Cały tydzień, a nawet więcej, po raz czwarty już, spędziłem w Estonii, na zawodach Tallinn O-Week. Tym razem rywalizacja seniorów przeszła na drugi plan wydarzeń, gdyż TOW był imprezą towarzyszącą Mistrzostwom Świata Weteranów w BnO.
Pierwszy raz w Estonii byłem w 2012 roku, a głównym czynnikiem jaki mnie tam przyciągnął był bieg na 100 PK - coś wspaniałego. Poza tym, co roku dwa biegi na TOW zaliczane były do rankingu światowego IOF WRE. Dodatkowo, atutem Estonii jest dość bliskie położenie, łatwy dojazd, przyzwoite ceny, piękne tereny i przyjaźni ludzie :)
A w ogóle, w przyszłym roku, Estonia jest gospodarzem Mistrzostw Świata Seniorów, pierwszy raz w historii!
Nasza Watahowa ekipa pojechała solidna - 16 osób. Na MŚ weteranów swój debiut miała zaliczyć moja Mamusia, pozostali startowali w TOW.
Cały TOW to dość wymagające zawody - 7 dni biegania bez przerwy, 5 etapów liczących się do generalki - nie było miejsca na błędy
Zaczęliśmy w niedzielę, etapem pierwszym - sprintem w parku Kadriorg.
Nadmienię, że już po raz drugi biegałem w tym parku (po raz pierwszy w TOW 2013), więc wiedziałem czego się spodziewać. W 2013 roku, dogonił mnie na 3 minuty Marten Bostrom, który 3 tygodnie później zdobył mistrzostwo Świata w sprinterskim BnO! Tym razem było sporo dobrych zawodników, ale Mistrza Świata nie było :)
Przed zawodami w Estonii, doznałem drobnej kontuzji i bardzo obawiałem się o możność szybkiego biegania, szczególnie na sprintach. Na rozgrzewce rozważnie, potem okleiłem dwójkę tejpem i heja na start. Sam bieg pod względem technicznym nie był jakiś beznadziejny, ale biegowo czułem się słabo (biegałem pierwszy raz od 4 dni - wedle zaleceń fizjo). Najważniejsze - noga wytrzymała. Sam wynik średnio - słaby - 15 miejsce na 45 zawodników. 2 niewielkie błędy na PK 19 i 22 - zabrakło przede wszystkim w nogach. A tak finiszowałem:
Poniedziałek - drugi sprint, i arena finału sprintu WMOC - czyli Talińskie Stare Miasto.
Biegowo czułem się już lepiej, ale zrobiłem 3 głupie błędy, naprawdę głupie, na PK 3, 13 i 16. W sumie utopiłem tam ok 45 sekund. Mimo błędów i nieco dłuższego dystansu biegu, strata do zwycięzcy mniejsza niż dzień wcześniej (1:06) i 14 miejsce...
Wtorek - dzień treningowy, ale ja, wedle tego co sobie założyłem na początku roku, nie zamierzałem truchtać.
Pobiegłem dość żywo, może nie na maxa, ale też nie truchtem. Na mapie Kodasoo biegałem 2 raz - troszkę bagienek, przyjemna rzeźba - dość typowo Estoński teren, choć bardzo dobrze przebieżny
Środa - pierwszy poważny bieg leśny. (Prawie) cały bieg biegłem bardzo dobrze, niestety poległem na 22 punkcie, czyli na 3 punkty przed metą.
Gdyby nie ten błąd, na ponad 2 minuty, to mógłbym bieg zaliczyć do świetnych. A tak pozostałem na 7 miejscu a na osłodę byłem najlepszym z Polaków, ogrywając 51 sekund Krzysia Wołowczyka. Tak naprawdę, nawet bez tego błędu dużego, byłbym tylko 6, o 1 miejsce wyżej
Czwartek - i to co tygryski (i nie tylko) lubią najbardziej - 100 punktów!!! Po raz czwarty przystępowałem do tego biegu - warto przypomnieć moje poprzednie występy:
2012 - 30 miejsce i 213:40
2013 - 13 miejsce i 153:36
2015 - 15 miejsce i 133:52
2016 - 11 miejsce i 108:57
Jak widać progres jest z roku na rok, choć za każdym rokiem ten bieg po prostu ryje mi banie niemiłosiernie. I co roku bardzo go wyczekuję :)
W tym roku, po 3 etapach, w generalce było bardzo cisno, i jak można było się domyśleć, bieg na 100 PK dużo rozstrzygał. Ja, po 3 biegach byłem 6, ze stratą 3 sek do 5 Krzyśka, i niedużą stratą do drugiego. Pierwszy, fin Anttolainen, odjechał wszystkim na ładnych kilka minut
Bieg od początku biegło mi się nieźle, choć był dosyć niefartowny. Z przygód niecodziennych zdrzyły się takie jak:
- konkretne rozdarcie nowych spodni kupionych tego samego dnia
- wyrżnięcie się na kolano przy 55 punkcie, przez co kulałem kilkaset metrów, ale na szczęście byłem zdolny dalej biec
- zgubienie czipa przy zbieganiu na PK 65. Strasznie mnie to wkurzyło - zacząłem kląć w lesie, bo czip został zahaczony przez świerkową gałązkę, która go gdzieś wybiła jak z katapulty w nieznanym kierunku. Moje niecenzuralne krzyki usłyszała jedna z weteranek z zagranicy i spytała co się stało. Powiedziałem że zgubiłem SI, a ona pomogła mi go szukać, i już po kilkunastu sekundach znalazła. Jestem jej niewymownie wdzięczny i bardzo podziękowałem jej na trasie w pośpiechu. Chętnie podziękowałbym jej jeszcze raz po biegu (w końcu poświęciła swój czas biegu na pomoc mi) ale niestety na tyle tysięcy osób w jej podobnym wieku nie byłem w stanie jej rozpoznać ani zlokalizować
- jadąc rano na start zapomniałem butów i wracałem się po nie 60 km do domu
Ale co najgorsze - popełniłem na tym biegu 14 błędów grubych (dla porównania - dzień wcześniej jeden błąd). Jeden błąd na każde 9 punktów to stanowczo za dużo.
