Moje starty

piątek, 16 grudnia 2011

Obóz Zakopane


We wtorek zakończyłem dość długi obóz kondycyjny w Zakopcu. Tatry to miejsce w które zawsze jeżdżę z ogromną przyjemnością, nie inaczej było i teraz. Przyjechaliśmy do Zakopanego 3 grudnia (błąd! Krzysiek przed chwilą mnie poprawił że drugiego przyjechaliśmy!) w południe i wyruszyliśmy od razu na krótką wycieczkę biegową po górach. Nie obyło się bez błądzenia, niestety nie umiem z Garmina zrzucić tej wycieczki, więc napiszę tylko że zrobiliśmy sobie 9 km a biegało się bardzo przyjemnie i lekko.
dol. Kościeliska i moje dojebane łydki

przed atakiem na Czerwone Wierchy

Następnego dnia już konkretny wyczyn - Czerwone Wierchy. W Grudniu jeszcze nie zaliczałem tych szczytów,  tym bardziej fajnie było wbiec. Z dwutysięczników to chyba najbezpieczniejszy szlak, który można pokonywać nawet zimą. Na górze strasznie wiało, ale potem się uspokoiło i było bardzo fajnie. Potem herbatka w Murowańcu i zbieg do Cyrhli. Na końcówce błąd - zboczyłem ze szlaku, co kosztowało mnie drugie miejsce :D
w drodze na Czerwone


Krzesanica - 2122
i dalej szczytami!
tuż przed zbiegiem - Murowaniec

Następna wycieczka regeneracyjna, choć i tak wyszło ponad 15 km. Bolała mnie okostna, ale jak wiadomo, gdy coś boli, trzeba mocniej przytrenować i przestaje - stara metoda papuasów zadziałała po raz kolejny.


Kolejną ciekawą wycieczką była wyprawa do Morskiego Oka, z zamiarem zaatakowania Rysów.

Niestety wszyscy, ze mną na czele, okazali się mięczakami i nie podjęli się biegu po oblodzonym szlaku na dach Polski. Odwagi, sił i czasu wystarczyło jedynie na zaliczenie Czarnego Stawu pod Rysami, na który to podbieg, a właściwie podejście bez kolców, a zejście tym bardziej, było nie lada wyzwaniem, co było widać po tym jak szybko kto zbiegał. Wcześniej, do Morskiego Oka małe wyścigi, wyrwałem mocno, chłopaki podgonili i dogonili, ale po ugotowaniu Rafała na 2 km przed Morskim, pozostało tylko dwóch, przypadkiem reprezentujących ten sam klub :) Kilometrowo wyszło dość dużo, ale kończenie takiej wycieczki w tempie 3:32 / km było bezcenne :D
Czarny Staw pod Rysami (1580) - widok na Morskie Oko


Morskie Oko - 1410

Kolejnego dnia biegało się bardzo ciężko i wolniutko...

Aż przyszedł czas na kolejną wycieczkę - najdłuższą na tym obozie. Byłem już dość mocno poobijany, ale wszystkie bóle przechodzą przy większej ilości kilometrów. Okostna mnie bolała mniej, kolano przestało boleć po 27 kilometrowej wycieczce na Morskie Oko i Czarny Staw, teraz czułem achillesa, ale trzeba było się leczyć czym się struło. Tak więc zaliczyłem z Michałem niezły dystansik 32 km, z dwoma postojami w schroniskach na Ornaku i w Chochołowskiej, wypijając 2 litry herbaty w pierwszym z tych schronisk i płacąc 50 groszy za cukier w drugim. Najwyżej byliśmy na Iwaniackiej przełęczy - coś ponad 1400 mnpm. Założyłem sobie że po 32 km staję, szedłem więc jeszcze kilometr po Chochołowskiej, zanim wsiadłem do busika.
Przełęcz Iwaniacka - 1459

dol. Chochołowska - uradowany po wypiciu herbaty pocukrzonej  za 50 gr :D

Następnego dnia odpoczynek - cały wysiłek ograniczyłem do pójścia na saunę :)
Te 32 km zmogły mnie na tyle, że nie mogłem się pozbierać do końca obozu. W poniedziałek z Michałem zrobiłem tylko ósemkę, i choć kończyliśmy ją żywo, to nie czułem się komfortowo, bo po 2 km serce albo coś w okolicach zaczęlo mnie boleć dość mocno.

Na ostatnim treningu obozu zostałem już sam, co było dość zamulające. Udało mi się zabrać na skromną 13 kilometrową wycieczkę, zaliczając przy okazji nowy dobieg do Cyrhli (znudzony byłem już ciągłym dobieganiem asfaltem)




Cały obóz był bardzo przyjemny, w super towarzystwie, miłej atmosferze, dobrych warunkach mieszkaniowych. Przygłodziłem się też troszkę, dzięki czemu jestem troszkę lżejszy, co w naszym sporcie jest bezcenne!

Jestem też już po starcie w drugim etapie Warszawa Nocą, ale o tym w następnym poście. Powiem tylko, że dalej tak być nie może. Albo sie startuje i wygrywa, albo lepiej nie startować. 9 miejsce to duża porażka. Technicznie słaby, fizycznie słaby. Liczę że to jeszcze obóz wychodzi, ale i tak jak nie popracuje nad techniką, to z Akademickimi Mistrzostwami Świata nic nie wyjdzie. Trzeba tyrać!

2 komentarze:

  1. wydaje mi się, że Twoje teksty stają się niebezpieczne ze względu na swoją merytorykę,

    OdpowiedzUsuń
  2. hehehehehehehehe :D
    Cała prawda!

    OdpowiedzUsuń