Dzięki wydarzeniom ostatniej niedzieli mam chwilkę czasu aby wreszcie napisać pierwszego posta od 2,5 miesiąca. Na pewno nie opiszę wszystkiego co się działo w moim sportowym życiu (a właściwie jakieś inne życie istnieje?) ale najważniejsze rzeczy + mapki oczywiście się znajdą :)
A zacznę od ekstremalnego przeżycia, jakie doświadczyłem tej niedzieli. Po raz pierwszy biegałem na Masywie Ślęży i chyba mogę stwierdzić że to najtrudniejszy teren w Polsce - albo skały i liście wpadające w dziury tworzące liczne pułapki, albo gęste zielone poprzeplatane mnóstwem polanek. Za pierwszym podejściem Ślęża mnie pokonała - skończyło się na złamaniu jednej z kości czaszki i duuużym szczęściu. A rzecz działa się po odbiegnieciu z 14 punktu - właśnie tam zahaczyłem stopą o skałę i jakoś dziwnie padłem z całym impetem na gębę - a dokładnie na jej bok, na ucho. Dziwne to i nieprzyjemne uczucie było, ale przytomności że nie straciłem to i od razu wstałem w lekkim szoku. W głowie ciekawie głośno gwizdało, ucho bolało i ogólnie dość dziwny odgłos usłyszałem podczas uderzenie. Do teraz nie wiem jak to się stało że się nie zaasekurowałem, ale jak już leciałem to wiedziałem że zarąbię centralnie głową w ostrą skałę (a były one wszędzie). Dotarłem jeszcze do PK 21, zaliczając 7 punktów od razu po urazie, po czym stwierdziłem że jednak za bardzo boli mnie głowa, a że punkty 22-29 były w solidnych krzaczorach, stwierdziłem że mimo posiadanego nadajnika do GPS-trackingu może mnie być tam trudno znaleźć jeśliby świadomość ze mnie nagle uleciała. To i udałem się na zakazaną asfaltową drogę i tam wróciłem do mety. Całość zmagać drugiego dnia czołowej dziesiątki po dniu pierwszym można podziwiać pod poniższym linkiem:
http://app.trackcourse.com/view/o-games2014
Dopiero w Wawie trafiłem do szpitala, gdzie okazało się że nie bez przyczyny buzia opuchnięta i gryźć nie mogę - złamanie łuku kościu jarzmowej. Gdybym walnął 5 cm wyżej mogłobybyć różnie, bo walnięcie z takim impetem w skroń byłoby naprawdę niebezpieczne, no ale szczęście sprzyja lepszym ;)
Dzień wcześniej - ulewny sprint, jedyna w tym roku zawoda w Polsce zaliczana do rankingu światowego. Niestety - 12 miejsce w dobrej, ale duży niedosyt, bo w nogach żarło, ale w głowie zabrakło. Błędy na 1, 3, 4, a przede wszystkim zamieszanie przy źle stojącej 13 skutecznie pozbawiły mnie miejsca w czołowej '6' - a no to było mnie tego dnia stać!
Tydzień wcześniej zaliczyłem 2 świetne biegi podczas Pucharu OK! Sport - na nocny udało się wygrać z Papusiem i spółką - bardzo ucieszyła mnie ta wygrana. W niedzielę na klasyku miejsce za Papusiem z 1:40 straty (do 14 punktu prowadziłem, ale było ich 19).
Jak widać klub się rozwija, dzieciaki chętne - super! :) A gdyby jeszcze ktoś za to płacił, to byłoby w ogóle super :P
Przejdźmy wreszcie do tytułu posta (Łukasz bez urazy :))
Od Balticu - z którego mapy i fotki poniżej - już sporo minęło. Biegało mi się tam świetnie, ale zaciążyła nade mną klątwa pewnego czarnoksiężnika z Pabianic :) Zarówno na pierwszym jak i trzecim etapie goniłem go w interwale 2 i 3 minut. Zarówno w tym i tym etapie go doszedłem, mimo że raczej się tego nie spodziewałem, bo to dobry biegacz i ciężko nadrobić do niego 3 minuty. W niedzielę dodatkowy smaczek dodał fakt że musiałem go ograć o 3:50 żeby wyprzedzić w generalce. Idąc po kolei:
PROLOG - tutaj wygrałem na krótszej trasie, na już dość dobrze znanym terenie biegło mi się świetnie technicznie!
ETAP 1 - KLĄTWA NR 1
Ten etap żarło, biegło się świetnie. Na 8 miałem już Chrupka na 2 minuty, do 12 ciągnęliśmy razem, na 13 spróbowałem urwać - z jakim skutkiem widać na przebiegu - wylądowałem na 12. 3 miejsce było na etapie o krok - skończyło się na 10 i ogromnym błędzie :(
ETAP 2 - ODBICIE
Tu się odbiłem - choć i błędów sporo, ale ani jednego takiego jak w 1 etapie (dobrze że nie goniłem Chrupka)
ETAP 3 - KLĄTWA NR 2
Bojowo nastawiony, choć z mocno zmęczonym nogami po dwugodzinnym meczu w piłeczkę poprzedniego dnia, przystąpiłem do etapu 3 z wiarą nadrobienia 3:50 do Chrupka. Miałem go znów dość wcześnie bo na 10. Na przebiegu na 14 definitywnie go zgubiłem, po to by na 15 zarąbać kolejnego błędasa, a na 16 jeszcze dorobiłem się urazu stopy :(
KLĄTWA NR 3 była przedwczoraj na Ślęży - też goniłem bezpośrednio Chrupka na 6 sekund i skończyło się jak pisałem wyżej. Poniżej kilka foteczek z Balticu:
I jeszcze na koniec - mapki i foteczki w GPM 2014:
Kurcze, ale zaległości - zapomniałem jeszcze o Czechach - Prague Easter :)
Ciekawe jak szybko dojdę do siebie po złamaniu, w sumie można się cieszyć że skoro żyję, to że to nie noga złamana, a głowa :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz