Moje starty

wtorek, 6 lipca 2010

Małopolskie harce - oj się działo...

Wczoraj wróciłem z 10-dniowego pobytu w Małopolsce, przerwanego krótką wizytą w domu na wybory :) Ale po kolei:
Zaczęło sie w okolicach Olkusza - trzydniowy Puchar Wawelu - największe i najstarsze tego typu zawody w Polsce. Wybrałem się sam - nie było nikogo chętnego na te zawody. Po rejestracji w biurze zawodów wybrałem się na trening w okolice miejscowości Klucze, w sąsiedztwie pustyni Błędowskiej:
Aby się tam dostać musiałem z Olkusza biec 10 km - w sumie i tak planowałem tego dnia rozbieganie, więc dobrze wyszło :) To był mój pierwszy w życiu trening z mapą, gdzie mogłem w spokoju obejrzeć jak wygląda teren w rzeczywistości i porównać z odwzorowaniem na mapie.
A teren był bardzo ciekawy - liczne skały typowe dla Jury Krakowsko - Częstochowskiej zapowiadały ciekawe zawody
...wdrapanie się na nie było dość trudne :)

na szczęście po zejściu ze skał można było się wykąpać w jeziorku (ja podziękowałem) :P. Po jakichś 2 godzina doszedłem gdzie jestem na mapie, co widać na zdjęciu :)
PUCHAR WAWELU - etap 1
Przechodząc do konkretów... pierwszy etap był chyba najtrudniejszym ze wszystkich w tych zawodach. Wiele punktów było pochowanych między skałami, a ja nie przyzwyczajony do takiego terenu miałem spore problemy z nawigacją, co szczególnie widać na punkcie 3. Ogólnie zająłem 27 miejsce w swojej kategorii (na 28 - jeden miał NKL) więc utrzymałem swój stały poziom.
PUCHAR WAWELU - etap 2
Ten etap zacząłem od razu od błędu - na szczęście się szybko zorientowałem że coś jest nie tak, i po kolei zaliczałem dość poprawnie punkty. Kłopoty zaczęły się na 9, który minąłem. 10, 11, i 12 dobrze, a prawdziwa golgota zaczęła się na 13 - myśląc że jestem gdzie indziej szukałem go nie tam gdzie trzeba. Efekt - 9 min straty tylko na tym punkcie i kolejne ostatnie miejsce z tych którzy ukończyli. Na mapkę oprócz przebiegów z Garmina umieszczone są moje subiektywne przebiegi, tzn narysowana długopisem po biegu trasa którą pokonałem według mojego odczucia.
PUCHAR WAWELU - SPRINT
Totalna klapa. Punkty 1, 2, 4, 5, 7, 9, 11 były całkowicie zawalone, a 11 to już było kręcenie się w kółko - 7 min straty tylko na tym jednym punkcie!!! Co prawda nie byłem ostatnim ze sklasyfikowanych (49 na 51) ale był to mój zdecydowanie najgorszy występ w tych trzydniowych zawodach.
PUCHAR WAWELU - etap 3
Tu dla odmiany - poszło mi najlepiej w całym Pucharze - 'tylko' jeden punkt zawalony bardzo, reszta znośnie, a czasem nawet wychodziło mi bdb bieganie na azymut. Niestety tu też byłem ostatni, gdyż wszyscy których mogłem wyprzedzić złapali NKL i zostali nieklasyfikowani.
Ogólnie Puchar Wawelu ukończyłem w kategorii elity na 22 miejscu. Zgłoszonych było 28 osób, 6 z nich było nieklasyfikowanych, z czego wynika że byłem ostatnim który ukończył te zawody. Fajnie ze ukończyłem, to dla mnie kolejne doświadczenie i nauka w BnO. Po Wawelu przyszedł czas na Limanowa CUP :)
Na Pucharze Wawelu poznałem wiele osób i w Limanowej nie czułem się już tak samotnie jak podczas pierwszego etapu pucharu Wawelu. (Poza tym dołączył do mnie jeszcze kolega którego namówiłem na LIMANOWA CUP) Z Olkusza do Limanowej zabrałem się dzięki uprzejmości mojego przyszłego trenera razem z mazowieckimi klubami - Gwardią Warszawa, OSiRem Góra Kalwaria i PUKS Młode Orły NDM. Podróż nie obyła się bez przygód - najpierw w Krakowie kierowca nie najlepiej potraktował torbę jednego z zawodników przejeżdżając po niej i miażdżąc trochę elektroniki, a po przesiadce w Młynnem do autokaru z Łodzi okazało się że ten nie ma do końca sprawnych hamulców. Właściwie momentami nie miał ich w ogóle!!! Było gorąco, ale jakoś dojechaliśmy do celu (w pocie i przerażeniu w oczach :P).
LIMANOWA CUP - SPRINT
Puchar Limanowej zaczynał się od sprintu. I mogę z pewnością powiedzieć że był to najfajniejszy i najbardziej udany sprint w mojej jakże 'bogatej' karierze orientalisty :) Zająłem 10 miejsce na 17 startujących ze stratą tylko 2 minut i 39 sekund do najlepszego. Poza tym super mi się biegało po mieście:
...a było bardzo gorąco więc po biegu trzeba było się popluskać w studni na rynku :)

A to już moje przebiegi tego udanego biegu. Oczywiście kilka drobnych błędów było :/
LIMANOWA CUP - etap 1
I znów pierwszy etap musiałem przeznaczyć na oswojenie z terenem - po takim jak tu jeszcze nigdy na orientację nie biegałem. Bardzo strome zbocza i miejscami gęste chaszcze znacznie utrudniały nawigację. Punkty 5 i 14 zawalone. Miejsce 9 na 9 którzy ukończyli.
LIMANOWA CUP - etap 2
Tutaj był totalny hardcore. Polecam szczególnie zobaczyć przebieg z 6 na 7 :o masakra. Do tego czułem się fatalnie, byłem podziębiony. Pobiegłem tu fatalnie, beznadziejnie, robiąc mnóstwo dużych błędów! Na 2 się pomyliłem, na 3 źle przyłożyłem kompas, 6 nie mogłem znaleźć, 7 - no comment, 13 - najbardziej zdupiony punkt (17' straty), 15 fatalnie, 18 fatalnie. Ogólnie to mój najgorszy bieg z całego wyjazdu. 71 minut straty do najlepszego :-O
LIMANOWA CUP - etap 3
I na koniec - najlepszy start z całego wyjazdu (no może razem z Limanowskim sprintem). Trasa bardzo wymagająca, i bardzo mi to odpowiadało. 5,8 km, 25 pk i aż 480 m przewyższenia! Pobiegłem ją na prawdę dobrze i byłem z niej bardzo zadowolony. Wiele było miejsc gdzie nie dało się biec - ledwo się wchodziło. Zająłem 8 miejsce na 10, ale 'tylko' 18:38 straty do zwycięzcy.
Pogoda jak widać, przez cały okres startów była upalna
...a od tych poziomic aż głowa boli :) Razem z przebiegami. Widoczny błąd na pk 2, 3, 9, 11.
I jeszcze wszystkie moje międzyczasy :)

MIĘDZYCZASY SPRINTy (WAWEL i LIMANOWA)

MIĘDZYCZASY LIMANOWA:
MIĘDZYCZASY WAWEL:
Cały wyjazd uważam za baaaaaaaardzo udany i bardzo się cieszę że mogłem uczestniczyć w tych wszystkich zawodach. Poznałem wielu sympatycznych i ciekawych ludzi, zdobyłem ogromne doświadczenie w orientacji, znalazłem sobie też nowy klub.
W piątek wieczorem byłem w domu, w sobotę odpoczywałem a w niedzielę z rana, tuż po oddaniu głosu w wyborach prezydenckich, znów wybrałem się do Limanowej, tym razem tylko na 1 dzień, na bieg górski na 6,5 km. Poszło mi dobrze, byłem 10 na około 300 startujących. Mocno się zajechałem - najpierw ostry podbieg pod Miejską Górę w Limanowej, a potem karkołomny zbieg. Dziś ledwo co się ruszałem na rozbieganiu. Zdobyłem nawet puchar w kategorii wiekowej ale nie mogłem go odebrać, gdyż spieszyłem się na bus do Krakowa.
Ostatnie 10 dni było pełne wrażeń. Cieszę się że tak spędziłem ten czas :) Żal tylko jednego - 4 lipca patriotyzm przegrał z liberalizmem ;(
Chciałbym wierzyć że zwycięzca będzie prezydentem z którego będę dumny, ale jakoś trudno mi to sobie wyobrazić...
Jaro jeszcze wróci... :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz