Moje starty

środa, 25 września 2013

Walsh - Pb Elite Xtreme - TEST!

Po 2 miesiącach dość intensywnego użytkowania, przybliżę Wam jak spisują się moje Walsh'e.
W Pb Elite Xtreme zaliczyłem 12 startów + kilka treningów. Każdy z orientalistów wie, jak buty do BnO się niszczą i na ile startów wystarczają. Obraz moich Walshów po bieganiu w różnych terenach przedstawia się tak jak poniżej:





Jak widać, trzymają się świetnie. Przeżyły kilka wielodniówek + kilka sprintów i mogę stwierdzić, że są to najbardziej uniwersalne buty do biegu na orientację. Dlaczego? Z jednej strony bardzo agresywny i głęboki bieżnik na całej długości podeszwy zapewnia maksymalną przyczepność - najlepszym przykładem będą jary Parchatki po których biegałem w sierpniu i spodziewałem się że może być różnie. Z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić że było nie gorzej niż w butach z kolcami, o czym dobrze przekonałem się mijając Japończyka pod górę pionowego jaru który wbiegał jęcząc, walcząc i zsuwając się co chwila wydając dziwne odgłosy gdy ja mijałem go we wspinaczce na krawędź jaru. Dotarł on tam chwilę za mną i leżał przewieszony z nogami za urwiskiem i tułowiem już na górze na polance, odzyskując oddech po nierównej walce z pionowym jarem. Fajnie że goście spoza Europy goszczą u nas na zawodach, ale pewnie chłopak będzie wspominał ten teren jako jeden z najtrudniejszych :)
Na trudnych pomorskich terenach podczas GP Pomorza buciki spisały się świetnie, choć trzeba przyznać że nie był to teren tak wymagający jak Parchatka.
Ale najciekawsze co mogę powiedzieć ze swojego doświadczenia - to fakt, że buty są bardzo uniwersalne. Zaczynając w nich biegać, obawiałem się trochę o przyczepność z uwagi na brak metalowych elementów w podeszwie. Co jest pożądane do lasu - nie jest najlepszym wyjściem na sprinty miejskie. Czy można biegać leśne klasyki i miejskie sprinty w tych samych butach? Okazuje się że jak najbardziej!
Biegnąc po mieście, Walshe z jednej strony zapewniają maksymalny komfort poruszania się po trawnikach i miękkich nawierzchniach (czego nie będziemy mieli w typowych butach biegowych na asfalt). Z drugiej strony - pokonywanie odcinków po twardej nawierzchni nie wiąże się z żadnym dyskomfortem właśnie dzięki braku kolców w butach. Oczywiście nie są to buty typowo na asfalt, ale przy mieszanej nawierzchni spisują się zdecydowanie lepiej niż kolce i niż tradycyjne buty biegowe.

Podsumowując - Walsh to idealny but dla osób poszukujących jak najbardziej uniwersalnych butów. Dla jeszcze lepszego dopasowania stopy polecam sposób wiązania sznurówki widoczny na zdjęciu. Jak już pisałem - trzeba też uważać na rozmiarówkę, bo generalnie zawsze lepiej wziąć ten większy rozmiar, czasem nawet o 2 numery niż normalnie!

niedziela, 15 września 2013

O-Games, czyli druga runda Klubowych Mistrzostw Polski


To był niewątpliwie bardzo udany weekend - wszystko dzięki radości, jaką znów poczułem podczas biegania z mapą. A tej radości już brakowało mi bardzo - ostatnie 2 miesiące to była walka z samym sobą, każdy bieg byłdla mnie raczej mało przyjemnym przeżyciem po tej długiej przerwie zdrowotnej. Aż wreszcie, niespełna 2 miesiące po wyjściu ze szpitala poczułem to, co czułem zawsze podczas biegania z mapą - radochę, rywalizację, szybkość, zmęczenie, satysfakcję. Myślę że mogę powiedzieć że te zawody były przełomowe we wracaniu do normalnego biegania, choć wiadomo że przy moich ostatnich perypetiach treningowo - startowych trudno będzie liczyć na pierwszą  na MP. Niemniej jednak, KMP które odbyły się we Wrocławiu i okolicach uważam za bardzo udane.
Poziom sportowy i organizacyjny stał na wysokim poziomie, nie chcę się czepiać i nie będę pisał o pewnych rzeczach, bo liczę się z tym że organizator nigdy wszystkiego nie przewidzi, ale byłem świadkiem jednej bardzo niebezpiecznej i nieprzyjemnej sytuacji, na szczęście nie stało się nic poważnego.
Piątek na sprint - ledwo zdążyliśmy do strefy, tam poczekałem na swoją minutkę i mocno pobudzony (niestety negatywnie) wspomnianą sytuacją ruszyłem do walki:
Jeden błąd na grubo ponad minutę praktyczie wyklucza z rywalizacji o cokolwiek, ale przecież nie walczyłem tym razem o najwyższe lokaty a o powrót do normalnego biegania. I to się udało. Zająłem 22 miejsce na 49 biegających w elicie, po przybiegnięciu byłem całkiem zadowolony. Do tego finisz na nowym stadionie we Wrocławiu, GPS-tracking na telebimach - super sprawa!
Potem kolacyjka i jazda na miejsce noclegu, po drodze przygoda z wymianą koła w ulewie i wreszcie o 23 dotarliśmy do Wołowa.
Następny dzień - dystans średni. Lało przez noc i dalej od rana, nie chciało się wchodzić do lasu. Ale jak dotruchtałem do miejsca startu 1,5 km okazało się że nie jest tak źle. Pierwsze punkty pobiegałem najsłabiej, kolejno 3,4,5,6 były dość czujne i usytuowane w miejscami głębokim podszycie. Potem szło całkiem sprawnie, czułem wreszcie że biegnę po lesie a nie idą. Minął mnie Podzio jakoś koło 7 punktu, ale nie próbowałem go nawet łapać. Dalej bardzo przyjemnie i bardzo subtelna rzeźba terenu która wymuszało dokładne czytanie mapy i terenu - biegło się super, na mecie byłem bardzo zadowolony. Czas 40:44 wystarczył co prawda dopiero na 20 miejsce, ale chociaż udało się 3 punkciki dla klubu uciułać. 

