Moje starty

środa, 8 września 2010

Sochaczew... czyli jak życiówka może okazać się porażką.

Na Półmaraton Szlakiem Walk nad Bzurą jechałem z dużymi nadziejami. Po w miarę udanym starcie (przecież mogło być lepiej!) na Kabatach i świetnym wyniku wierzyłem że również w Sochaczewie pobiję życiówkę o kilka minut i będę minimum w czołowej '6'.

foto: Tomek Kołodziejski
Niestety z powodu dowozu autobusami na start miałem strasznie mało czasu na rozgrzewkę. Po starcie jednak nie odczuwałem braku rozgrzaniu i ostro poszedłem do przodu. Jeden zawodnik wyrwał jak szalony do przodu. Pomyślałem że pewnie bohater pierwszego kilometra... okazało się jednak inaczej. Jeśli chodzi o mnie - biegłem drugi, samotnie, ze sporą stratą do prowadzącego, ale też z nie dużo mniejszą przewagą nad goniącą mnie grupką. Po 5 km miałem świetny międzyczas - 17:35, ale około kilometra potem zaczęła się golgota. Znów ból w okolicy wątroby. O ile jednak na Kabatach przeszedł on szybko, to w Sochaczewie narastał z każdym krokiem aż do 10 km. Tam stał się on nie do zniesienia. Tuż po minięciu 10 km zwolniłem do truchciku, dalej do marszu, w końcu stanąłem - nie byłem w stanie się ruszyć. Ten chwilowy postój (ok 15 sekund stałem) pomógłmi bardzo, ponieważ bliski już byłem zejścia z trasy. Nawet bardzo bliski tego byłem - a nigdy mi się to jeszcze nie zdarzyło nie licząc zeszłorocznych Kabat, na których złamałem nogę. Udało się jednak ponownie rozkręcić - na 12 km już biegłem około 4'/km. Drugą dychę zrobiłem w 40:08, co przy tych męczarniach było i tak świetnym czasem. Końcówkę biegłem już o bardzo ciężkich nogach, które pamiętały podbiegi na ostatnich 5 km i ostatnie 1,0975 km przebiegłem w 4:37.
Uzyskałem wynik 1:21:57, co jest moją nową życiówką, pobitą o 21 sekund. Jednak to życiówka z której chyba się najmniej cieszyłem. Niemniej jednak - nigdy w życiu szybciej półmaratonu nie przebiegłem, więc jest to niewątpliwie mój sukces. Na pocieszenie zostało mi 3 miejsce w wiekowej, za co dostałem puchar i pierwsze w życiu pieniądze z biegania :D choć dowiedziałem się o tym dopiero w domu, więc w poniedziałek czekała mnie kolejna wyprawa do Sochaczewa, tym razem po odbiór nagrody :)

Dziś natomiast pierwszy w życiu nocny BnO :) Co prawda tylko trening, ale zawsze coś ;) Poniżej mapka z przebiegami.
Było super, bardzo mi się podobało :) Oczywiście w jedyne na mapie i bardzo małe bagienko nie omieszkałem się władować :P
W weekend wreszcie BnO!!!!!!!!!!!!! Warsaw Orient Meeting i klubowe sztafety Mazowsza. I jeszcze jutro trening na mapie :D To mi się podoba - tak jak dziś - po południu rozbieganie 14 km, a wieczorkiem mapa. Jutro planuję to samo :) Szkoda tylko że na biegu we Włochach nie będę mógł uczestniczyć... Ale trening to trening :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz