Moje starty

wtorek, 20 maja 2014

Klątwa Chrupka


Dzięki wydarzeniom ostatniej niedzieli mam chwilkę czasu aby wreszcie napisać pierwszego posta od 2,5 miesiąca. Na pewno nie opiszę wszystkiego co się działo w moim sportowym życiu (a właściwie jakieś inne życie istnieje?) ale najważniejsze rzeczy + mapki oczywiście się znajdą :)

A zacznę od ekstremalnego przeżycia, jakie doświadczyłem tej niedzieli. Po raz pierwszy biegałem na Masywie Ślęży i chyba mogę stwierdzić że to najtrudniejszy teren w Polsce - albo skały i liście wpadające w dziury tworzące liczne pułapki, albo gęste zielone poprzeplatane mnóstwem polanek. Za pierwszym podejściem Ślęża mnie pokonała - skończyło się na złamaniu jednej z kości czaszki i duuużym szczęściu. A rzecz działa się po odbiegnieciu z 14 punktu - właśnie tam zahaczyłem stopą o skałę i jakoś dziwnie padłem z całym impetem na gębę - a dokładnie na jej bok, na ucho. Dziwne to i nieprzyjemne uczucie było, ale przytomności że nie straciłem to i od razu wstałem w lekkim szoku. W głowie ciekawie głośno gwizdało, ucho bolało i ogólnie dość dziwny odgłos usłyszałem podczas uderzenie. Do teraz nie wiem jak to się stało że się nie zaasekurowałem, ale jak już leciałem to wiedziałem że zarąbię centralnie głową w ostrą skałę (a były one wszędzie). Dotarłem jeszcze do PK 21, zaliczając 7 punktów od razu po urazie, po czym stwierdziłem że jednak za bardzo boli mnie głowa, a że punkty 22-29 były w solidnych krzaczorach, stwierdziłem że mimo posiadanego nadajnika do GPS-trackingu może mnie być tam trudno znaleźć jeśliby świadomość ze mnie nagle uleciała. To i udałem się na zakazaną asfaltową drogę i tam wróciłem do mety. Całość zmagać drugiego dnia czołowej dziesiątki po dniu pierwszym można podziwiać pod poniższym linkiem:

http://app.trackcourse.com/view/o-games2014

Dopiero w Wawie trafiłem do szpitala, gdzie okazało się że nie bez przyczyny buzia opuchnięta i gryźć nie mogę - złamanie łuku kościu jarzmowej. Gdybym walnął 5 cm wyżej mogłobybyć różnie, bo walnięcie z takim impetem w skroń byłoby naprawdę niebezpieczne, no ale szczęście sprzyja lepszym ;)


Dzień wcześniej - ulewny sprint, jedyna w tym roku zawoda w Polsce zaliczana do rankingu światowego. Niestety - 12 miejsce w dobrej, ale duży niedosyt, bo w nogach żarło, ale w głowie zabrakło. Błędy na 1, 3, 4, a przede wszystkim zamieszanie przy źle stojącej 13 skutecznie pozbawiły mnie miejsca w czołowej '6' - a no to było mnie tego dnia stać!




Tydzień wcześniej zaliczyłem 2 świetne biegi podczas Pucharu OK! Sport - na nocny udało się wygrać z Papusiem i spółką - bardzo ucieszyła mnie ta wygrana. W niedzielę na klasyku miejsce za Papusiem z 1:40 straty (do 14 punktu prowadziłem, ale było ich 19).






Aha, zapomniałem dodać że w tamtą sobotę udało się wygrać popularyzacyjną trasę na CPBzM :)





Jak widać klub się rozwija, dzieciaki chętne - super! :) A gdyby jeszcze ktoś za to płacił, to byłoby w ogóle super :P

Przejdźmy wreszcie do tytułu posta (Łukasz bez urazy :))
Od Balticu - z którego mapy i fotki poniżej - już sporo minęło. Biegało mi się tam świetnie, ale zaciążyła nade mną klątwa pewnego czarnoksiężnika z Pabianic :) Zarówno na pierwszym jak i trzecim etapie goniłem go w interwale 2 i 3 minut. Zarówno w tym i tym etapie go doszedłem, mimo że raczej się tego nie spodziewałem, bo to dobry biegacz i ciężko nadrobić do niego 3 minuty. W niedzielę dodatkowy smaczek dodał fakt że musiałem go ograć o 3:50 żeby wyprzedzić w generalce. Idąc po kolei:

PROLOG - tutaj wygrałem na krótszej trasie, na już dość dobrze znanym terenie biegło mi się świetnie technicznie!

ETAP 1 - KLĄTWA NR 1
Ten etap żarło, biegło się świetnie. Na 8 miałem już Chrupka na 2 minuty, do 12 ciągnęliśmy razem, na 13 spróbowałem urwać - z jakim skutkiem widać na przebiegu - wylądowałem na 12. 3 miejsce było na etapie o krok - skończyło się na 10 i ogromnym błędzie :(


ETAP 2 - ODBICIE
Tu się odbiłem - choć i błędów sporo, ale ani jednego takiego jak w 1 etapie (dobrze że nie goniłem Chrupka)


ETAP 3 - KLĄTWA NR 2
Bojowo nastawiony, choć z mocno zmęczonym nogami po dwugodzinnym meczu w piłeczkę poprzedniego dnia, przystąpiłem do etapu 3 z wiarą nadrobienia 3:50 do Chrupka. Miałem go znów dość wcześnie bo na 10. Na przebiegu na 14 definitywnie go zgubiłem, po to by na 15 zarąbać kolejnego błędasa, a na 16 jeszcze dorobiłem się urazu stopy :(


KLĄTWA NR 3 była przedwczoraj na Ślęży - też goniłem bezpośrednio Chrupka na 6 sekund i skończyło się jak pisałem wyżej. Poniżej kilka foteczek z Balticu:




I jeszcze na koniec - mapki i foteczki w GPM 2014:














Kurcze, ale zaległości - zapomniałem jeszcze o Czechach - Prague Easter :)










Ciekawe jak szybko dojdę do siebie po złamaniu, w sumie można się cieszyć że skoro żyję, to że to nie noga złamana, a głowa :)