Tego samego dnia dowiedziałem się, że w sztafecie pokoleń nie biegam jak co roku 7 zmiany, a pierwszą zmianę nocną. Nie byłem tym zachwycony, ale cóż wyzwanie trzeba było podjąć. Tym bardziej że mogłem biegać wreszcie duże zawody z dobrą lampą na głowie. Już przed startem zacząłem się przekonywać, że jednak bieganie nocki na KMP ma swój urok i jest czymś niepowtarzalnym, do tego ta sceneria - ciemny las, zamglone polany, świerze powietrze po deszczu i 30 osobowa grupka szaleńców ruszająca na pierwszą zmianę. Zacząłem całkiem obiecująca, ale duże błędy na 5,10,13 i 21 sprawiły że przyprowadziłem swoją sztafetę po tej najtrudniejszej zmianie na dalekim 21 miejscu. Mimo to, biegało się super i bardzo przekonałem się do masowych startów w nocy! Choć dalej jestem zdecydowanym przeciwnikiem formuły jaka ma zostać wprowadzona od przyszłego roku na Longu (mass start). Chyba że będzie to zrobione naprawdę z głową, ale obawiam się że nie - temat na zupełnie inny wątek, może jak będzie więcej czasu (ciekawe tylko kiedy hehehe).

Całe KMP bardzo udane, bardzo się cieszę (wreszcie!) z tego wyjazdu i z dobrego biegania.
Postaram się wracać już do treningów normalnych, bo na razie biegałem tylko tyle co na treningach z dzieciakami które prowadziłem i co środę na piłce. 
A właśnie! Wzystki spragnionych piłki nożnej zapraszam w środę na cotygodniową gierkę w mocno orientalistycznym towarzystwie - gramy po południu na Ursynowie. Jak ktoś zainteresowany - niech pisze!

niedziela, 1 września 2013

Sierpnień - napieranie i zero odpoczynku

Po chilloutowym lipcu przyszedł czas na sierpień. I od razu zaznaczę że było za dużo...
3 krótkie i intensywne wyjazdy, 3 różne miejsca Polski, 3 razy bardzo intensywnie, na tyle intensywnie że zabrakło czasu na odpoczynek.
Długi sierpniowy weekend spędziłem na rowerowo, w Nowej Kaletce na Mazurach, na Pucharze Warmi i Mazur, zawodach zaliczanych do Pucharu Polski. Nazwa godna, ale jak na taką rangę spodziewałem się nieco więcej zawodników - startowało w każdym z "biegów" (w właściwie jazd) niespełna 50 osób.
To były moje pierwsze takie większe zawody w RJnO, bardzo mi się podobały Kaletkowe lasy, przyjemnie się jeździło, choć dla mnie nie była to rekreacyjna jazda, tylko dość mocne napieranie na moim nie najwyższej klasy rowerku. Kategorię seniorów wygrałem, ukończyło ją zaledwie 3 zawodników (wszystkie 5 etapów). Świetnie jechało mi się na sprincie (4 etap) i podczas ostatniego 5 etapu. Przebiegi i krótka fotorelacja poniżej :)















Jak widać po zdjęciach, było wakacyjnie i miło, a po mapach - długo, częto nawet ponad 2 godziny jazdy

Po powrocie od razu przepak w domu i jazda kolejnego ranka do Zakopanego. Tam biegało się dość ciężko, choć z dnia na dzień coraz lepiej. Pierwszy dzień tradycyjnie - od razu po przyjeździe Dol. Chochołowska - Iwanicka przeł. - Dol. Kościeliska. I już ponad 19 km nabite.
Drugiego dnia wspólnie z Tadzikiem i Łobem taka traska była grana:
http://run-log.com/workout/workout_show/903014
Trzeci dzień to ulewa i tylko Nosal zaliczony przeze mnie.
A czwartego na deserek już konkret. Rysy i Krzyżne na raz, do tego 2700m przewyższenia
Po tym, od razu prosto ze szlaku w auto i do domu, w którym byłem przed 1 w nocy. O 6 już jechałem na GP Pomorza, i czułem że już za dużo. Mapek z pomorza na razie nie wrzucam bo nie ma czego analizować przy tym poziomie biegania. Odpoczywam teraz, bo jestem wypompowany