Moje starty

niedziela, 16 stycznia 2011

Chomiczówka 2011

Takie starty jak dzisiejszy mnie przerażają. Niby wiem, byłem chory, leżałem z gorączką, jestem osłabiony. Nie sądziłem jednak że pójdzie tak słabo... A przeraża mnie to dlatego że wcale mi się nie wydaje że bym pobiegł jakoś kosmicznie szybciej gdybym był zdrowy. Obiektywnie oceniając - myślę że 17 minut bym nie złamał. Już pomijając to, że zawsze musi pójść coś nie tak - jak nie choroba, to kolka albo inne badziewie mi przeszkodzi.
Wynik jaki uzyskałem skłania do refleksji - czy w ogóle zaplanowany proces treningowy ma sens?
Po pierwsze - trening sprawdza się u moich zawodników, którzy realizując plany zrobili postępy. Oczywiście Chomiczówka była tylko startem kontrolnym, ale pokazała, że zmiany idą w dobrym kierunku. Najlepszy z 'moich' poprawił się o 1,5 minuty od sierpnia 2010. Jak na 5 km to duża poprawa, zważając jeszcze na to że PUKSowa ekipa trenuje ze mną od listopada (a niektórzy od połowy grudnia - Zuzia pozdrawiam ;)).
Po drugie - każdy wysokiej klasy zawodnik ma swój trening zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach.
Po trzecie - elementarne zasady planowania treningu wynikają z fizjologii wysiłku - nie wskazane jest bieganie tego na co ma się ochotę, bo często subiektywne uczucia są mylące.
W teorii ładnie pięknie - trening trzeba planować!
Tylko doświadczenie uczy czegoś innego...
Formę (do tej pory życiową) w 2010 roku zbudowałem właśnie na takich spontanicznych treningach i na BnO. Biegnąc po prostu przed siebie, czując radość z każdego pokonywanego kroku, przemierzając Kampinoskie mokradła forma stopniowo, systematycznie rosła. Treningów akcentowych robiłem bardzo mało, a jednak efekty były znaczne. Nijak ma się to do fizjologii wysiłku i klasycznej teorii treningu. Może to trochę demoralizujące dla podopiecznych :D ale miejcie na uwadze że piszę pod wpływem negatywnych emocji jakie skumulowały się we mnie po biegu.
Tą zimą trenuję tak jak nigdy i - owszem, formy takiej jak w styczniu 2011 jeszcze w żadnym innym styczniu nie miałem. Niemniej jednak wynik 17:59 na 5 km nie napawa optymizmem na sezon 2011, w którym to marzyło mi się 5000m biegać duuuuuuuuuuużo szybciej. W sumie to w dupie mam biegi, ważne by w BnO dobrze szło - ale nie oszukujmy się, biegając 17 minut na 5 km nie mam co szukać w kategorii elity.
Jakie wnioski?
Po pierwsze - bardzo się cieszę z udanego startu wszystkich PUKSów :) Gratulacje! Plasowaliśmy się następująco:
20. Wojtek 18:32 (M16-4 msc)
21. Prasi 18:33 (M16-5 msc)
51. Szmulek 19:42 (M16- 13 msc)
110. Zuzia 22:16 (K16- 6 msc, K - 9)
202. Jagoda 24:03 (K16- 7 msc, K-20)
no i do tego ja - 14 miejsce i 17:59 (M20- 11 msc)
Po drugie - być może jestem za stary na stosowanie konwencjonalnego treningu? Ale mój trening jest niekonwencjonalny, oparty na własnych zakresach intensywności, wiedzy fizjologicznej i nie jest brany z żadnej książki z planami treningowymi. Wierzę w jego skuteczność, zresztą najlepiej widać ją po postępach PUKSów. Może sobie po prostu w ogóle nie powinienem planować swoich treningów?
A może jeszcze na odwrót: powinienem nie pozwolić sobie na żadną elastyczność i realizować trening niezależnie od samopoczucia, warunków i ochoty? Wiem że to bzdurne, ale kto wie co poskutkuje pozytywnie na mój nienormalny organizm?
Po trzecie - być może całe to rozważanie o mojej nieszczęsnej doli spowodowane jest tym, że po prostu zjebałem kolejne zawody na których mi zależało, choć tak na prawdę wszystko robię dobrze, tyle że choroba + to że się za bardzo chce skutkują właśnie takimi wynikami. Chciałbym bardzo żeby ta ostatnia opcja była prawdziwa i wierzę że tak jest i że za kilka dni wyjdzie mi dobry trening który poprawi mi postrzeganie świata.
Po czwarte - może stałem się typem 'treningowca', tzn na treningach biega jak nigdy a na zawodach przegrywa jak zawsze.
Po piąte - może po prostu jestem za stary na wyczynowe uprawianie sportu i pora skupić się tylko na trenowaniu innych? Z tego na prawdę też może być duża satysfakcja i zadowolenie, o czym coraz częściej przekonuję się na własnej skórze :)
Po szóste - a może zbyt dawno nie miałem kontuzji i nie potrafię docenić że samo to że mogę biegać jest dla mnie wielkim darem i radością!
Po siódme - bieganie jest głupie. DAJCIE MI MAPĘ!!!!!!!!!!!!!!!
Chociaż rywale moi - nie oddychajcie z ulgą :) kończyć jeszcze nie mam zamiaru, prędzej mi nogi odpadną i płuca wypluję.
Nowy tydzień - nowe nadzieje...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz