Moje starty

wtorek, 16 lipca 2013

24 dni

Dokładnie tyle będzie trwał mój "obóz regeneracyjny" w Szpitalu Czerniakowskim. Jestem ogromnie wdzięczny personelowi szpitala za bardzo miłą, profesjonalną, a przede wszystkim skuteczną opiekę i leczenie. Trzeba przyznać że wykonali kawał dobrej roboty przywracając moje oko w miarę do użytku. 23 dni temu trafiłem tutaj nie widząc na oko nic - jedyne co mogłem "ujrzeć" to jakieś źródło światła. Teraz, po 23 dniach intensywnego leczenia jestem już w stanie nawet tym okiem czytać - warto docenić zmysł wzroku, nawet nie wiece jak bardzo mnie on cieszy ponownie w moim lewym oku :)
Pobyt tutaj uświadamia jak ważne jest zdrowie i jak trzeba się cieszyć że się je ma, oraz jak bardzo warto o nie dbać. Będąc tutaj poznałem też wielu ludzi, każdego z inną, nieraz dramatyczną historią oraz bardzo niepewną przyszłością. Byli wśród nich młodzi i starzy, wykształceni i prości, miałem również przyjemność kilka dni leżeć z pszczelarzem, żeglarzem, gadułą, niemową, a także z panem który 25 lat spędził w miejscu podobnym do szpitala, tyle że z kratami w oknach i bez pielęgniarek. Nie ma reguły - zdrowie może zepsuć się każdemu, w każdej chwili, w najmniej spodziewanej sytuacji. Dlatego na prawdę warto się z niego cieszyć, choć pewnie z czasem i sam będę o tym zapominał.

Pierwszy tydzień upłynął mi pod znakiem leżenia non stop i ograniczania ruchów do minimum - bywały dni, gdzie nie jadłem cały dzień, bo ból był tak duży że starałem się leżeć nieruchomo na łóżku, dopiero wieczorem coś byłem w stanie zjeść. Do tego kropelki, maście, tabletki, kroplówki - co 30 minut. To było męczące, czasem nawet bardzo, ale... opłacało się.
Drugi tydzień to przede wszystkim zmniejszanie bólu i bardzo nieznaczna poprawa widzenia. I dalej wstawanie na kropelki między 6 a 22, choć już częstotliwość zmniejszała się do 1 godziny. Dopiero 11 dnia mojego pobytu ordynator odetchnęła z ulgą i się uśmiechnęła że wreszcie ostry stan zapalny się ogranicza. Wtedy też uświadomiłem sobie na ile było poważnie. Niby mamy parę oczu, ale jednak wolałbym dalej żyć z zapasem niż w zapasie mieć jedynie szklaną kulę (może zostałbym wróżbitą?)
Trzeci tydzień to już systematyczna poprawa widzenia - bólu już praktycznie nie było, odstawione zostały również iniekcje żylne, którymi byłem traktowany 3 razy dziennie. Fajnie było po 2 tygodniach pozbyć się czegoś wbitego w rękę (w sumie miałem w 3 różnych miejscach bo średnio po 5 dniach zaczynało boleć).
Teraz już jest w miarę dobrze, choć do ideału jeszcze sporo brakuje, ale jest szansa 100% powrotu do widzenia.
Lubię pobyty w szpitalach, ale ponad 3 tygodnie to zdecydowanie za dużo. Dzięki wielkie dla wszystkich którzy mnie w tym czasie odwiedzili - to zawsze bardzo miłe i budujące!

Powrót do aktywności po 3 tygodniach leżenia nie będzie bułeczką z masłem, bo już powoli się o tym przekonuję. Determinacja jednak jest taka jakiej nie było dawno, więc trzeba walczyć, bo leżąc tutaj uświadomiłem sobie że nic nie sprawia mi takiej radości jak uprawianie sportu. Warto też pamiętać, żeby cieszyć się życiem bez względu na przeciwności i czynić by życie również innych dzięki nam było choć trochę bardziej łatwiejsze i radośniejsze.

Dobra może filozofii życia na tyle :)

Pierwszy start już bardzo niedługo i boję się troszkę blamażu, ale do odważnych świat należy :) choć podskoczenie w rankingu światowym po WRE w Limanowej będzie ultratrudnym zadaniem

2 komentarze:

  1. więcej dni w szpitalach, niż na zawodach i obozach :) a co to za schorzenie dokładnie było?

    OdpowiedzUsuń
  2. no trzeba przyznać że w tym roku bilans wychodzi na korzyść szpitali. A dokładnie to był ostry stan zapalny oka, nic nie było widać i napierdzielało nawet przy wstaniu do łazienki. Ale to taki stan utrzymywał się tydzien, potem powolutku było lepiej, choć dalej do widzenia sprzed urazu wiele brakuje

    OdpowiedzUsuń