Moje starty

wtorek, 18 listopada 2014

Rajd Miejski 360 stopni - Warszawa 2014

Charakterystyczne dla ostatnich dni było napieranie w weekendy i robienie mapy w tygodniu - nie inaczej było w ten weekend. Po udanym Biegu Niepodległości na Białołęce który współorganizowałem, miałem niewiele czasu na dokończenie mapki Sadów Żoliborskich na 1 etap Warszawy Nocą. Tym mniej, że musiałem wyrobić się do piątku, gdyż w sobotę startowałem ze Szmulem w Rajdzie Miejskim. Zdążyłem ze wszystkim, kosztowało mnie to oczywiście ogrom pracy, ale już z prawie wolną głową przystępowałem do weekendowej rywalizacji.
Przygotowanie nasze było raczej słabe - ja nie wiedziałem prawie nic o rajdzie, a Szmulo czerpał informacje ode mnie :) noi taki udany duet stanął na starcie w sobotę o godzinie 11:30. Była to dla nas raczej nowość, ja sporadycznie startowałem w tego typu imprezach, Adam chyba w ogóle. Towarzystwo niby inne niż w orientacji sportowej, ale było sporo znajomych z zawodów BnO, jak chociażby Przyczajsone Kabanosy z Puszkami z OK Pałki :)
Pierwszy etap biegowy i scorelauf, na mapie 1:20000.


Na pierwszy punkt zdecydowaliśmy pójść tam gdzie było najbliżej i gdzie przewidywana kolejka była największa, czyli na łucznictwo. Nieświadomi byliśmy ile można stracić na zadaniach, stąd podeszliśmy do tego oby szybciej - strzelał tylko jeden z nas i było to Adam. Niestety nie pykło - żaden strzał nie trafiony w tarczę i 45 minut kary. I zeszło powietrze. Napieraliśmy dalej, na drugą stronę Wisły, na moście tempo schodziło poniżej 4'/km (dawno tak szybko nie biegałem). Kolejny punkt, czyli już na Pradze - tutaj obstawa punktu z zadaniem nie dojechała, więc ciśniemy dalej, na krechę przez Skaryszaka i do sklepu rowerowego. Tam w sumie proste zadanie - napompować i spuścić powietrze z dętki. I znów powrót na lewobrzeżną stronę Warszawy. Ciśniemy na 12 - a tam zadanie wydawać by się mogło idealne dla nas - liniówka. Szukaliśmy lampionów po drodze, nie znaleźliśmy, okazało się że ich nie było, ale puszki były. Noi na zadaniu typowo orientacyjnym 30 minut w plecy kary... Następne zadanie na ulicy Kubusia Puchatka - smakowanie i zgadywanie miodów. Ciężko to szło, ale jakoś poszło. Kolejne zadanie niedaleko, gdzie byłem nie raz, czyli w siedzibie AZS Warszawa na Szpitalnej - ergometr wioślarski. Z ergometru przez centrum na drugą stronę Marszałkowskiej - i znów brak kogokolwiek i czegokolwiek do potwierdzenia obecności. Kolejny przebieg długi, a zadanie na nim harde. Trzeba było przepłynąć wpław na kole przez kanał przy WTW - tak to wyglądało:



Dobrze że Szmulo się zlitował, bo ja będąc przeziębiony wolałem tego nie robić. Choć nie powiem, pewnie gdybym był zdrowy to chętnie :D
Dalej zadanie z wiedzy / historii. Poszło słabo, ratowaliśmy się matematyką :)
Na trójce z kolei - łacina. Gdyby pytali o kość łopatkową, albo choć nadkłykieć przyśrodkowy kości ramiennej to ok, bo na anatomii miało się to i owo. Już nawet "petunia nie omlet" też bym wiedział :D ale były takie frazeologizmy, że też zajęło nam to całkiem sporo czasu
W końcu ruszyliśmy na kolejny punkt - a tam niespodzianka - zjazd na zjeżdżalni na placu zabaw. Wreszcie coś z czym nie mieliśmy problemów :)
Na 5-tce znów harde zadanie, tym bardzie że już ponad 20 km w nogach było - wbieg na 30 piętro (coś dla Łoba). Jako że ja już nie domagałem, śmignął Szmulo. Przedostatnie zadanie w sklepie biegowym w miarę łatwe - na magazynie trzeba było znaleźć 6 par butów (się ma doświadczenie). Ostatnie zadanie było w ministerstwie sportu - znów idealne dla mnie, test z wiedzy sportowej. I niestety kara, tylko dobra odpowiedź na 2 z 5 pytan :( ciekawe, czy znacie króla strzelców ligi Polskiej z 1994 roku, która dyscyplina zespołowa jest najstarsza na igrzyskach, czy też ile rzutów ma do dyspozycji miotacz w krykiecie za jednym podejściem? Test był naprawdę trudny.
Finisz po 3h 25 min - do tego 85 minut kary. Byliśmy mocno styrani.
Ja jeszcze wieczorem musiałem skoczyć na chwilkę na mapkę i w niedzielę rano wstałem już mocno chory.
Z rana o 7:30 głosu nie miałem, ale za to miałem inne rzeczy - dreszcze i ból gardła + niewyspanie. No ale zespół to zespół - nie można było zostać w domu (a na pewno bym tak zrobił gdybym startował indywidualnie). Myślałem tylko, do kiedy dotrwam na trasie

W centrum zawodów byliśmy jakieś 10 min przed startem, przez co nie dowiedzieliśmy się ważnej rzeczy o zmianie miejsca tyrolki (przeciwległy róg stadionu Legii niż było to na mapie). No ale nic, ustawiliśmy się w pierwszej linii i ... start. Jakoś po sygnale startu nabrałem ochoty i zaczęliśmy napierać, prowadząc cały peleton...


I to o dziwo nie zmieniało się później. Jedynka to tylko podbicie punktu, bez zadania, a wariant na dwójkę znałem na pamięć, bo to miejsce moich wielu treningów. 



Jechaliśmy całkowicie z bańki, ścinając przy moim bloku w prawo i uzyskują przewagę nad resztą (na rowerach na pewno byli mocniejsi od nas, a przynajmniej ode mnie). Punkt przy ul. Dewajtis w Lasku Bielańskim - a tam BnO po lasku. Prowadził Szmulo, ogarnęliśmy szybko i dalej dzida. 
Następne zadanie na Marymoncie - tu chyba trzeba było wybrać wariant objazdowy, a nie cisnąć przez AWF. Na szczęście udało mi się utrzymać 3 sekundy na takiej równoważni dla narciarzy (nie wiem jak to się nazywa)


Tu dalej prowadziliśmy, i tak aż do punktu 4, który był na bazarze Różyckiego. Tam utopiliśmy spooro czasu, i dochodziły nas kolejne ekipy. Zadanie polegało na rozszyfrowaniu gwary praskiej - ja jako rodowity Warszawiak znałem jedno określenie na 8, resztę kombinowaliśmy i się zeszło niestety długo.
Na następne zadanie nie jechaliśmy już jako pierwsi, dodatkowo błąd na wejściu i musieliśmy czekać na wykonanie najfajniejszego zadania tego rajdu, czyli tyrolki z dachu stadionu Legii. Ja się nie bałem do momentu, gdy nie znalazłem się na dachu stadionu :) Ale już po zjeździe jakoś całkowicie ozdrowiałem i miałem dużą chęć do dalszego napierania :)



A trochę jeszcze zostało - po podbiciu punktu pod filarem mostu Siekierkowskiego - kolejne ciekawe zadanie - kajak. Co prawda tylko 3 punkty, ale ręce mocno sobie tym styraliśmy. 

Po kajaku - PK 8 i zadanie lingwistyczne - pobiłem tam rekord prędkości mówienie słynnego tekstu z reklam medykamentów (przed użyciem zapoznaj się.... bla bla bla)
Kolejny długi przebieg ulicą Wołowską i kolejne zadanie - tym razem orientacja na rolkach po Polu Mokotowskim


Noi już końcóweczka, po przybiegnięciu na WAT strzelanie z broni sportowej - trafiłem 2 na 5 w centralną strefę tarczy, więc trzeba było jeszcze jeden punkt zaliczyć w lesie
I wreszcie - finito! 
Drugi dzień bez porównania lepszy do pierwszego - zero kary, i mocne napieranie a do PK 4 byliśmy liderami. To wszystko dało na spory awans i po 10 miejscu po 1 dniu awansowaliśmy aż na najniższy stopień podium w generalce :)


 Impreza była super, duży szacunek za tak wielki wkład organizacyjny dla Igora i całego zespołu - a na koniec dzięki wielkie za 100 lat odśpiewane na dekoracji, obym tak obchodził każde urodziny :)


poniedziałek, 20 października 2014

Maraton Kampinoski - i co dalej???


Jak już zapowiadałem - w sobotę pobiegłem maraton w Kampinosie. Powiem nawet więcej - przebiegłem! Impreza była dość kameralna, ale to ze względu na obostrzenia jakie były nałożone z uwagi na miejsce rozgrywania imprezy - czyli Kampinoski Park Narodowy. Był to maraton rozgrywany tak naprawdę w miejscu mi bardzo bliskim, po którym przebiegłem już tysiące kilometrów. A że Puszcza na skraju dżungli jest tak duża, to nie sposób żeby się znudziła!
Zacząłem bardzo spokojnie, prowadząc stawkę 100 biegaczy czerwonym szlakiem pomiędzy bagnami nieopodal Sadowej. Już po 3 km wyprzedził mnie jeden zawodnik - oczywiście mogłem go złapać, ale wiedząc z czym się je maraton postanowiłem nie szarżować i odpuściłem. Pozostaliśmy w kontakcie wzrokowym cały czas aż do 11 km. Tam stała się rzecz niebywała - po pętelce dookoła cmentarza w Palmirach wbiegaliśmy z powrotem na czerwony szlak. Oczywiście wg wytyczonej trasy powinniśmy się kierować w prawo, w kierunku Wierszy i Roztoki, ale tam stał jakiś tuman na środku skrzyżowania w odblaskowej koszulce i zdecydowanym ruchem kierował nas w... lewo! Coś było nie tak, ale skręciłem, a za mną dwójka chłopaków którzy siedzieli mi na ogonie od samego początku. Ten przed nami akurat nie widziałem co zrobił, bo przed tym feralnym skrzyżowaniem był zakręt.
Jednak po 200 metrach biegu zacząłem się odwracać i mówię do chłopaków "ej dobrze biegniemy"? a oni że im też się wydaje że nie. No to ja nawrót i drę się "Panie jak nas poprowadziłeś?" a on "no dobrze biegniecie, trasa półmaraton!". No to się trochę we mnie zagotowało... Po głośnym wyrażeniu dezaprobaty w kilkunastu niecenzuralnych zwrotach do "sędziego" nieogara wróciliśmy na trasę. Chłopaki zapytali jak pobiegł ten pierwszy, ale nieogar stwierdził że dobrze. No to mnie jeszcze bardziej wkurzyło.
W rzeczywistości było jednak inaczej - biednego chłopaka który prowadził tamten zjeb również poprowadził źle :( tyle że tamtemu nikt nie powiedział że tak jest. W naszej 3 osobowej grupce to ja zdecydowałem o nawrocie i gdyby nie to pewnie do teraz biegalibyśmy po Kampinoskich bagnach.
Nieświadomi tego że prowadzimy, biegliśmy dalej i kolejne kilometry mijały. Biegło mi się bardzo dobrze, tempo cały czas oscylowało w granicach 4:15-4:20, co przy dość piaszczystych warunkach było niezłym tempem. Wreszcie Roztoka - półmetek. Łyk wody i nawrót zielonym szlakiem.
Noi tu się zaczęło...
22 km zaliczone i koniec. Zablokowało mi obydwa pośladki, ograniczając znacznie ruchomość w stawach biodrowych. Ból duży, jakbym miał dwa metale przyczepione do guzów kulszowych, totalna bezsilność :( nic nie mogłem zrobić, tempo spadło mniej więcej o jakąś minutę na kilometr. Podcięte skrzydła i myśl żeby zejść z trasy. Jedynie trzymało mnie przy życiu to że biegnę po pięknym lesie więc kontynuowałem w żółwim tempie. Biegłem sam, po drodze mijając ludzi którzy mówili mi że jestem 3! Gdy 10 osoba z rzędu powiedziała mi to, w okolicach Zaborowa Leśnego, uświadomiłem sobie że ten który prowadził pobiegł źle na feralnym rozwidleniu! Zacząłem się oglądać, na dłuuugich leśnych prostych nie było widać żywego ducha. W Pociesze na punkcie z wodą przeszedłem na jakieś 20 sek do marszu wypijając kubek i zjadając 2 suszone morele. Ruszyłem dalej, choć ciężko było ruszyć. Bardzo chciałem utrzymać 3 miejsce.
Jednak po minięciu posady Sieraków zauważyłem że ktoś biegnie za mną. Zacząłem się łudzić że to lider półmaratonu, który końcówkę miał taką samą. Jednak z każdym metrem gdy się zbliżał moim oczom ukazywał się numer startowy. Niski numer startowy, czyli poniżej 100. Nawet nie próbowałem mu dotrzymać kroku... I w końcu finisz, czas 3:16:35, 15 min straty do zwycięzcy, a 3 min do podium. W sumie mimo rozgoryczenia z 4 miejsca, cieszyłem się że przeżyłem i że chodzę.
Poszczególne kilometry pokonywałem tak:
4:11/4:17/4:11/4:14/4:11/4:09/4:16/4:13/4:14/4:15/ do 10 km
4:22/4:24/4:08/4:20/4:10/4:25/4:31/4:21/4:33/4:25/ 11-20 km
4:27/4:46/4:38/5:03/4:48/4:35/5:03/4:49/5:03/5:25/ 21-30 km
5:17/5:31/5:45/5:47/5:27/5:10/5:13/5:29/5:45/6:01/ 31-40 km
5:34/
Jak widać wyszło niecałe 42 km (41,5 km)

Na mecie czekali na mnie rodzice którzy jak zawsze na moich maratonach są niezawodni :) dorwałem się do picia i zacząłem pochłaniać po kolei: woda z miodem, woda, vitargo, kompot, herbata. W sumie ponad 2 litry tego. Nie pijam raczej vitargo, ale stwierdziłem że po takim dystansie może jednak warto to wypić, chociażby dla lepszego samopoczucia psychicznego jak to węglowodany o mega złożonej budowie molekularnej odbudowują moje mięśnie. W rzeczywistości pewnie kisiel by lepiej zadziałał :P Co o tym sądzicie?

Oczywiście całą sobotę leżałem i odpoczywałem, w niedzielę czekały mnie Mistrzostwa Warszawy w Sprincie - ostatnia ważna impreza w tym roku dla zawodników mojej sekcji. Ja się oczywiście nie napinałem i od początku biegłem z założeniem roztruchtania po Maratonie. Biegałem baaaardzo wolno, skończyłem na 15 miejscu, mapa świetna! Na ten bieg ważniejsze było żeby pobiegali młodzi - a było nas w sumie 22 osoby z UKS Kusy - nowy rekord frekwencji na jednych zawodach! Bardzo cieszy mnie tak liczny udział, tym bardziej że pobiegali w naprawdę świetnym sprinterskim terenie!




