Moje starty

sobota, 11 maja 2013

Sezon otwarty na dobre!


Dwie trzydniówki w 2 ostatnie weeknedy zdecydowanie dały znak, że sezon startowy rozpoczęliśmy na dobre! W miniony dłuuuugi weekend ściagałem się w doborowym towarzystwie podczas Baltic Cup. W elicie startowało 15 zawodników o bardzo wyrównanym poziomie - różnica między pierwszym (Marcinem Richartem) a ostatnim zawodnikiem elity na dystansie średnim w piątek wynosiła zaledwie 8 minut 14 sekund! Cieszę się że Marcin wraca do dyspozycji po dłuższej kontuzji bo bardzo cenię tego zawodnika za upór, ambicję, bieganie zawsze na maxa, doświadczenie i bardzo mu kibicuję (pozdro Marcin!). Drugi Włodar i trzeci Jasina też pokazali klasę, wskakując na podium z dobrymi czasami. Ja, z czasem 30:26 i stratą 3 minut i 34 sekund do Rycha zająłem na pierwszym etapie 6 miejsce. Mapka z tego etapu poniżej:

Było trochę do urwania, ale ogólnie bieg nie był zły. Na 5 należało biec drogą, a na 7 zrobilem bardzo duży błąd i od razu miał mnie wspomniany Rychu, który gonił mnie na 2 minuty (już od pierwszego punktu nerwowo się oglądałem za siebie - to też nie pomaga). 8 razem, ale na przebiegu na 9 się rozstaliśmy, by spotkać się znów podbijając 9. Na 10 już sami biegliśmy i tyle Marcina widziałem na trasie. Sam przebieg nie najlepszy w moim wykonaniu, niestety nie w kazdym momencie wiedziałem co się dzieje i finalnie pobiegłem go zbyt od południa nadrabiają drogi i sekund. Kolejne punkty płynnie, dopiero na 16 wyrzuciło mnie za bardzo na północ. Dalej do mety już w miarę OK. To był dobry bieg, ale gdyby nie fakt że na 2 minuty goni mnie najlepszy biegacz w Polsce (lub przynajmniej w pierwszej trójce najlepszych) to biegłoby mi się zdecydowanie spokojniej i pewniej. Bardzo nie lubię takich sytuacji. Niestety podobna miała miejsce dzień później...
W sobotę ścigaliśmy się na longu na mapie Skowronki. Tym razem nie gonił mnie Rychu, ale Kamil Włodarczyk, co też sprawiało mi duży dyskomfort psychiczny. Gdy ktoś mnie dogania, bardzo ale to bardzo wybija mnie to z rytmu. Muszę nauczyć się radzić sobie z tym. Bieg sobotni był na pewno najmniej udanym z tych 3 dni. Przegrałem bardzo dużo na wariantach - zdecydowanie bardziej opłacało się obiegać i biegać drogami, ja zaś po prostu przekombinowałem. Jednak pierwszy błąd na ponad 2 minuty popełniłem już na 2 punkcie. Trochę inaczej przeczytałem teren i myślałem że jestem w nieco innym miejscu. Już tutaj nerwowo wypatrywałem Włodara wyłaniającego się zza krzaków. O dziwo - jeszcze mnie nie miał! Jedziemy więc dalej - po znalezieniu pechowej 2 i rzuceniu w lesie kilkoma soczystymi wyrazami, udałem się na kolejny punkt. Biegłem szybko i jestem zadowolony z tego przebiegu, choć trochę szybciej byłoby obiegając drogami:


Punkt 4 - kolejna porażka. Kierowałem się do północnej drogi, a wylądowałem na południowej, z której to zmuszony byłem atakować punkt. Na szczęście na wejściu, które było trudniejsze od południa nie popełniłem już błędu. 5 - kolejny bardzo zły wybór wariantu. Drogą było szybciej, znacznie szybciej!
A na 6 dla odmiany zrobiłem kolejny duży błąd - i tutaj już mnie Włodar doścignął. Jak potem opowiadał, sam rąbał bardzo na początku (czego domyślałem się po tym że dopiero na 6 mnie dogonił). 7 i 8 razem, na 9 już osobno. Punkt nr 11 to kolejny zdecydowanie przekombinowany przebieg. Tu chyba najwięcej straciłem, nie wybierając wariantu drogowego, myślę że około minuty (!!!). Kolejne punkty nieźle, ale na długim drogowym przebiegu na 15 nie miałem już siły napierać w trupa. Na 18 w końcu wybrałem odpowiedni wariant, czyli drogowy :) potem jeszcze 23 lekko zabiegnięta i można było już napierać na plażę, czyli do mety :)

Czas na mecie bardzo niesatysfakcjonujący - ponad 65 minut biegania przy 57 minutach Maćka Grabowskiego to zdecydowanie za długo. W 5 sekundach znalazła się pierwsza trójka zawodników. 

Trzeci dzień miałem z postanowieniem poprawy wariantów, ale jak życie pokazało niewiele mi dała sobotnia nauczka, jak obiegać i wygrywać. 
Już na 5 błąd wariantowy (trzeba było szosą!). Na 7 to samo - drogą obiegać! 12 biegłem bardzo niepewnie i zamotałem się na wyjściu. Ale najlepsze miało nadejść. Na 16 dogoniłem Litwina z mojej kategorii. Prowadziłem i już wydawało mi się że go zgubiłem, bo biegłem bezbłędnie. Zdziwiłem się widząc go tuż za swoimi plecami przy 22. Może powinienem poprosić o bileciek do kontroli??? Tak czy siak, to chyba mnie rozkojarzyło i na 23 zrobiłem najśmniejszniejszy błąd wyjazdu. Podbiegłem do swojego punktu (23, kod 82) ale przeczytałem kolejny kod czyli 24. Litwin tuż za mną i zgłupiał, bo widzi że go nie podbijam. Też widzę stoi jakby mocno zdziwiony. Ja odbiegam, a on po kilkunastu sekundach widzc jak napiera z punktu przy którym byłem 30 sekund wcześniej. Beznadziejny błąd, ale bardzo dokopujący czasowo. Bieg całkiem całkiem, ale beka ze mnie z tego błędu na 23.
Generalka cała Pucharu Bałtyku zakończona na 5 miejscu, nie jest źle. Ale podium byłoby bardziej satysfakcjonujące :)

Tydzień wcześniej biegałem GP Mazowsza, broniąc tytułu z zeszłego roku. Niestety, tym razem byłem 5, choć za bardzo dobrymi zawodnikami. Największym sukcesem na GPM były z pewnością punkty zdobyte 2 dnia podczas rankingu światowego na klasyku, których to zdobyłem ponad 900 i awansowałem na 430 miejsce w rankingu światowym. Mapki z przebiegami w WRE poniżej:




Jeden mega i w dodatku podwójny błąd na 11 przekreślił moje szanse na zwycięstwo. Mapki z pozostałych etapów:



Co jeszcze w maju czeka? 2 najważniejsze jeszcze starty to KMP w Gdańsku oraz Puchar Polsko - Czeski, czyli kwalifikacje na MŚ. Dobrze będzie pościgać się z całą polską elitą, choć forma biegowa niestety w ostatnim czasie słabnie i muszę coś z tym zrobić

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz