Moje starty

niedziela, 18 grudnia 2011

Poobozowe bieganie

Ledwo dwa dni po tatrzańskim bieganiu przyszła kolej na pierwszy mały sprawdzian. Okazją do wyścigów był drugi etap Warszawa Nocą, tym razem ze startu masowego. Nauczony doświadczeniem z siostrzanych zawodów wrocławskich - WNOF, nie traciłem czasu na szczegółowe zapoznanie się z mapą tuż po starcie, wyrywając mocno do przodu za Słowackim Łącznikiem. 1 udało się podbić jako drugi, wtedy dopiero zacząłem z uwagą spoglądać na mapę. Na jedynke też próbowałem coś przeczytać, ale prędkość biegu i chęć uniknięcia przepychanek na PK była silniejsza, toteż spoglądałem co chwilę na Kubę. Dwójka to już rozbicie - ja miałem drzewo nad samym stawem, które to drzewo przebiegłem. Pierwszy błąd - powiedzmy +8". 3 bardzo wolno, 4 też spokojnie. 5 i 6 na luzie, ale 7 przekombinowałem. Źle przeczytałem rzeźbę i kolejne 10" poszło się... na 8 podwójnie źle. Raz - odbieg z 7, dwa - wariant. Moim zdaniem najlepszy był z 7 na południe, przez mostek. Punkty 9-15 to tragedia, strasznie się tam motałem, nie wiem ile mogłem stracić, ale często stawałem, odbiegałem w innym kierunki niż potrzeba. 16 źle obiegałem oliwkowy, a na 17 sporo czasu straciłem na odnalezienie gdzie ona jest. Na 21 znów chwila zawahania gdzie ona jest. Długi okres biegłem razem z klubowymi kolegami - Szmulkiem i Prasim, i udało mi się ich zgubić na dobre dopiero na przebiegu 22-23. Pozostałem punkty już w miarę ogarniałem. Ani razu nie spojrzałem na opis, bo straciłbym na to mnóstwo czasu. Po porzednim nkl z etapu 1, przy sczytywaniu chipa nie byłem pewien ukończenia. Udało się. Ale miejsce dalece poniżej oczekiwań. Niby to tylko trening, ale bardzo źle że wyprzedziło mnie aż 8 osób. Fizycznie było słabo, a technicznie, na takim prostym terenie - wręcz tragicznie. Nie wiem ile będę się jeszcze uczył biegać z mapą aby w miarę nieźle nawigować. Fizycznie tłumaczę to sobie obozem, bo faktycznie zrobiłem tam (nie tylko ja) kawał dobrej roboty. Trzeba coś zmienić ze swoją techniką, bo inaczej daleko nie zajdę w orientacji. Może to wina nocy, nie wiem.





Dwa dni później, czyli wczoraj - start na Falenicy. Zacząłem oczywiście jak zawsze - za mocno. Po pierwszym kole już miałem ochotę zejść z trasy. Nie wiem w ile je zrobiłem, bo biegłem bez zegarka. Drugie koło to mordęga, na trzecim już było w miarę spoko. Z Falenicy też nie jestem zadowolony, ograło mnie 7 osób :( tak po cichu liczyłem że ogra mnie tylko Łobo, który aktualnie jest niestety poza moim zasięgiem. Ale do Łoba, który okazał się bezkonkurencyjny, dołączyli Tomasz Lipiec, Alex Celiński, Tomasz Blados, Piotrek Parfianowicz i jeszcze 2 bliżej mi nie znane osoby. Bardzo nie dobrze że aż tylu było przede mną, czas około 38:30, może lekko poniżej, gorszy od mojego najlepszego na tej trasie o jakieś 20 sekund. I znów można sobie to tłumaczyć obozem, jak każdy mi tłumaczy. Jest w tym racja i wiem o tym, ale jakoś nie potrafię podejść do siebie obiektywnie. 4 dni po obozie w górach wiadomo, że jakiegoś szału nie będzie. Ale sam, może niepotrzebnie, wytwarzam sobie presję wyniku. Nie lubię przegrywać i nie chcę.

Udało mi się namówić też moją mamę na debiut w Falenicy. Kosztowało mnie to co prawda wypastowanie podłogi w dużym pokoju, ale cieszę się że po BnO i RJnO udało się moją mamę namówić i na górski bieg. Propsy dla niej! :)

Teraz czas na 3 tygodnie spokojnego trenigu, przeplecione świętami no i krótkim obozem w Sztutowie.
Są już duże plany co do przyszłego roku, oby znalazły się na to środki bo na razie marnie to widzę. Myślę też jak tu sobie sylwestra spędzić i już mi pewien nietypowy plan świta, ale jeszcze muszę to przemysleć :)

6 komentarzy:

  1. Organizm też musi odpocząć. Nie oczekuj od niego ciągłej pracy na wyższych obrotach. Tak to nie działa. Na spokojnie, wyniki same przyjdą. ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Po niskich górach staram się nie startować w przeciągu tygodnia, bo wiem, że będzie bardzo kiepsko, chyba że jest to start treningowy.
    U mnie jaka taka forma przychodzi dopiero po tygodniu, a tak naprawdę dobrze jest w 10 dniu, być może tak też jest u Ciebie.
    Pozdrawiam i powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. dzięki Giża :)
    Wiadomo że Falenicy nie traktuję jako startu docelowego, czy nawet ważnego. Ale lubię się ścigać i nawet podczas takich startów chcę wygrywać lub być jak najwyżej. Z drugiej strony wiem że od razu po górach mocy nie będzie. Oby ta prawdziwa moc, wraz z szybkością nadeszła na wiosnę, czego i Tobie życzę :D
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kargul! Dawaj, dawaj, dawaj.... na browar! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Alkohol to zło.

    Ale browara zawsze strzelić można

    OdpowiedzUsuń