Moje starty

wtorek, 31 sierpnia 2010

Grand Prix Warszawy - Kabaty. Nowa życiówka na 10!!!

Dziś odbyła się ósma edycja GP Warszawy na kabatach. Pogoda jak dla mnie była super - dużo deszczu, mokro i chłodno, choć trasa wcale nie była grząska.
Szykowałem się na życiówkę, i czułem się na życiówkę - nie zawiodłem się, choć pozostał duży niedosyt. Sam wynik, jeszcze 3 miesiące temu zaliczyłbym do typu 'kosmicznych', teraz nie był moim wymarzonym.

Do 5 km biegłem razem z czołówką, często prowadząc. Biegło mi się bdb. Jednak po ok 5 km nieco ich odpuściłem i czołowa czwórka biegła przede mną około 50-60 m. Utrzymywałem ten dystans do ok. 6,5 km. Tam zaczęła się golgota - tuż po skręcie w lewo w Powsinie złapał mnie straszny ból brzucha. Był on na tyle silny, że zwolniłem z bólu, zacząłem strasznie jęczeć i przy tym kurwić. W tym czasie wyprzedził mnie Jacek Morawski - czołowy polski zawodnik biegu na orientację. Bardzo chciałem się z nim utrzymać, lecz nie dałem rady...

Nie tyle nogi mi nie pozwoliły (w których cały czas czułem moc) co właśnie cholerny ból okolic brzucha. Na szczęście, na ok 7 km, gdy Jacek odszedł mi na jakieś 40 m, ból zaczął powoli odchodzić. Nie znaczy to że nie czułem bólu - ale ten który czułem, nie uniemożliwiał mi szybkiego biegu. Dogoniłem Jacka i na ok 8 km dołączył do nas stary wyjadacz kabackich tras - Słonik. Razem biegliśmy niecały kilometr. Gdy byłem przed ostatnią prostą zdecydowałem przyspieszyć, choć bałem się nawrotu bólu. Na szczęście ten nie nastąpił i do końca mety cisnąłem mocno, ciągle spoglądając na bezlitośnie płynące sekundy na moim TIMEXie. Gdy zobaczyłem metę, miałem na zegarku 32 z małym hakiem.
Bardzo chciałem złamać 34 minuty, walczyłem o to do końca. Stoper zatrzymałem chwilkę za metą - bezlitosne cyferki na wyświetlaczu przytłumiły moją radość z i tak wielkiego jak dla mnie sukcesu. A były to cyferki: 34:05,43. Oficjalnie może to być maksimum 34:03. Niestety barierę 34 minut zostawię sobie na kolejny termin biegu :) A wtedy, jak Bozia da, może od razu uda się zaatakować kolejną... :)
Tymczasem, treningowy luz - do niedzieli tylko starty. Najpierw na przetarcie szybkości bieg na 5 km na Wyścigach w czwartek, a w niedzielę półmaraton, w którym będę również liczył na rekord życiowy. Dziś się do niego zgłosiłem i już miła niespodzianka - dla studentów wpisowe wynosi 0 zł :) Duuuuuża pochwała za to dla Sochaczewskiego MOSiRu!!! Samo wpisowe dla innych też nie jest wygórowane - 20 zł. Do Maratonu Warszawskigo też dziś opłacałem startowe i dla porównania - wynosi ono 100 zł, co jest na prawdę wygórowaną stawką jak za wpisowe. Kilkudniowe zawody w bno nie mają tak dużego wpisowego, choć organizatorów przygotowanie takiej imprezy kosztuje moim zdaniem dużo więcej niż Fundację MW.
Ale i tak najbardziej nie mogę się doczekać biegów na orientację :) Już w sobotę, dzień przed półmaratonem, trening z mapą w moim klubie. Teren - okolice Olszewnicy. Już czekam na sobotę :D
Aha pierwsze zdjęcie otrzymałem dzięki uprzejmości Pawła Króla z serwisu NASZE BIEGANIE , za które bardzo serdecznie dziękuję. Pozostałe autorstwa mojego i mojej Mamy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz