Moje starty

czwartek, 26 stycznia 2012

Obóz Przesieka z KWJ Mazowsza

Kolejny obóz tego sezonu zaliczony, tym razem w podwójnej roli, która bardzo mi się podobała. Oprócz tego że samemu przytyrałem nieźle, byłem również odpowiedzialny za tyranie innych - kadrowiczów juniorów Województwa Mazowieckiego. Przyznam że jestem bardzo zadowolony z postawy wszystkich uczestników obozu jak i z tego że miałem przyjemność być kierownikiem (jak to ładnie brzmi :D) obozu.
Nauczony doświadczeniem z zeszłego roku, plan treningowy zmodyfikowałem tak aby każdy był w stanie zrealizować założone treningi bez przeciążeń. Udało się to w 90%.
Udało nam się zrealizować kilka na prawdę fajnych treningów - duże propsy dla wszystkich za świetne wykonanie B2, B3 oraz na prawdę dużej zabawy biegowej :) bardzo fajnie było jechać z ekipą która wiedziała po co tam jest. Niestety główną naszą przeszkodą okazały się problemy ze zdrowiem które większości osób nie ominęły - ze mną włącznie, co kosztowało mnie jeden dzień treingowy mniej :(
Jeśli chodzi o treningi - myślę że fajnym i nowym rozwiązaniem były fartleki. Jak już wspomniałem, wszyscy świetnie radzili sobie na mocniejszych akcentach treningowych jak B2, B3 czy ZB. Dobrze, że udało się aż 3 razy wejść na saunę. Jeden trening techniczny w tych warunkach to i tak dużo. Do tego zrobiliśmy też trzy wycieczki biegowe, jednak z uwagi na bardzo trudne warunki pogodowe, ograniczyliśmy się do niższych partii gór.
wycieczka - Odrodzenie




Sam jedynie, ostatniego dnia porwałem się na coś dłuższego. Założenie było, aby spotkać się ze wszystkimi na Odrodzeniu. Wycieczkę ostatniego dnia zacząłem bardzo wcześnie, bo o 9 rano. W Karpaczu, po 9 km biegu przy bardzo dużym zbiegu okoliczności spotkałem swoją sąsiadkę z mojego piętra przy świątyni Wang :)
Po chwili postoju ruszyłem dalej, jednak przy wejściu na szlak okazało się że pierwotny plan wycieczki nie będzie możliwy do zrealizowania, stąd zmieniłem koncepcję i uderzyłem żółtym szlakiem na Strzechę Akademicką...



Po szybkiej herbatce (bez prądu!) - ruszyłem dalej w górę. Wiedziałem już że będzie bardzo ciężko zdążyć na umówioną godzinę na Odrodzenie, nie mówiąc już o ataku na Śnieżkę. Po dotarciu na grzbiety zaczęła się mordęga - każdy krok kończył się zapadnięciem w śnieg - to nieznacznie tylko buta, to znów do łydki, to czasem miejscami do kolan albo i głębiej. Pewne było że biec się nie da i że droga zajmie mi dużo więcej czasu niż myślałem. Ogólnie było ciepło i pogoda była rewelacyjna, ale konieczność marszu w głębokim śniegu spowodowała że ból z zimna w stopach narastał. Gdy w końcu o godzinie 13:20 dotarłem na Odrodzenie, po pokonywaniu ostatnich 9 km w średnim tempie 14'/km, marzyłem tylko o zdjęciu moich Inov-8 i ogrzaniu moich skostniałych stóp. Nie przypominam sobie, bym kiedyś wcześniej bardziej przymroził sobie stopy! Ostatnie 7 km było już właściwie formalnością - zbieg z Odrodzenia do Przesieki biegłem po około 4:20/km, pokonując niektóre km ponieżej 4'/km. (ale nie poniżej 3:32/km!!!!!!!!!). Bardzo byłem zadowolony z ukończenia tej wycieczki, choć nie chciałem zrobić aż tyle kilometrów (wyszło 27,8 km w zabójczym średnim tempie 8:40/km). Doliczając do tego ponad 900m przewyższenia oraz warunki, było na prawdę ciężko.
Podsumowując obóz - był moim zdaniem na prawdę bardzo dobry, jestem też wdzięczny wszystkim kadrowiczom za zaangażowanie i koleżeńską postawę. Dzięki Wam to była duża przyjemność dla mnie, a nie przykry obowiązek pilnowania, opieprzania i denerwowania się na innych, jak to bywało na poprzednich obozach kadry (myślę że kto ma wiedzieć, wie o czym mówię). Jeszcze raz dzięki wielkie dla WSZYSTKICH za super postawę na obozie! Myślę że nawet Marian i jego harem który przeszkodził nam w śpiewaniu finałowej piosenki w Dirty Dancing był pod wrażeniem naszej grupy :D

Ponieważ długo nie pisałem, nie chwaliłem się co działo się przed obozem. I nie było to spowodowane brakiem czasu, a brakiem chlubnych rzeczy do napisania. We wtorek, 10 stycznia pojechałem do Wrocławia na WNOF - Knock-out sprint. Forma zawodów bardzo ciekawa, na kwalifikacjach 3 msce, w półfinale trzeci i... awans powinien być. Niestety okazało się że nie podbiło mi jedynki - pierwszy raz w życiu coś takiego mi się zdarzyło. Trochę zawiedzony niesprawiedliwym rozstrzygnięciem, udałem się z Tadzikiem na rozbieganie wzdłóż Odry, na którym dostałem gałęzią w oko. Okazało to się na tyle poważne że wylądowałem z tym na ostrym dyżurze okulistycznym i do piątku spałem 20h/dobę. Ból oka był bardzo dokuczliwy.
Biegałem też Chomiczówkę - żałosnego wyniku 17:22 na atestowanej 5 km trasie nie chce mi się nawet komentować. Ale podcięło mi to skrzydła. Warunki niby nie były optymalne, ale taki wynik przy takim nakładzie sił jaki wkładam w trenowanie jest dla mnie dużą porażką.

Duże gratulacje dla mojej Mamy, która po raz pierwszy startowała i ukończyła bieg na 5 km! Wynik 40:20 może nie powalający, ale będzie co poprawiać w kolejnych startach! Brawo!!!!!! :) W Wiązownej musi pęknąć 40 minut :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz