobą zawodników może się zarzyć (i zdarzało się) na Klubowych MP, ale żeby na WOROC'u??? Mordercy orientacji. Na szczęscie główne kolegium sędziów uznało drukowanie wyników i odebrałem cenną nagrodę za drugie miejsce którą wkrótce potem spożyłem uzupełniając węglowodany i elektrolity.
Wieczorem była nocka, ale nauczony doświadczeniem, zaczekałem na lampę która nadaje się do biegania (tak mi się przynajmniej wydawało). Okazało się jednak że i ona była nienaładowana, na dodatek punkty miały być już zbierane. Wkurzony sytuacją pobiegłem przed siebie do Stedny plażą, a że się zmęczyłem, i zgłodniałem, to wróciłem, wpadając prosto na kolację.
Sylwestrowe bąbelki zaczęły się już od rana:

O dziwo znalazłem wszystkie punkty! Choć na 7 wywaliło mnie konkretnie.
Wieczorem znów rozbieganko - tym razem na wschód do Kątów Rybackich. Potem sylwester i kulturalna zabawa na poziomie :)

Rano po 3 godzinach snu, tradycyjny rozruch 5 km. A po śniadanku super trening nad samym morzem!


Wczoraj zamiast w góry pobiegałem po Warszawie zahaczając o saunę, a dziś szlak mnie trafił w Kampinosie, piłowełem gębę sam do siebie lepiej niż moje klubowiczki. Szlak mnie trafił - nie dało się nawet iść, wszystko oblodzone!!! Strasznie mnie rozbił ten dzisiejszy nieudany trening, trzeba się zmobilizować do biegania, bo jakoś samemu w domu straciłem umiejętność automotywacji i napierania treningów. Muszę znów polubić samotność długodystansowca, niczym nasza Justyna Kowalczyk dziś na biegu pościgowym, prowadząc od początku do końca. Warto też zauważyć fajny występ biathlonistek, które dały nadzieję (oczywiście tylko nadzieje) na zwycięstwo. Skończyło się 7 miejscem.
W sobotę chyba planuję start w Falenickich Biegach Górskich, jak któś ma odwagę zmierzyć się z takim mistrzem jak ja to zapraszam na 11:00 na Falenickie wydmy :))

wtorek, 1 stycznia 2013

Sport? Nie! To już ordynarne nap..........


Impas w pisaniu trwa, czasu na wszystko tyle co kot napłakał, ale z nowym rokiem trzeba przełamać zastój nie tylko w trenowaniu ale i w blogowaniu. Na razie krótki meldunek - drugi raz ostatnie dni roku spędzałem w Sztutowie na fajnych mapkach, trenując z dużą grupą ludzi. Było bardzo fajnie, po 3 tygodniach nic nierobienia wszedłem na średnią 3 treningi / dzień. I krótka scenka z obozu: biegniemy o 7 rano do morza, Pan krzyczy: "dzień dobry!". Grzecznie odpowiadamy. Na to pan: "Sport to zdrowie". Tu trochę już wybuchnęliśmy śmiechem, a czołowy biegacz od doktora M dodaje: "Panie, jaki sport? To już nie jest sport, tylko ordynarne napierdalanie!" :D Coś w tym jest heheheheh.
Ponieważ przerwy między obozami mam tylko 10 godzin, to na razie tyle. A na smaczek tego co się działo w Sztutowie mój mistrzowski przebieg na jednym z nocnych treningów. Dobry materiał szkoleniowy :)


Dzięki niemu lampa po raz kolejny mi nie wystarczyła na dokończenie trasy przy swoim oświetleniu.

A zmieniając temat - w Nowym Roku, wszystkim czytelnikom, zawodnikom, trenerom, znajomym i nieznajomym którzy zaglądają tutaj czasem, życzę spełnienia marzeń w roku 2013, zdrowia i realizacji założonych sobie celów (o ile do tych celów nie zalicza się ogrywanie mnie na zawodach!!!)