W elicie wygrał oczywiście, tradycyjnie niezawodny Piotr Parfianowicz


Z moich zawodników najlepiej wypadli: Julka Głowacz (3 w K14), Adam Dąbrowski (5 w M12), Zuzia Dolińska (7 w K12), Grzesiek Zienkiewicz (8 w M14), Grzesiek Doliński (6 w M35) i moja najbardziej utytułowana zawodniczka Krysia (6 w K55).
Pełne wyniki znajdziecie TUTAJ
Mapkę elity wraz z GPS Trackingiem (w tym ja) możecie odpalić TUTAJ. Polecam, naprawę fajna traska i mapka!

Pytanie teraz co dalej?

Co dalej z wieloma rzeczami? Z sekcją, z pracą, z życiem? Na razie jednak najbliższe pytanie to co dalej z Maratonem Toruńskim na który się zapisałem i który jest za 6 dni? Bo zapewne będzie powtórka z Kampinosu - może nawet uda się 25 km pobiec po te 4'/km, a dalej poskłada. Na razie, po 2 dniach od startu w Kampinosie czuję się trochę obolały, ale jest jeszcze 6 dni. Zastanawiam się tylko czy jest sens. Dostałem wczoraj podobno bardzo dobre i silne proszki przeciwbólowe na kręgosłup, więc może jednak da radę. Wiem że stosowanie takich proszków nie jest do końca bezpieczne, ale raz na jakiś czas przy trudnych startach może to wystarczy i pomoże. Zobaczymy jak się będę czuł w tygodniu i wtedy zdecyduję

piątek, 17 października 2014

Biathlon!


Szybki post, bo jestem podjarany nową dyscypliną sportu jaką dziś spróbowałem :D
A chodzi o to co w tytule - na razie w wydaniu letnim. O mistrzostwach Warszawy dowiedziałem się w środę, odbywają się w piątek i sobotę - czyli dziś i jutro. Praktycznie pod moim domem na pobliskiej strzelnicy biathlonowej na Hutniku - nie było się co zastanawiać i trzeba było spełnić jedno z marzeń jakim był start w biathlonie. Szkoda że z młodych nie udało się nikogo wyciągnąć, no ale jak się nie jest nauczycielem to pojechanie na zawody w piątek o 9 rano jest raczej mało prawdopodobne.
Co prawda karabinu nigdy w życiu nie trzymałem i nie strzelałem na strzelnicy biathlonowej, ale to nie było przeszkodą. Na miejscu spotkałem samych życzliwych ludzi którzy wszystko wytłumaczyli. Zgłosiłem się PK, i ścigałem się z najstarszą kategorią, czyli juniorami :)
Bieg był na pętli ok 550m, 4 pętle i 3 strzelania - wszystkie w pozycji leżącej. Wszystko na sportowych karabinach, takich jakie można oglądać na Pucharach Świata. Po pierwszej pętli pierwszy kontakt z bronią - na szczęście jakiś chłopak powiedział mi szybko co i jak. Pierwszy raz zobaczyłem że strzelanie na zmęczeniu może być dużo trudniejsze niż w 'statyce'. Efekt - 2 pudła - całkiem nieźle. Ponieważ był to dystans klasyczny, nie musiałem biegać karnych rund, a za każde pudło doliczane było 30" kary. Aha - podobnie jak w BnO, też był interwał startowy, który wynosił 30".
Po pętelce drugie strzelanie - tu już jak zawodowiec, zwolniłem tempa na jakieś 30m przed strzelnicą. Efekt - 3 pudła. Ale pierwszą rzecz nauczyłem się sam, bo już na 2 strzelaniu sam przeładowywałem :)
Trzecia pętla i w głowie zrodził się pomysł czystego strzelania - tym razem zwolniłem jakieś 60 m przed strzelnicą, ustabilizowałem oddech i na bezdechu zacząłem trzecią próbę - 1, 2, 3, 4 - trafione. Noi 5 - ile razy widziałem w telewizji jak Tomek Sikora robi to co ja - oczywiście pudło :) W efekcie na 3 strzelania bilans 2-3-1, w sumie 6 pudeł i 3 minuty kary. Patrząc na naszą kadrę seniorów, to całkiem niezły wynik :D

Startowałem PK więc nie byłem brany pod uwagę w klasyfikacji, ale gdyby jedną cyferkę przestawić w moim roczniku urodzenia powiększyć o 1 to wygrałbym zawody :)

Czuję się trochę jak 4 lata temu gdy zaczynałem biegać na orientację :D

Następny start mam nadzieję że będzie już zimą na prawdziwym biathlonie, o ile nauczę się jeździć łyżwą :)

Kurcze, dzięki tym zawodom na chwilę zapomniałem że już jutro maraton!

czwartek, 16 października 2014

Maraton Kampinoski - The final countdown

Nieuchronnie się zbliża - już w sobotę rano startuję w maratonie rozgrywanym w miejscu moich codziennych treningów - Puszczy Kampinoskiej. Podczas 10 - dniowych przygotowań udało się zrobić nawet jedną trzydziestkę - umarłem :P

Po MP, w poniedziałek poszedłem na spokojną dyszkę po Kampinosie - udało się nawet w domu potem trochę poćwiczyć, a no to mi cholernie ciężko znaleźć motywację.
We wtorek Kampinos po raz 2 - tym razem 21 km po 4:28. Tempo niezłe, zmęczyłem się i ciężko mi sobie wyobrazić bieg szybszym tempem przez 42 km, tym bardziej że tradycyjny ból w miednicy się nasilał z każdym kilometrem.
W środę rowerek 42 km i potem jeszcze wieczorem potruchtałem 9 km - mało ale wystarczająco na ten dzień.
Noi w czwartek ta nieszczęsna 30 - zrobiłem ją wieczorem, po Warszawie, zaczynając spod domu a kończąc na metrze Wilanowska, przebiegając dwukrotnie Wisłę mostem Świętokrzyskim i Siekierkowskim, zahaczając jeszcze o Wilanów. Byłem umordowany, ostatnie 10 km rzeźbiłem, tempo wyszło 4:48 / km, ale ostatnie 10 km powyżej 5'/km

MOJA TRZYDZIESTECZKA - TRASA BIEGU

Padnięty byłem totalnie, od razu 2 napoje kupiłem na metrze i obaliłem po drodze wracając metrem do domu - byłem na chacie po północy.
W piątek odpoczywałem - nie za bardzo miałem ochotę wyjść na trening
Sobotę i niedzielę już opisałem w poprzednim poście - było super pobiegać z mapką, mimo że nogi mocno pamiętały czwartkowe harce
Ten tydzień zaczęty wolniutką 12 km po Kampinosie.
We wtorek wybrałem się na kilometrówki - skończyło się niestety tylko na trzech bo strasznie późno wyszedłem i spieszyłem się na 17:00 na trening z młodymi. W sumie trening żaden, ale może to i lepiej, nogi się chociaż przetarły na przyzwoitych w miarę prędkościach (3:30, 3:28 i 3:25) a się nie zajechałem. A kilometrówki biegałem na lekko piaszczystej leśnej ścieżce więc mimo niezbyt imponujących prędkości, było to dość intensywne bieganie. Trzeba jednak przyznać że ból nie tyle pleców co miednicy towarzyszył mi przez cały czas i bardzo mnie to hamuje :/ Już nie wiem jak to jest biegać bez bólu i staram się przywyknąć do niego, trzymając się maksymy że przecież to mój przyjaciel!
Wczoraj zrobiłem 15 km po Kampinosie po 4:40 - z bólem, jakoś bez werwy, muszę do soboty jakoś zniwelować ból i chyba odpuszczę sobie już bieganie przez te 2 dni, może to trochę pomoże.

Kilometrowo jak na maraton jest żenująco - w tamtym tyg wyszło 90 km, poprzednie tygodnie raczej na pewno tyle nie wychodziło. Staram się w ogóle wrócić do prowadzenia regularnych i dokładnych statystyk treningowych, bo to też motywuje do działania.

Dzień po maratonie biegamy całą sekcją sprint - Mistrzostwa Warszawy w BnO. Będzie ciekawie :)

poniedziałek, 13 października 2014

Mimozami jesień się zaczyna...

...a jak ona piękna jest po raz kolejny przekonałem się w weekend, który tym razem spędzałem w Pabianicach.

Zabrałem ze sobą małą grupkę młodych z Kusego, ale w celach treningowych a nie w pogoni za punktami i tak 7-osobowę ekipą zawitaliśmy w sobotni poranek do Parku Wolności w Pabianicach. Pierwszy był sprint - poszedł mi na pewno najgorzej ze wszystkich biegów, zrobiłem mnóstwo błędów i do tego mapa w kilku miejscach była dość kontrowersyjna - dopiero część parkowa poszła płynnie. Nie zmienia to jednak faktu, że sprint był w moim wykonaniu słabiutki i dopiero na 19 PK wyszedłem na prowadzenie :O

Młodzi pobiegali ładnie, ale było dużo kontrowersji związanych z dwoma punktami (u mnie PK 9 i PK 11). Przez żywopłoty nie o przejścia przebiegało mnóstwo zawodników - myślę że zasadniczy błąd leżał tutaj po stronie budowniczego trasy, ponieważ takie "haczyki" są dobre dla eliciarzy, a nie dla jedenastolatków - czternastolatków którzy startują w swoich Mistrzostwach. Ogólnie sprint dość łatwy, a część parkowa była bardzo przyjemna i urokliwa.

Ale jeśli o sprincie mówić że był urokliwy, to co powiedzieć o popołudniowym biegu średniodystansowym??? Była naprawdę bajecznie, chłonąłem las niczym drzewko wodę na pustyni, ten bieg sprawił mi mnóstwo frajdy i przyjemności. Sam teren był dość wolny - dużo podszytu i dużo płynnego zielonego. Do tego jedyne wąziutkie bagienko jakie było na mapie (przebieg 10 - 11) musiałem zaliczyć i wpaść po kolano :) Było bardzo kolorowo i urokliwie, technicznie - bardzo dobrze, poza punktem 7 i wariantem na PK 13. Pewne zwycięstwo, choć na mapie nie udało się złamać tempa 6'/km (wyszło 6:13/km). Ale teren dość wolny mimo że płaski.


Na sztafecie jaką biegali młodzicy, zdecydowanie najlepiej wypadła Iza biegając w M14 (!) i osiągając najlepszy czas z 3 zmian naszej sztafety. Gratulacje!

Niedziela to klasyk, choć bieganie 56 minutowe trudno nazwać klasykiem. Było podobnie jak dzień wcześniej - pięknie w lesie, choć tym razem więcej chmur spowiło niebo i tak kolorowego efektu w lesie już nie było. Było za to do kogo się porównać, bo ten etap biegał Łukasz "Chrupek" Gryzio, który co prawda biegał poza konkursem bo stawiał punkty (a stawiał te najtrudniejsze technicznie w mojej ocenie), ale zawodnik bardzo dobry i można było liczyć na realną rywalizację.


 I udało mi się ją wygrać, wygrywając z nim zaledwie o 40 sekund - warto zaznaczyć że zrobiłem jeden wielbłąd na PK 9 który właśnie stawiał Chrupek - punkty 11, 13 oraz węzłowy 9/12/15 były że tak powiem ekstremalnie schowane i bardzo ciężko było na nie nabiec czysto. Długi wariant wygrałem sporo z Chrupkiem, bo biegłem drogami a on ciął przez las.

Ogólnie - 3 biegi i 3 zwycięstwa, na pewno warto było przyjechać na weekend do Pabianic. Młodzi też mieli okazję pobiegać w fajnym terenie przy super pogodzie, myślę że każdy był zadowolony. Sportowo zdecydowanie najlepiej wypadła Iza, która trzykrotnie punktowała(by) dla klubu. Dlatego 'by', bo nie mamy obecnie licencji i pojechaliśmy tam w celu doskonalenia swoich umiejętności technicznych - było warto!

A kontekst maratoński w jakim biegałem te MMM miał niestety negatywny wpływ na świeżość - po czwartkowej 30, która mnie wymęczyła, do soboty czułem mocne zmęczenie nóg. W ogóle trochę przeraża mnie tyle biegania i to bez mapy - już odwyknąłem od tego. A Maraton Kampinoski już za 5 dni, na szczęście jest spokój, nie ma z niczym urwania głowy, przygotowanie słabe, ale chociaż tą jedną 30 udało się zaliczyć (w tempie 4:48/km). I do tego pewnie koło 3 godzin biegania po przepięknej Puszczy Kampinoskiej!

wtorek, 7 października 2014

MODE ON: Napier.a..tor - po MP w nocnym BnO


Noi się załączyło...
Zainfekowany przez bliskich kumpli i ja postanowiłem wejść na tą niepewną ale jakże ekscytującą drogę ćpania sportu nałogowo. Bo nic innego sensownego nie pozostało do roboty, a to w sumie zdecydowanie to co kręci mnie najbardziej. Bodźcem stał się bieg na Mistrzostwach Polski w Nocnym BnO - obiektywnie rzecz biorąc, mój najlepszy start w życiu w imprezie tej rangi. Co ciekawe - na biegu nocnym, który nigdy nie był moją mocną stroną. Tymczasem, przy pełnej obsadzie całej polskiej czołówki eliciarzy zająłem 8 miejsce. Wiedziałem że jest dobrze już na mecie, wiedziałem też że mogło być lepiej (jak zawsze w BnO).
Doszło nawet do takiej sytuacji, którą właśnie wykminiłem, że prowadziłem (!!!!!) po 2 punkcie kontrolnym (9 sekund przed Maciejem Grabowskim, 12 przed Wojciechem Dwojakiem, 13 przed Maćkiem Heweltem). Kurcze, to jeszcze bardziej mnie właśnie nakręciło :D ale na trójkę już był ponad minutowy babol i spadłem z 1 na 10 miejsce. Trzeba jednak przyznać, że bezkonkurencyjny Wojciech Kowalski, akurat zrobił tutaj błąd, choć myślę że nawet bez jego błędu mogłem prowadzić. Oczywiście można powiedzieć, że na 2 to każdy mógłby prowadzić, mi jednak jeszcze nigdy nie było dane na Mistrzostwach Polski być na prowadzeniu na którymkolwiek punkcie, a że pozytywów szukać trzeba, to kolejny argument do tego że warto napierać!
Ogólnie te zawody nocne były świetne - na punkty wchodziłem jak w masło, mapka była świeża i świetnie zrobiona, trasy ciekawe bo budowniczy wyciągnął co się dało z tego terenu (który nie ukrywajmy - był łatwy), przebieg widokowy pokonywany trzykrotnie to też dobry pomysł, bo zawsze było miło być dopingowanym.


Obok Wojtka Kowalskiego, którego zwycięstwo i czas biegu były bardzo imponujące, był jeszcze drugi bohater, ale przeglądając międzyczasy mogliście na niego nie zwrócić uwagi. To Rafał Owczarek, który biegł kapitalnie i do pierwszego przebiegu widokowego był 2 (a Rafał startuje w elicie pierwszy rok!). Rafał gonił mnie na 3 minuty, wiedziałem że jest mocny, ale nie myślałem że aż tak. Ja co prawda łykałem ludzi startujących przede mną po kolei, ale Rafał, przy moim dobrym biegu, doszedł mnie na nr 8! A byłem przekonany że to za mną biegnie Przemek Olech, którego mijałem na 7. Gdy zobaczyłem że to Rafał, byłem trochę zaskoczony że tak szybko, ale od razu mu powiedziałem że musi zajebiście biec skoro mnie doszedł. I tak biegliśmy razem na 9 - po krótkiej wymianie koncepcji wariantu na ten punkt, rozmawiając przy tempie 3:20/km (obłęd :O) Owczar przekonał żeby biec na krechę (ja byłem skłonny obiegać ścieżkami, bo wiedziałem że ten zielony i te podmokłe bardzo spowalnia (biegłem wcześniej przez to na PK 6). Ogólnie w miare sprawnie to przebiegliśmy ale wywaliło nas za bardzo na zachód i musieliśmy korygować - w sumie błędas był bo myślę że jakieś 20-30 sekund do urwania, ale i tak nasz międzyczas był bardzo dobry.
Noi pechowy przebieg 9-10, Owczar chyba się potknął i bach, słyszę zza pleców "kur.aaaaa, lampa mi nie działa". Oglądam się, widzę że rzeczywiście ciemność ogarnęła Wiązowski las za moimi plecami. Troszkę zwolniłem żeby Owczar dowiózł ze mną do widokowego przebiegu i namawiałem go żeby na szybkości lampę kołował od kogoś, bo ma świetny bieg i biegnie po medal! (i tak w rzeczywistości było). Dobiegł, wziął o kogoś lampę, ale dalej nie wiedziałem co się z nim dzieje, ponieważ po zmianie mapy mieliśmy rozbicie, i on wyruszył na dłuższą pętelkę, a ja na krótszą. Okazało się potem że zszedł kilka punktów później, bo na lampie jaką otrzymał nie za bardzo dawało się biec. I tak, medal w elicie przeszedł koło nosa. Wielki niefart :( Oczywiście można mówić że różnie mogło się potoczyć, ale Rafał tego wieczora był tak bliski medalu w elicie jak ja jeszcze nigdy w życiu. Bardzo mi go szkoda i nie wiem jak ja bym to przyjął gdybym był w jego sytuacji. On na szczęscie jest twardziel i następnego dnia zrobił 25 km rozbieganka to mu od razu humor się poprawił :)
Co do mojego biegu nocnego, to końcówkę troszkę tempa zwolniłem, głównie z powodu bólu pleców, ale 15 punktu całą trasę wbiegałem na punkty jak w masło. W sumie, błędy mniejsze czy większe zrobiłem na 3 - 1'10", 5 - 1'30" (na wejściu), 8 - 20", 9 - 20", 14 - 2'30" (ten błąd wkurzył mnie najbardziej). Potem jeszcze troszkę niepewnie wchodziłem na PK 30. Poza tym naprawdę gładko!

Ale żeby nie było tak słodko, to dzień później były sztafety sprinterskie na terenie WAT. Nam sztafeta się troszkę posypała, ale zastępczyni kontuzjowanej Zuzi Wańczyk - Monika Kajzer spisała się bardzo dobrze. Najsłabszym ogniwem całej sztafety okazałem się niestety ja :( po prostu totalnie zawaliłem, po raz pierwszy zrobiłem nkl na sztafecie :(. A moi poprzednicy, jak i następczyni na 4 zmianie, spisali się wzorowo. Po 1 zmianie było 3 miejsce, po 2 - 4 miejsce. Wybiegałem z minimalną stratą do UNTS i OK! Sport. (czyli do Jacka Morawskiego i Kuby Drągowskiego). Biegliśmy mocno i trzymaliśmy się razem dość szybko urywając biegnącego z nami zawodnika z Ostródy. Noi przyszła 8 - na wariancie wyprzedziłem Jacka i biegłem na 3 miejscu. I dalej - pobiegłem na... 10 :( zupełnie nie zauważyłem 9 i nawet po przybiegnięciu byłem pewien że byłem na wszystkich punktach. I na tym moim "mądrym" "wariancie" wysunąłem się na 2 miesjce - zajarałem się i przez środek poligonu śmignąłem jak dzik po szyszkach w kierunku PK 12. I tam tragedia - 2 minuty błędu. Oczywiście nie wiedziałem że mam nkl już wtedy. Po prostu przebiegłem tą przecinkę, oczekując że będzie to betonowy okop. Ale na tym nie koniec błędów. Na PK 17 również utopione 2 minuty - beznadzieja, żałosne, wstyd.


Biegowo, pomimo długiego dystansu na nocnym czułem się bardzo dobrze i żarło. Niestety głowy w tym wszystkim zabrakło. Zepsułem sztafetę moim partnerkom i partnerowi za co bardzo bardzo bardzo przepraszam :( Naprawdę było i dalej jest mi głupio.

Mimo tej sztafetowej klęski, bieg nocny nastroił mnie optymistycznie i chcę napierać jak dziki po lasach i wziąć się za trening jak Bóg przykazał.

W najbliższym czasie czekają mnie kolejne starty, i szczerze to na pewno nie jest to profesjonalne podejście, ale przecież trzeba się bawić tym co się robi! W ten weekend jadę pobiegać na mapkach do Pabianic (Międzywojewódzkie Mistrzostwa Młodzików) i zabieram kilku młodych. Przy okazji - zgłoście się ktoś, bo na razie tylko ja jestem w M20/21 :/
Za 12 dni biegnę Maraton Kampinoski, do którego już dzisiaj zacząłem przygotowania :O
A za 20 dni biegnę Maraton Toruński :O do niego, podobnie jak do Kampinowskiego, przygotowania zacząłem właśnie dziś. Do Torunia zgłaszałem się między innymi dlatego, że są tam rozgrywane MP nauczycieli. Ale jak pewnie wiecie sytuacja się zmieniła i będę biegał w niebranżowej kategorii. Nie będę owijał - planem było (i jest?) złamanie 2:50, ale wiem że to potwornie szybko i bez przygotowania raczej nie ma szans, ale nie poddam się i spróbuję, najwyżej po 30 będę cierpiał (i tak i tak będę)
A jakby tego było mało, to na początku listopada ciskamy jeszcze Gezno :)

Przy okazji - od stycznia, w samej orientacji mam 82 starty! Kto podbije? Biegów z mapą będzie w sumie około 120
Dodam, że oprócz 82 startów w orientacji, mam też 1 w Rogainingu 6h i 2 w biegach ulicznych. A rok jeszcze młody, być może uda się osiągnąć magiczną ilość 100 startów w roku z mapą. A przyznać trzeba że taka ilość startów wydaje się najlepszą drogą do progresu - w tym roku mogłem sporo pojeździć bo kasa była, za to z czasem dość krucho było.
Teraz zapowiada się na odwrót - czy będzie lepiej, to się okaże, trzeba w słabościach szukać atutów :)

sobota, 4 października 2014

Klub sportowy - nie róbcie tego w domu - część 1

Po ostatnich przemyśleniach (a mam na nie ostatnio sporo czasu) przybliżę Wam jak wygląda prowadzenie sekcji sportowej BnO - nie będę robił z siebie męczennika, sami ocenicie czy warto czy nie.

POCZĄTKI

O możliwości założenia sekcji w UKS Kusy Warszawa zostałem poinformowany przez zaprzyjaźniony Zarząd klubu - sprawa wynikła że tak powiem z dnia na dzień. Wszystko miałem zorganizować oczywiście sam - grupę, obiekty, niezbędne wyposażenie. Dzięki sprzyjającym NIEKTÓRYM ludziom na Bielanach udało mi się zrobić akcję propagandową sekcji - na początku magnesem wydawało mi się że po 1 - to nie jest zwykła lekkoatletyka, która może się wydawać nudna dla ucznia podstawówki, a połączenie biegu z przygodą, po 2 - zajęcia są całkowicie bezpłatne a po 3 - lokalizacja do uprawiania orientacji sportowej jak na Warszawę wydawała się idealna.
Szybka informacja w szkole o bezpłatnych zajęciach z BnO i spotkanie organizacyjne - przyszła trójka dzieci z rodzicami - Zuzia, Michał i Szymon. Mało. Bardzo mało. Ale cóż - o założeniu własnego klubu sportowego marzyłem od zawsze. Raz nawet, jakieś 3 lata temu byłem na rozmowie w sprawie założenia klubu w Dzielnicy - szybko jednak zgaszono mój zapał do robienia czegokolwiek, dając szanse na pozyskanie jakichkolwiek środków na działalność klubu w 2015 roku (pytałem w 2012). To była bardzo zachęcająca perspektywa krzewienia sportu wśród dzieci i młodzieży na Bielanach, prawda? Od razu zaznaczę że nie każda osoba, a nawet zaryzykuję stwierdzenie że zdecydowana większość osób nie jest taka zniechęcająca, ale takie osoby jak widać też są (nie będę zdradzał szczegółów ponieważ zawsze mogą mnie wziąć za mordę, a jeszcze się nie poddałem jako tfu "działacz")
Tym razem sytuacja była nieco inna - nie musiałem nic załatwiać w Urzędach (dzięki Bogu!) tylko miałem już pewne podłoże i wolną rękę za co bardzo jestem wdzięczny chłopakom z Kusego.
Trzeba też pamiętać, że w kwietniu 2013 kiedy zakładałem sekcję nie pracowałem w szkole - wtedy moja praca (sklep) była rzeźbieniem w gównie, ale cóż trzeba wszystkiego w życiu spróbować żeby wiedzieć czego na pewno nie chce się robić, jak to mi kiedyś powiedział nasz lekkoatletyczny Mistrz. Ponieważ nie pracowałem w żadnej placówce, bardzo ciężko było zrobić efektywny nabór.  Okazało się jednak że te 3 osoby które przyszły na pierwszy trening są w sekcji do dziś, frekwencja ich na treningach jest bardzo wysoka, a rozwój sportowy, w porównaniu do tego co było 1,5 roku temu jest ogromny! I to cieszy najbardziej :)
Jeszcze przed wakacjami 2013 robiłem 2 lekcje naborowe które kosztowały mnie ogrom pracy i sił, Efekt - ponad 200 warszawskich i łomiankowskich uczniów biegało na mapie podczas lekcji WF, mogę powiedzieć że 90% była zadowolonych, a 70% zachwyconych naszą dyscypliną. Przekładając na liczebność grupy treningowej - efekt był niestety zerowy :( Bardzo mnie to zdziwiło, szczególnie że widziałem szczere i spontaniczne reakcje uczniów po swoim pierwszym w życiu biegu z mapą

PRZEŁOM

Chyba właśnie tym określeniem należy nazwać sytuację z września 2013 - to właśnie wtedy, dzięki splotowi wielu bardzo sprzyjających okoliczności udało mi się podjąć pracę w szkole. Zawsze mówiłem Mamie że chciałbym pracować tak jak Ona zaraz po studiach - w małej szkole, gdzie byłbym jedynym nauczycielem WF. I trafiłem właśnie do takiej szkoły - Szkoły Podstawowej nr 79 w Warszawie. Nie szukajcie jej w oficjalnych wykazach, bo takowa nie istnieje. SP 79 istniała do 2012 roku, po czym, pod groźbą likwidacji musiała być przekształcona na filię SP 273. W efekcie została jedynie troszkę zabita tradycja i historia szkoły, ale myślę że w świadomości zdecydowanej większości Warszawiaków istnieje jako SP 79. Nie wiem po co to było, bo z tego co wiem nie dało to żadnych oszczędności.
W szkole pracowało mi się świetnie - rewelacyjna dyrekcja i bardzo fajne grono pedagogiczne, choć oczywiście jak wszędzie zdarzały się wyjątki. Ale że na prostactwo nie ma miejsca na tym blogu, to raczę ominąć ten ponury wątek pewnej nauczycielki, której uczniom szczerze współczuję.
Współpraca ogólnie rzecz biorąc układała się doskonale, praca dawała mi również w pełni możliwości realizacji tego co najbardziej kocham - czyli biegania!
Jak to przekładało się na sekcję? Również rewelacyjnie!!! Dzięki codziennemu kontaktowi z uczniami mogłem skuteczniej namówić do udziału w sekcji. Z grupki kilkuosobowej zrobiła się silna grupa 15 osób chętnych do treningu. We wrześniu, oprócz wielu młodych z SP 79 do sekcji dołączyła również Julka, mistrzyni Warszawy w przełajach. Myślę, że dzięki pracy w szkole i rodzice byli bardziej chętni wysyłać na zajęcia swoje dzieci do kogoś kto pracuje w szkole, a nie do kogoś kto biega po krzakach, ciągle chodzi podrapany i próbuje wydłubać sobie oczy.
Na październikowe Międzywojewódzkie Mistrzostwa Młodzików w Nowym Dworze udało się na szybko zebrać grupę 10 osób i wyrobić im licencje PZOS (o tej strukturze też będzie słów kilka w dalszej części).
Dla wielu był to pierwszy start w zawodach a tu od razu ranga MMM. Myślę że jednak na uwagę i podziw zasługuje wynik Zuzi, która będąc w kategorii K10 startowała w kategorii K14 i zajęła świetne 8 miejsce w sprincie!!!!! Nie tylko ja byłem zaskoczony takim wynikiem. Następnego dnia jednak trasa K14 okazała się za trudna dla 10-latki i na mecie pojawiła się nietypowo, bo nie wbiegając, a wjeżdżając policyjnym terenowym radiowozem - jednym słowem - siędziało (wiem że powinienem rozdzielnie napisać się i działo, ale miało być jednym słowem)

2 tygodnie później, na Mistrzostwach Warszawy w Sprincie startowało nas 20 osób!!! Bardzo byłem tym ucieszony i nakręcony do działania! Również w okresie późnej jesieni i zimy frekwencja na treningach nie spadała, a ja łączyłem świetnie pracę w szkole z pracą w klubie i własnym treningiem. A właściwie to własny trening z pracą w klubie i pracą w szkole
Dzięki pracy w szkole zyskałem i mam do dziś naprawdę liczną grupę fajnych zawodników i zawodniczek chętnych i zaangażowanych do biegania.

Jak sytuacja rozwijała się dalej - postaram się przybliżyć to w kolejnym wpisie, ponieważ już dziś o 20 startuję w ostatnich w tym roku Mistrzostwa Polski - tym razem w nocnym biegu na orientację. To llllubię!!!!!!!!
Zapraszam na podstronę zawodów do śledzenia wyników :)
http://www.wmzos.pl/

sobota, 27 września 2014

Mistrzostwa Świata na Mistrzostwach Polski


Minionym weekendem żyła cała Polska - to właśnie 20-21 września były rozgrywane w Wejherowie Mistrzostwa Polski w klasycznym i sztafetowym BnO :) Pewnie mało kto wie, że w tym samym czasie rozgrywany był turniej siatkarski w Polsce, w którym piłkarze których pozdrawiał prezydent byli całkiem mocni. Zawsze mówiłem że więcej pieniędzy trzeba przeznaczać na piłkarzy, bo są sukcesy!!!