Akumulatory zaczęły siadać pod sam koniec, od 87 punktu zaczęło się ślimaczenie i brak chęci patrzenia na mapę. Jeszcze tylko duży błąd na 99 i wreszcie upragniona meta. Czas 108 minut - czyli plan minimum nie spełniony (100 minut), a tym bardziej plan optimum (90 minut). Byłem strasznie zmęczony, po biegu zawinąłem się w koc i leżałem trzęsąc się przez jakąś godzinę.
Piątek - drugi dzień treningowy, można było pobiegać na lajcie, więc udałem się do ogrodu botanicznego na najdłuższą trasę. Tam też już raz biegałem (w 2012) i wiedziałem czego się spodziewać.
Ruszyłem, z obolałym kolanem na trasę - całkiem dobrze mi się biegło, choć bardzo fajny zrobiłem błąd na 4 minuty na punkt 17 przez 13 i 12 :) :O
Sobota - finał. I mój najlepszy bieg!
Jedyny deszczowy dzień w Estonii, biegło mi się genialnie w tym deszczu i można powiedzieć że to był optymalny bieg, choć było kilka wahnięć - ale kiedy ich nie ma? Zająłem 8 miejsce, ze stratą 4:52 do przekozaka, 6 zawodnika MŚ z 2014 roku, Lauri Silda. Z biegu byłem bardzo zadowolony, najbardziej z tych wszystkich dni...
Starty Mamy - ze zmiennym szczęściem...
Sprint Q - według mojej Mamy zła mapa leżało w koszyku (leżała K60-1 w koszyku K65-1, niestety w takich sytuacjach nigdy nie dowiemy się kto błąd popełnił - czy organizator, czy Mama. Tak czy siak przebiegła trasę K60, ale klasyfikowana nie była)
Sprint F - siłą rzeczy finał C z powodu nkl dzień wcześniej. Bieg za to bardzo dobry i 23 miejsce na ponad 60 zawodniczek
Long Q1 - bardzo dobry bieg kwalifikacyjny! Po tym biegu Mama łapała się do finału B
Long Q2 - noi tutaj bardzo słabiutki bieg, dużo błędów i szanse na finał B pogrzebane
Long F - bardzo zły bieg, Mama kompletnie pogubiła się na długich wariantach
Wyjazd do Estoni - kolejny - bardzo udany!!! W przyszłym roku WOC, hm...
A tymczasem, po 2 dobach spędzonych w domu, przygoda wzywa - Tatranska Selma Ultra, już w sobotę!!!
A na koniec sporo foteczek z Estonii!!!
Szykujesz się na maraton i nie wiesz co i jak? zapraszam na profil :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy projekt :) Ostatnio dużo różnych maratonów i biegów charytatywnych jest organizowanych w polskich miastach, warto dobrać dobry sprzęt i ruszyć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejne posty
No naprawdę coś ciekawego, warto jeździć do innych krajów, zawsze coś się wynosi dla siebie, i można zorganizować coś podobnego w kraju, a i tak propaganda biegu jest dobra w każdym przejawieniu. Czekamy na dalsze popisowe artykuły.
OdpowiedzUsuńŚwietny wypad :D Chyba też się wybiorę :D
OdpowiedzUsuńBardzo podziwiam taki wyczyn :) fantastyczne zdjęcia. Ja jestem biegaczem amatorem, który po 30 minutach ma dość, ale grunt to ćwiczyć dalej.
OdpowiedzUsuńPodziwiam determinację :) Ale w sumie widzę że to też część twojego życia ;) Ja osobiście bez biegania nie mogę żyć :) To jest część mnie :)
OdpowiedzUsuńwow, podziwiam.
OdpowiedzUsuńNiesamowite, podziwiam i zazdroszczę takiej pięknej przygody.
OdpowiedzUsuńWspaniałe trasy. Dzięki pasji zwiedzisz wiele miejsc
OdpowiedzUsuńTrasy super! Podziwiam takiej motywacji \m/
OdpowiedzUsuńSłuchajcie, a czy ktoś z was poza uprawianiem sportu interesuje się także obstawianiem meczy? Ja ostatnio trafiłem na sporo ciekawych informacji na ten temat tutaj http://i-gol.pl/ i zastanawiam się nad tym aby spróbować. Co wy o tym sądzicie?
OdpowiedzUsuń