Nastała wreszcie moja ukochana pora roku - zima. Mimo ciągłej niesprawności, bardzo cieszyłem
się na perspektywę zrobienia czegoś w zaśnieżonym lesie :) Tak porządnie zaczęło padać ze środy na czwartek 14.12 i od rzu wybrałem się na rozbieganie (pierwsze od 2,5 miesiąca) do Lasku Bielańskiego. Było przepięknie, cudnie. Dla mnie mogłoby być tak cały czas. Duuuuużo śniegu i mrozek w okolicach -10. Mistrzostwo!!! Nawet stopa mnie tak bardzo nie bolała po bieganiu (ale co się odwlecze...). Potem jeszcze zrobiliśmy piłki lekarskie.
czwartkowe rozbieganie - 8,2 km w 42:29
Następnego dnia, zmieniłem środek transportu z dwóch nóg na dwie narty :D. Na dodatek spełniłem jedno ze swoich marzeń - przedostawałem się na nartach, jako na środku transportu, a nie czystej rekreacji, załatwiając różne sprawy. Najpierw pojechałem do przedszkola przez Las Młociński i dalej uliczkami w Dąbrowie:
a potem z Dąbrowy prosto na rehabilitację do Izabelina:
W sobotę miałem zrobić dłuższą trasę na biegówkach, ale z powodu uszkodzenia wiązań podczas upadku przy zjeździe moja wycieczka skończyła się po zaledwie 5,5 km:
Niedziela to kolejne rozbieganie, tym razem przy ulicach, bo już ciemno było. 8,76 km w 43:38 - tempo niezłe, szczególnie patrząc na warunki. Niestety po tym czułem już konkretniejszy ból. I wszystko poszło się grzmotać :/
Następnego dnia, wczoraj się jeszcze dojechałem. Pojechałem 708 do Truskawia i zrobiłem po ciemku rozbieganie dookoła rezerwatu Cyganka. Warunki były bardzo ciężkie - kopny śnieg, ciemno, ale przede wszystkim - ból. I z tym bólem zrobiłem 10 km w 55:55. Zapewne ostatnie rozbieganie w tym roku :( Jedyne pocieszenie z tego treningu - pierwszy raz w życiu widziałem w Kampinosie Pana Łosia :) który spacerował sobie drogą z Truskawia do Izabielina. To na prawdę duże zwierzę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz