Moje starty

czwartek, 22 kwietnia 2010

25.04 - powrót do tego co kocham :)

Przedwczoraj dostałem propozycję startu w biegu na orientację - długo się nie zastanawiałem, a właściwie w ogóle - od razu się zgodziłem! Bo bieganie na orientację to dla mnie kwintesencja biegania w ogóle. Jest to najpiękniejsza i najciekawsza forma biegania ze wszystkich, gwarantuje bezpośrednie obcowanie z naturą, wymaga dużo myślenia i zdolności nawigacyjnych, nie ogranicza się do bezmyślnego wysiłku, lecz stawia dodatkowe wymagania. Od wielu lat marzyłem aby w takich zawodach wystartować, i rok temu udało mi się ziścić moje sny :)
Co prawda, już na obozie AWF (zdj. poniżej) w 2007 roku "liznąłem" orienteeringu, ale tam to bylo elementem zaliczenia, a poszło mi beznadziejnie:

W Pięknej Górze, koło Giżycka byłem daleko w drugiej połowie stawki.
W 2009 zacząłem na dobre, choć zaczęło się niezbyt typowo, bo od imprezy turystycznej na orientację, a potem w swoistym biegu miejskim na orientację - NOCNYCH MANEWRACH, połączonych z testem wiedzy, a właściwie spostrzegawczości w mieście.
"Właściwy", pierwszy start był w Augustówce pod Garwolinem, za namową kolegi Maćka. 25 kwietnia startowałem w dystansie siednim - zająłem 20 miejsce w swej kategorii na... 20 startujących :D (wyniki). Dzień później wystartowaliśmy w sztafecie, gdzie też nie poszło nam wybitnie ;) (wyniki)
Trasa była bardzo ciekawa i dosyć mokra, co widać na zdjęciu :)
Następne zawody to GP Mazowsza pod Legionowem, w dniach 1-3 maja. Tam już byłem trochę obyty, nawet nauczyłem się korzystać z kompasu (bo w Augustówce nie korzystałem). Startowałem w 2 etapach: sprint i middle, z podobnym skutkiem co w Augustówce, choć międzyczasy na niektórych punktach miałem na prawdę niezłe, a czasem nawet najlepsze.
Potem zacząłem trenować w klubie i wszystko się skończyło - choć trening i startowanie na stadionie też mi sprawiało wielką frajdę :)
czego może akurat tu nie widać (zdjęcie z AMP w Warszawie, finisz biegu na 3000m), ale na prawdę bardzo się cieszyłem z biegania.
Teraz, po obozie wyszło mi troche trenowanie bokiem i szczerze mówiąc mam na razie dość treningu w obecnej dotychczas formie. Muszę złapać radość z biegania i się tym cieszyć, robić to z pasją a nie z przymusem, a niestety w ostatnich dniach było odwrotnie. Jeśli coś nie sprawia przyjemności, to nie chcę tego robić. Myślę o zawieszeniu "kariery" klubowej i powrotu do biegania "naturalnego" czyli wynikającego z mojej naturalnej potrzeby ruchu. Z innej jeszcze strony, mam wrażenie że sam lepiej słucham swój organizm i pod siebie będzie mi łatwiej ułożyć trening.
Dlatego niezmiernie się cieszę z niedzielnego biegu, a w następnym tygodniu także znalazłem coś dla siebie:
Mam nadzieję że i tam wystartuję. Bieganie jest piękne i życie jest piękne do czego przekonuje mnie nie tylko nadchodząca i wszechobecna wiosna, ale także powrót radości z tego co robię. Choć ostatnie zdarzenia przypominają o jeszcze jednym: mimo że jest piękne, to jest kruche, ulotne i za krótkie. Dlatego trzeba się cieszyć każdym dniem!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz