Moje starty

piątek, 5 listopada 2010

Podsumowanie sezonu 2010


Mistrzostwa Polski w longu były ostatnimi w sezonie 2010. Przez to że okres przejściowy wypadł mi po maratonie - na longu nie miałem w ogóle siły do biegania, byłem bez treningów. W ogóle okres przejściowy w okresie 27 IX - 17 X był bardzo dziwny - dużo zawodów, prawie zero treningów. Nietypowo, ale w sumie nie wyszło źle. Tylko ten long mnie strasznie sponiewierał.
Sam sezon 2010 mogę podzielić na 2 części:
1. LISTOPAD 2009 - KWIECIEŃ 2010. Zamiast okresu przygotowawczego było leczenie kontuzji stopy. Od 3 X 2010 do 4 II 2010 nie biegałem praktycznie w ogóle (nie licząc kilku rozpaczliwych prób treningu które kończył się z dużym bólem i łzami w oczach). Tak więc listopad i grudzień 2009 pod względem treningów były całkowicie stracone. Odkryłem za to że na nartach biegowych mogę spokojnie jeździć i nic mnie nie boli. I tak, dzięki dużym ilościom śniegu przeżyłem jakoś styczeń. W lutym zacząłem już bieganie - bolało dalej, ale ból nie uniemożliwiający biegania to żaden ból :). Pierwsze kilometry biegiem w 2010 roku pokonałem 5 II, w Spale. W sumie w lutym wyszło 155 km. Najważniejsze że stopa wytrzymała (może te 120 zabiegów też coś dało). W marcu zacząłem już trenować lekko z Wąsem, tu wyszło już 261 km. Nadszedł kwiecień - miesiąc przełomowy. Felernego 10 kwietnia biegłem Akademickie Mistrzostwa Polski w Łodzi. Dzień później jechałem na obóz do Spały - tym razem z AZS AWF. Na obozie tym, pierwszy raz zostałem zajechany. Nigdy nie znałem tego uczucia, ale na prawdę nie warto go poznawać... chyba 6 dnia obozu nie miałem sił na 3 minuty truchtu po lesie. Całą drugą część obozu czułem się fatalnie, a sytuacja w Polsce po tragedii smoleńskiej jeszcze bardziej mnie przytłaczała. Po powrocie w ogóle nie mogłem wrócić do biegania. Na prawdę, zacząłem bać się Wąsa - po prostu mnie na obozie zajechał. Nie wziął pod uwagę tego że przez 4 miesiące (PAŻ 2009 - STY 2010) w ogóle nie biegałem! Bardzo szanuję mojego trenera, jestem mu wdzięczny za to że w wieku 22 lat zapalił we mnie jeszcze iskierkę nadziei że mogę jeszcze coś osiągnąć. Ale po tym obozie całkowicie straciłem ochotę na współpracę z nim. Po tym Spalski obozie ledwo co włóczyłem nogami. 25 IV postanowiłem wystartować w BnO - jak wtedy napisałem na blogu: "25.04 - powrót do tego co kocham". Nie myliłem się. Praktycznie to dzięki BnO zostałem przy bieganiu - ba! Wróciłem, bijąc potem wszystkie życiówki. Z drugiej strony mogę być wdzięczny Wąsowi za to że wybił mi z głowy bieganie (chwilowo). Dzięki temu wróciłem do tego co zawsze mnie tak pasjonowało (w 2009 roku startowałem już 3 razy w BnO).
2. MAJ - PAŹDZIERNIK 2010. I od maja się zaczęło :D Tak jak pierwszy okres sezonu był ciężki i trudny, tak drugi był wspaniały, pasjonujący i dający mi wielką radość!!! Im bardziej wchodziłem w BnO, tym było ciekawiej i tym bardziej chciałem to robić :D. Zaczęło się od GP Mazowsza - nawet nie byłem ostatni, choć w generalce byłem nkl (za drugi etap). Potem moje życie toczyło się tylko od zawodów do zawodów BnO - każdych bardzo wyczekiwałem. I mimo że ciągle przybiegałem ostatni, sprawiało mi to ogromną radość i satysfakcję. Pierwszy przyzwoity start miał miejsce 6 VI - na sztafetach. Zrobiłem niewiele błędów i na kacu nabiegał
em przyzwoicie. Niestety jeden ze sztafety zawalił i mieliśmy nkl (oczywiście nie można mieć pretensji - sam zawaliłem wcześniej KMP). Potem pod koniec czerwca wyjazd na 8 dni na zawody BnO (Puchar Wawelu i Limanowa CUP) jeszcze bardziej zbliżył mnie do orientacji... Dzięki przypadkowi, na Wawelu, nocując w jednej sali, poznałem moich przyszłych kolegów z klubu :) (choć jeszcze o tym nie wiedziałem). Po Limanowej wyraziłem chęć przystąpienia do PUKSa i po rozmowie z trenerem Kmiecińskim uzgodniłem szczegóły "transferu" :D Jemu również jestem bardzo wdzięczny, bo mimo moich żenujących wyników na Waweli i Limanowej (głownie ostatnie miejsca) nie wahał się mnie przyjąć. I tak, w sierpniu wyjechałem na pierwszy obóz BnO - było super! Poznałem wiele super osób oraz odniosłem pierwszy drobny sukces - wygrałem etap na GP Polonia. Biegowo też nie próżnowałem - w BPW na 10 km ustanowiłem oficjalną życiówkę 35:43, pobitą później na 34:08 (na kabatach, ale juz nieoficjalna). Wygrałem poza tym bieg Garniera, GP Wawy na 5 km na Siekierkach oraz bieg memoriałowy J. Połulicha na Wyścigach. Pobiłem też, choć nieznacznie życiówki w półmaratonie (1:21:57) i maratonie (2:55:49). W BnO - też kolejne sukcesy - dobry występ na KMP w Białce i wygrana w Mistrzostwach Mazowsza w klasyku. Druga część sezonu była zdecydowanie najlepszym moim okresem w życiu - biegowym i nie tylko :)
Tak w skrócie wspominam miniony sezon :) Już po longu liczę wszystko na konto przyszłego sezonu 2011 :) Jest duża szansa, że będzie to pierwszy w życiu cały przepracowany sezon. Mam nadzieję że go wykorzystam, i wreszcie pokażę na co mnie stać. Albo wyjdzie że jestem całkowitym beztalenciem. Grunt by robić to co kogoś pochłania, nie przejmować się problemami. A mnie bieganie, szczególnie BnO bardzo pochłania :D Poniżej szczegółowe statystyki poszczególnych miesięcy oraz roczne:





W sumie, w sezonie 2010 zrobiłem 2572 km (licząc do 17 X, czyli do zakończenia sezonu), co jest najwyższą liczbą km jakie w którymkolwiek roku przebiegłem - to najlepiej świadczy o tym jak mało trenuję, choć wiele osób widzi mnie jako trenującego za dużo. Dla porównania kilometraże poprzednich lat:

Warto dodać iż stan z wykresu powyżej jest na dzień 5 XI, i niechybnie 3000 km do końca roku pęknie.
Sierpień, co widać - był najmocniejszym miesiącem w życiu. Złożyły się na to wyjazd do Spały (tam życiowy kilometr tygodniowy - 174 km) oraz wyjazd do Jarosławia na obóz BnO, a także krótki ale treściwy pobyt na mazurach.
Z procentowego rozkładu km, niepoprawnie były rozłożone w sierpniu, choć było to wynikiem nieprzepracowanej zimy i chciałem to nadrobić, dlatego nie uważam tego za błąd. Natomiast przeraża kwiecień - miesiąc w którym tak na prawdę wchodziłem w trening - aż 13 % zrobione w III zakresie - to w moim przekonaniu zdecydowanie za dużo, czego potwierdzeniem było zarżnięcie mojego organizmu. Co innego, gdybym miał przepracowaną zimę...
Z mapą najwięcej biegałem w maju - miesiącu powrotu po zajechaniu :)
I na koniec - dorobek moich ostatnich 6-ciu lat życia :) Statystyki dzienne, miesięczne, kwartalne, półroczne i roczne za lata 2005 - 2010. Wcześniej oczywiście też biegałem, ale nie zapisywałem tego regularnie.

Wszystkie nieścisłości w statystykach wynikają z przyjętego przeze mnie zaokrąglania. Kilometraż dzienny zawsze zaokrąglam w dół, tygodniowy - sumując dzienne. Miesięczny natomiast liczony jest na 2 sposoby - albo tak jak wcześniej, albo sumując km w poszczególnych zakresach. I tak np. pierwszym sposobem (powyzej) dla miesiąca Marzec 2010 wyszło 255, a drugi dla tego miesiąca (z podsumowania miesięcznego 2010) wychodzi 261. I to ta druga liczba jest bliższa prawdy (255 jest zaniżone o ok. 6,5 km). Jeśli przebiegłem 10,8 km w pierwszym zakresie, to do statystyk dziennych zapisuję 10, a do procentowych 10,8.
Jak będę miał czas, to zrobię jeszcze inne podsumowania :)
Tymczasem... szybki mózg :D już jutro...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz