Moje starty

wtorek, 27 września 2011

Mistrzostwa Polski w BnO - nocny i klasyk




Mistrzostwa Polski - to brzmi dumnie. To dopiero moje drugie (po zeszłorocznym longu) mistrzostwa Polski w życiu w jakimkolwiek sporcie. Tym razem jednak nie napinałem się tak, bo wiedziałem że szans na wysokie miejsce, z uwagi na ciężkie doświadczenia tego sezonu nie ma. Najważniejsze było, że mistrzostwa były na prawdę mistrzostwami - na starcie stawiła się praktycznie cała czołówka Polskiej elity. Bardzo mnie to cieszyło i marzy mi się, żeby podobnie obsadzony był long za miesiąc, choć raczej nie ma na to szans. Tak czy inaczej - namawiałbym wszystkich do startu w ostatniej imprezie mistrzowskiej tego sezonu!
W piątek przyjechaliśmy do Podzamcza w naszym stylu, tzn dokładnie w zerowej minucie startowej :) Na szczęście po ponownym losowaniu przypadła mi 41 minuta. W innym razie na starcie bym miał 10 minut w plecy.

Teren mistrzostw Polski w nocnym był jak dla mnie mega trudny, szczególnie w nocy. W moim odczuciu, nie było wcale łatwiej niż w Szwecji. Mnóstwo krzaków, polanki porośnięte wysoką trawą i choinkami, górki i kilka skałek. Do 11 PK nawet nie biegło mi się tragicznie, ale potem było coraz gorzej. Największe problemy miałem z ponownym nabieganiem na punkt węzłowy (12 i 16). Tylko na tych dwóch straciłem grubo ponad 10 minut. Na końcowych punktach wysiadła mi lampa, ale nie były one już takie trudne jak wcześniejsze. I tak z ledwo żarzącą się żarówką przekroczyłem metę z czasem 115 minut i 9 sekund zajmując przedostatnie 19 miejsce (nie ukończyło 5 osób). Byłem zadowolony że ukończyłem tą trasę.
Z ciekawszych przeżyć: po drodze miałem w ustach mega pająka ale nie skusiłem się go skosztować, raz też jakiś robak wszedł mi do ucha. W drodze na 6 PK utknąłem w krzakach, i nie mogłem się ruszyć ani do przodu ani do tyłu. Ogólnie dalej kocham biegać w nocy :D
Sobota upłynęła na zamku, biegaliśmy krótki sprincik. Do 3 punktu biegłem w miarę szybko, ale po błędzie zrezygnowałem i resztę trasy przeszedłem lub przetruchtałem, pamiętając o klasyku który mnie czekał kolejnego dnia.
W końcu nadeszła niedziela, miałem 15 minutę i ledwo co zdążyłem na start (dobieg 1900 metrów). Na początku bardzo niepewnie, na 1 pobiegłem przez 15. Fatalny błąd na 4 - gdyby nie to, byłbym z biegu bardzo zadowolony. Długo myślałem o wariancie na 11 i myślę, że wybrałem trafnie (7 międzyczas). Trudno porównywać wszystkie międzyczasy, bo były na trasie 2 motylki, ale dwa (na punkt 30 i 31) wygrałem, choć jeden z nich wygrałem ze wszystkimi, a drugi tylko z połową zawodników. Zakończyłem na 17 miejscu, tracąc ponad pół godziny do zwycięzcy - Wojtka Kowalskiego. Po raz pierwszy po kontuzji czułem się biegowo całkiem nieźle, wytrzymując cały dystans w przyzwoitym tempie. Szkoda tylko tego mega błędu na czwórkę. Mogłem od razu odbijać się od polanki a nie kombinować...

Teraz chwila odpoczynku i chciałbym troszkę się przygotować kondycyjnie do longa. Liczę na udany bieg za 4 tygodnie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz