Moje starty

wtorek, 10 kwietnia 2012

Czechy podbite!

Good job!

Po życiowym sukcesie jakim było zwycięstwo w KOZEL CUP, przyszedł czas na świąteczny wyjazd do Czech. Zaczęliśmy od treningu w Sobótce - całkiem przyjemny truchcik wspólnie z Wojtkiem, metodą Szwedzką, czyli co punkt zmienialiśmy się na prowadzeniu. W miarę czysto i wszystko było widać. Duży błąd to oczywiście moje prowadzenie Ale po środowym progu czułem jeszcze duże zmęczenie w nogach.
Sobótka - nocleg nr 1
Ceska Lipa - noclegi nr 2,3,4 i ekskluzywna kolacja na ławeczce gimnastycznej
Następny dzień to już treningi w Czechach - ogarnianie przez Hewiego, jak zresztą większość szczegółów wyjazdu - dzięki Maćku za ogólny ogar :) Trochę nie byłem za tym żeby biegać tyle przed zawodami na których mi dość zależało, ale takiej okazji biegania z mapką nie można przepuścić. Pierwszy trening bardzo fajny, z błędaskami:
Drugi w na prawdę superowym terenie, chyba dużo trudniejszym niż same zawody. Mimo lekkiego zmęczenia, zdecydowałem się na przebiegnięcie całego, choć nie aż tak długiej trasy. Mnóstwo skałek - mnóstwo zabawy:

I nadszedł piątek - pierwszy dzień moich pierwszych zawodów w Czechach :) Pierwsze punkty uważnie i czysto. Dopiero na 6 większy błąd około minutowy. 7 i 8 spoko, 9 biegłem nie tym jarkiem. 10 i 11 czyściutko, 12 baaaardzo ostrożnie, ze skokiem nad szczeliną skalną który troszkę wyzwolił adrenalinki. 13 i 14 za wolno. Na 15 umarłem, musiałem stanąć bo nie dawałem rady z wycieńczenia, duży skurcz brzucha. O dziwo szybko przeszło i kolejne punkty pobiegłem nie dość że czysto to i szybko, choć żadnego z przebiegów 16-20 nie wygrałem. 21 bardzo źle - niepotrzebnie obiegałem. Tutaj było do urwania 1,5 minuty. Kolejne punkty już dobrze, na 28 nawet wygrany przebieg. Najgorszy błąd na 29 (ok. 1,5 minuty).
Po wbiegnięciu na metę byłem zadowolony, mimo kilku błędów liczyłem na pierwszą 10. Bardzo zaskoczył mnie wynik Kuby, który biegał ten etap 43 minuty! (ja 51). 

Skończyło się u mnie na 24 miejscu, tracąc nieco ponad 8 minut do zwycięzcy. Ogólnie byłem zadowolony.
Na prawdziwe zadowolenie przyszła jednak pora nieco później.
skupienie przy kawce przed etapem nr 2

Po sprawdzonej i skutecznej regeneracji pod postacią kilku butelek czeskiego dobrego piwa, smażonego syra i hektolitrów Kofoli przyszedł czas na klasyk. 

Drugi dzień zmagań na mapce Prusky Kamen rozpoczął się chłodnym porankiem. Gonił mnie na 3 minutki Kuba i bardzo chciałem odwlec ile się da wymiar kary i nie dać się dogonić. Szło mi to na prawdę dobrze - dopiero na 11 zrobiłem jakiś bardziej znaczny błąd. 12 też jakoś chyba nie za dobrze. I w końcu błąd, a właściwie błędzik na 21. Biegnąc z 20 popełniłbym ten sam błąd co Chrupek na etapie pierwszym - postanowiłem sobie że pobiegnę z 20 na 22. Dlaczego????? To pytanie pozostawię bez odpowiedzi... Dobrze tylko że się skapnąłem, gdy biegnąc wzdłuż pola za cholerę nie pasował mi kierunek z kompasem. To zawahanie, niby tylko 40 sekundowe, kosztowało mnie tyle że ujrzałem Kubę, który nabiegał na punkt właśnie przeze mnie podbijany. Dostałem propsy że dopiero na 21 mnie dogonił, ale ja za nic nie chciałem biec mu na plecach, zdecydowałem się więc na prowadzenie. I zaczął się szybki bieg. Wszystkie punkty do 27 biegłem pierwszy, co mnie cieszyło, choć ciągle nerwowo się oglądałem czy aby mnie Kuba nie chciał wyprzedzać. 28 podbił przedemną, na 29 hardy i karkołomny zbieg na którym już nie patrzyłem pod nogi noi na finiszu udałoi się Kubę ograć, co nie zmienia faktu że w ogólnym rozrachunku byłem dokładnie 2:59 za nim. 

Startowałem, znając już wynik Hewiego, który startował w pierwszej minucie startowej i bardzo chciałem się choć do tego rezultatu zbliżyć. Okazało się że nie tylko się zbliżyłem, ale i pobiegłem o ponad 2 minuty szybciej niż Maciek, zajmując świetnie jak na mnie 6 miejsce. 
Uświadomiłem sobie też, że aby zajmować wysokie miejsca w elicie, trzeba biegać po prostu bezbłędnie. Każdy błąd kosztuje kilka miejsc w dół. 
Trzeciego dnia czekał nas bieg pościgowy. Po 2 etapach zajmowałem wysokie 11 miejsce. Marzyłem o awansie w 6, ale i zdawałem sobie sprawę że większe prawdopodobieństwo jest spadku niż awansu. W dodatku było bardzo ciasno i spadek o wiele pozycji był bardzo prawdopodobny. Między 4 a 14 zawodnikiem było zaledwie 3,5 minuty różnicy! Ja miałem główny i ambitny cel - dogonić na 1:03 Maćka Hewelta i jednocześnie uciec zawodnikom którzy startowali za mną 6 i 11 sekund. 


Jedynkę już podbijałem za nimi - to skutek beznadziejnego wariantu zbiegu do drogi i ponownego podbiegu. 2, 3 i 4 biegłem w grupce i o dziwo potrafiłem się znaleźć w takim bieganiu. Na 5 ku mojemu zdziwieniu, ujrzałem już plecy Hewiego - to dodało mi pewności siebie którą bardzo potrzebowałem po słabiutkim początku.

5 tylko my nie zbiegliśmy w dół, doczytując dobrze mapkę - reszta zleciała po czym ponownie wbiegła. Na 6 obaj wybraliśmy zupełnie inny wariant, ale i tak na punkcie się spotkaliśmy. Punkty 7-13 pokonane razem z Maćkiem. Na 13 błąd, ale na szczęście nieznaczny - widziałem że jest źle ale zbyt mało pewności siebie spowodowało że pobiegłem za Maćkiem. 14 zaś, zupełnie inaczej niż wszyscy i jednym słowem - beznadziejnie. Wydawało mi się że obiegnę górę, ale na prawdę wyszło takie samo przewyższenie, a poza tym dłuższy wariant. Baaaardzo byłem wściekły na siebie i darłem japę na cały czeski las w mało cenzuralnych słowach (niestety przy głupich błędach na mapce miewam taką przypadłość). Wbiegłem na pole i zacząłem gonić 5 osobowy tramwaj, który był widoczny z oddali, z motorniczym Hewim na czele. 15 za Hewim, kontrolując sytuację, 16 wziąłem w swoje ręce i zacząłem mocny bieg po długaśnym przebiegu. Nawigowałem bezbłędnie i na 16 Hewiego nie widziałem, który obrał inne wejście na punkt. 17 właściwie na kreskę, niestety bardzo dużo straciłem do pierwszego na tym przebiegu Leifa Badera z Niemiec, który dołożył mi aż 43 sekundy! Co gorsze, nie wiem gdzie leżał mój błąd, a dostać 43 sekundy biegowo na 4,5 minutowym przebiegu to raczej nierealne. 18 bałem się biec sam, puściłem więc Czecha przodem, ucząc się już po drodze ostatnich punktów. 19 też asekuracyjnie, 20 zaś wyrwałem z kopyta. Po drodze biegłem w trupa, oglądając się co chwila za siebie i widząc zbliżającego się rywala. Wypatrywałem punktu o kodzie 100, a jego wciąż nie było i nie było... Kompletnie zarżnięty podbiłem ostatni punkt, umierając na dobiegu do mety. Chyba jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło dostać na dobiegu 3 sekundy - ledwo się przemieszczałem pomiędzy taśmami wyznaczającymi dobieg. 11 sekund za mną na metę wpadł Niemiec, a kolejne 10 Czech. Następny przybiegł Hewi. Spodziewałem się około 8 miejsca, ale dostając wydruk byłem zdezorientowany - "3 out of 5 placed" - nawet nie miałem siły tego rozkminiać. 

Okazało się że Czech który przybiegł za mną, sczytał się przede mną, czego efektem było zajebiste 4 miejsce! Byłem bardzo pozytywnie tym zaskoczony, nie chciało mi się wierzyć w tak znaczący awans (7 miejsc!!!).

To był niewątpliwie mój najlepszy dotychczasowy występ w zawodach! 
Do tego warto odnotować rewelacyjny wynik Wojtka, który zajął 2 miejsce w bardzo mocno obsadzonej kategorii M18 - brawo Mistrzu, oby tak dalej!!!!!
tuż po 3 etapie - oczywiście gęba ubłocona

dwóch najlepszych eliciarzy - Mazowsze rządzi! :D

pierwsze nasze podium (M18) - brawo Wojtek!!!

... i drugie w elicie kobiet - brawo Daria i Ewa!

Noi elyta - czyli 3 Niemców, 2 Polaków i Czech

ze swoim ziomalem Wojtasem - tuż po wręczeniu kopert z wysypującymi się banknotami euro za 2 i 4 miejsce 
dobra furka nie jest zła :)
fotki autorstwa Zuzi Kubickiej

Teraz pora na troszkę inne wyzwania - już w piątek wyjazd do Helsinek. Szczerze mówiąc, chętnie bym troszkę odpoczął od wyjazdów, choć z drugiej strony szybko łapię zamułkę w domciu siedząc ciągle przed fejsikiem i worldofo. Na Mistrzostwa Świata jadę bez przygotowania, medal byłby ogromnym sukcesem, ale to nie jest moja naważniejsza impreza. W kolejnym tygodniu chyba niestety nie pobiegam na mapce, bo być może wybiorę się na jakieś zawody biegowe. Może nawet na jakieś konkretniejsze. Tak więc czeka mnie przerwa od biegania z mapą - może to i dobrze złapać troszkę świeżości umysłu przed rozpoczynającym się sezonem. Szczególnie, że dziś podczas truchtanka w mapą po raz 3ci w tym roku uszkodziłem sobie oko jakimś badylem.
Trzymajcie za mnie kciuki podczas startu w Finlandii!!!!!!!!!!!!!!


6 komentarzy:

  1. Karol rządzisz !

    OdpowiedzUsuń
  2. Bez tych włosów wyglądasz o jakieś 10 lat młodziej autentycznie. Czy lepiej czy gorzej nie wiem, ale na pewno młodziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli zacznę nosić dowód ze sobą jak będę piwo kupował :)

      Usuń
  3. A bo konta Google nie miałem ... Tak jest lepiej ? :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.

    OdpowiedzUsuń