Wracając do meritum - na klasyku miałem wózek życia i po raz pierwszy zdecydowałem że zrobię to i będę wiózł tyłek. A było za kim, bo gonił mnie sam Bartosz Pawlak (dla niewtajemniczonych - to taki Mariusz Wlazły polskiego biegu na orientację). Przywiezienie się za nim (gonił mnie na 3 minuty) dawało realne szanse na upragniony medal w elicie - w dodatku w bardzo silnie obsadzonym biegu. Stało się inaczej - może to i dobrze, bo taki medal nie smakowałby pewnie tak samo jak wywalczony samodzielnie.
Inna kwestia była żeby w ogóle być w stanie go utrzymać, bo tempo biegu ma dość żywe.
I tak, z Bartkiem spotkaliśmy się na PK 6 - stosunkowo daleko, co mnie ucieszyło, bo liczyłem że wcześniej mnie łyknie. Na pierwszym długim wspólnym przebiegu wydaje mi się że próbował mnie urwać, ale trzymałem się i wytrzymałem tempo, kontrolując nawet mapę. Na wejściu błąd.
Potem nawet odważyłem się 2 punkty poprowadzić - tzn na 11 po prostu Bartek lekko przebiegł noi pierwszy byłem na nim, to i 12 poprowadziłem. Na 13 zacząłem, ale się bałem i z grzeczności puściłem go przodem. Na 16 zrobiliśmy mega błąd, ale przyznam że stopień zajechania wzrastał i od punktu 15 nie kontrolowałem mapy. Łyknęliśmy po drodze Chrupka (tym razem obyło się bez klątwy) oraz Paszę. Chrupek zabrał się z nami, i na 20 wyprzedził mnie. Odcięło mnie totalnie. Przebieg z 20 na 21 był chyba najtrudniejszym fizycznie ze wszystkich jakie w życiu biegłem. Po prawie 14 kilometrowym mocnym biegu z Bartkiem nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Próbowałem biec, ale zacząłem się przewracać o własne nogi - to było niesamowite uczucie, byłem potwornie wyczerpany. Nie byłem w stanie też już czytać mapy, więc ustawiłem kompas, zobaczyłem że mam do przejścia 2 drogi i modliłem się o zobaczenie lampionu. Udało się! Co prawda po kilku nieudanych próbach podbiegania (które kończyły się upadkiem) pokonałem ten przebieg raczej marszem, ale pokonałem i to w miarę czysto. 22 było już formalnością - ścieżka wzdłuż jeziorka. Jeszcze miałem problem z wejście na górkę, na której było dołek z punktem ale udało się. Na odbiegu nawet truchtałem i się ani razu nie przewróciłem. Po 96 minutach i 15 sekundach biegu padłem za linią mety - byłem bardzo zadowolony i liczyłem na dobry wynik. Okazało się jednak że Bartek skończył na 4 a ja na 10 - po raz drugi w tym roku wszedłem w czołową 10 MP przy pełnej obsadzie. 



Wieczorem oczywiście meczyk - bardzo ciężki z Niemcami, na szczęście wygrany, oglądany w elitarnym towarzystwie mazowieckich biegaczy :)

Po wyczerpaniu na klasyku bałem się że na sztafetach nie da rady. Okazało się jednak że żarło dobrze i byłoby dobrze gdyby nie 2 błędy, które pozbawiły nas pierwszej szóstki i po raz kolejny musieliśmy zakończyć rywalizację sztafet na 7 miejscu (brawo chłopaki za super biegi, jesteśmy zajebiści!). Jeden błędas na prawdę poważny, drugi mniejszy ale też spory. Do tego oczywiście wahnięcia były. Ze sztafet cieszy że wreszcie ograłem Piotrka Kruka na finiszu - bo razem zdarza się nam często finiszować :)


Działo się bardzo dużo ostatnio, ten tydzień zarąbany totalnie, ale żeby było ciekawiej to straciłem pracę (1 września się o tym dowiedziałem) i teraz ciągle nie mam czasu - paradoks niczym 0,(9). Ale o moich losach to może już w następnym wpisie - bo już za parę godzin start w nocnych Mistrzostwach Mazowsza! :)
Mam tylko nadzieję że zacznę wreszcie normalnie trenować i przestanę tyle czasu przeznaczać na rzeczy które zysków nie przynoszą i które robię kosztem swojego treningu. Motywacja po MP była duża, ale szybko zgaszony byłem nawałem roboty jaki sobie wziąłem na głowę. I to trzeba zmienić.
Tak więc pozytywnie kończąc - do boju!

aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!

I bym zapomniał, pewnie jeszcze tego nie wiecie!


JESTEŚMY

MISTRZAMI 

ŚWIATA

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rogaining!

Dawno, dawno temu Karol prowadził bloga. A że był zajeżdżony i zarobiony pisać nie miał czasu ani ochoty. Nie, bynajmniej nie poświęcił on sportu dla pracy zawodowej - raczej na odwrót :)
Aż tu nagle, spontanicznie postanowił spróbować czegoś nowego - Rogainingu. Noi się zachciało pisać!


Nie jestem ekspertem w dziedzinie rogainingu, ale przybliżę o co chodzi osobom które o tym nie słyszeli.
Rogaining to forma aktywności biegowej z mapą - najczęściej turystyczną. Zadaniem zawodnika jest podbicie możliwie największej ilości punktów kontrolnych w określonym limicie czasowym. Ważne jest taktyczne zaplanowanie trasy, ponieważ punkty mają różną wagę, w zależności od stopnia trudności i oddalenia od startu / mety. To taki scorelauf znany z biegu na orientację, tyle że na dłuższych, "ekstremalnych" limitach czasowych. No i chyba w założeniu jest, że niemożliwe powinno być podbicie wszystkich punktów w danym limicie

Ja na początek swojej przygody z rogainingiem wystartowałem w takim z 6 h limitem czasowym (najczęściej spotyka się 12 lub 24 h). Dla mnie na początek 6 h było optymalnie, dodatkowo ważne że był to rogaining indywidualny (podobno większość tych 12 i 24 h startuje się w dwójkach). Ja na wspólne nawigowanie raczej się nie piszę :)

Na ten górski rogaining dojechaliśmy wraz z moją ekipą młodych zawodników prosto z zawodów w Czechach w jakich braliśmy udział przez cały zeszły tydzień. Zameldowaliśmy się w Nowym Targu na 8,5 godziny przed startem - czyli 30 minut po północy (warto zaznaczyć że jeszcze po godzinie 17:00 biegaliśmy zawody w Czechach). Wyspać się za bardzo nie wyspaliśmy, no ale miło było wreszcie poleżeć i choć trochę (niecałe 5 godzin) pospać na łóżku.

Rano wszystko na wariata, bez śniadania, późno wstaliśmy i w centrum zawodów byliśmy o 8:35 (na szczęście mieliśmy blisko). Pobrałem kartę startową, którą to po 5 minutach zgubiłem (okazało się że na dachu samochodu ją zgubiłem). Na szczęście organizatorzy nie pożałowali mi kolejnej. Na odprawę się spóźniłem, ale mapę zdążyłem pobrać. Na zaplanowanie trasy było kilka minut - ja wybrałem, z nieocenioną pomocą moich zawodników, wariant północno - zachodni.

Rozejrzałem się dookoła i czegoś mi brakowało - wszyscy mieli plecaczki z jedzeniem i piciem - ja natomiast tylko koszulkę na sobie i przewiązana przez pas cienką kurteczkę. W ostatniej chwili Grzesiek przyniósł mi 20 zł na czarną godzinę a Izie zabrałem na wpół wypełnioną półlitrową buteleczkę wody. Startowałem w kolcach do BnO - tylko takie obuwie miałem ze soboą i stwierdzam - 6 godzin w kolcach to już trochę za długo :P

3-2-1... START! Zacząłem od PK 7, kierując się pod górkę na południe. Skręciłem w prawo w odpowiednim momencie, ale przy wejściu na punkt przebiegłem koło lampionu i czesałem go 100-150 m dalej. I już utopione ładnych parę minut, o zmarnowanej energii nie wspominając. Nastepnie gładko na PK 12, choć nie było jednej drogi zaznaczonej na mapie jako dość szeroka - sporo było też pojedynczych zabudowań. Z 12 na 2, przez miesto, a za mostkiem musiałem kawałek przedrzeć się przez jeżyny i pokrzywy oraz kawałek posesji. Na 1 banalnie. Zbiegając z 1 musiałem się zatrzymać i biec wzdłuż potoku aż do rozwidlenia asfaltu ponieważ była bardzo stroma i mocno porośnięta skarpa. PK 30 i 29 bardzo gładko, natomiast na 28 kolejny babol - idąc wzdłuż strumienia do góry nie szedłem samym strumieniem, ale zboczem muldy i niestety nie zauważyłem leżącego lampionu. Efekt - kolejny babol na ponad 5 minut i darmowe 50 m przewyższenia więcej niż potrzeba. Następnie PK 27 - chciałem wbijać na górę przy przystanku PKS, ale drogi tam nie było, biegłem więc aż do Obidowej i odbijałem w górę od szkoły. Do niebieskiego szlaku wiodącego grzbietem trochę mi się zeszło ale najciekawsze było samo umiejscowienie punktu - otóż wbrew temu co mapa  pokazuje, stał on na tej górce, ale z drugiej strony szlaku - podbiłem do na farcie, ponieważ akurat został mi on wystawiony przez innego zawodnika. PK 26 bardzo przyjemny i łatwy, natomiast przy PK 25 też nie miałem problemów, ale mapa nie była do końca dobrze czytelna w tym miejscu.
I tutaj chwilka gdybania po PK 25. Jako kolejny obrałem punkt 24 i 21. Aha! Ważne - PK 23 nie było, co było powiedziane przed biegiem i pamiętałem o tym, zresztą miałem go skreślonego na mapie. Na PK 24 trafiłem bez problemu, jednak czy opłacało się do niego zbiegać? Nie wiem. Dodatkowo, na przebiegu z 25 na 21 złapał mnie spory kryzys - po 3 godzinach na trasie stałem się bardzo wygłodniały i spragniony. To drugie łatwo było zaspokoić - potoków z czystą wodą było dużo, toteż szybko uzupełniałem płyny wodą prosto z potoku. W sumie na całej trasie wypiłem jej ok 3 litrów. Gorzej z jedzeniem - bez śniadania, po 3 h biegania po górach byłem niesamowicie głodny i miałem mega ochotę na coś słodkiego. Przy wejściu na PK 24 spotkałem dwójkę osób na grzybach - poprosiłem o coś do jedzenia - a oni uraczyli mnie kawałkiem kiełbasy i kromką chleba. Ale to było dobre! Pierwszy posiłek w tym dniu miałem za sobą, choć miałem dużą ochotę na coś słodkiego. Podbiłem 24 i miałem już w głowie 21. Tutaj zrobiłem bardzo duży błąd wariantowy - przebijałem się przez górę, robiąc 350 m przewyższenia, zamiast obiegać górę wzdłuż potoków - końcówkę podbiłem przez dość gęste paprocie - na tyle mnie zmęczyło podejście, że zamiast zbiegać - schodziłem na 21. Jeden błąd generuje kolejny - z 21 na 20 chciałem najkrótszą drogą - i była to droga przez mękę. Wariant wzdłuż strumienia okazał się pomysłem szalonym i bezsensownym. Owszem - był najkrótszy, ale pokonywałem średnio jakieś 30 m na minutę - wzdłuż potoku nie było ścieżki, szedłem nurtem po ostrych kamieniach i miejscami w wodzie do kolan. Im wyżej - tym gorzej. Mnóstwo powalonych drzew i gałęzi. Zrobiłem sobie na tym przebiegu 2 przerwy po jakieś 5-10 minut, siadając w krzewach jagodowych i objadając się nimi - również podobnie jak kiełbaska - smakowały wybornie :) trafiło się nawet parę malin - były jeszcze lepsze, bo słodsze. Po tym przebiegu, gdy wreszcie podbiłem tą 20 byłem pewien że w klasyfikacji będę daleko. Czas uciekał bardzo szybko, i nagle z 3 godzinnego biegu zrobiło się 5 godzin i pora najwyższa była wracać na metę, żeby zdążyć przed limitem. Dlaczego to tak ważne? Ano dlatego, że każde 2 minuty powyżej limitu skutkowały karą minus jednego punktu. Łatwo policzyć, że jakbym spóźnił się tylko 6 minut, co zdobywanie PK 20 okazałoby się bezsensowne (był on wagi 3 punktów). Dlatego z 20 poleciałem już na 19, którą zaczesałem bo szukałem za nisko, a następnie w dół na 22, 9 i 4. Na mecie zameldowałem się o 14:58, 2 minuty przed końcem limitu. Wydawało mi się że będę raczej dalej, ale okazało się że pierwsza trójka - do której o dziwo wszedłem - zdobyła tyle samo punktów!!! Wystarczyło żebym miał te 10 minut zapasu, pobiegł jeszcze na 6, a wygrana byłaby moja! Niestety - tak się nie stało. Jednak nie przegrałem dlatego że zabrakło czasu na końcówce - moim zdaniem dużo lepiej było olać punkt 21, i z 24 pocisnąć wzdłuż potoku na grzbiet i dalej na 20 - 19 -18, a kto wie czy nie również na 17, 16, 15, 8 - miałbym bardzo dużo więcej czasu i energii, które to zmarnowałem przedzierając się potokiem z 21 na 20. Nawet jakbym nie zdążłył pobiec na 17, 16, 15 i 8, to miałbym mnóstwo czas na zaliczenie nisko punktowanych punktów kontrolnych, takich jak 3, 5, 6 czy 10. A to dałoby pewne zwycięstwo.



Wyszło jak wyszło - z wynikiem 49 punktów (tyle samo co pierwszy i drugi zawodnik) zająłem 3 miesjce - w przypadku równej ilości punktów, o zwycięstwie w rogainingu decyduje czas przybycia na metę, a ja byłem z tej trójki najpóźniej.

Bardzo fajnie również organizatorzy zapewnili rozrywkę moim młodym zawodnikom, którzy byli bardzo zadowoleni, a szczerze mówiąc bałem się trochę że się zanudzą przez te 6 godzin. Dzięki wielkie dla organizatorów za tak ciekawą organizację zabaw z mapą dla najmłodszych!!!

Wcześniej działo się sporo, bo cały czas jeździłem na zawody - oprócz zawodów z których pojechaliśmy prosto na rogaining, czyli WUOC TOUR (zawody towarzyszące Akademickim Mistrzostwom Świata w Czechach), gdzie również nie zabrakło przygód takich jak zatrzaśnięcie kluczyków w aucie czy ciągłe ulewy pod namiotami, na których moją walkę o najlepsze pozycje najlepiej odzwierciedla to zdjęcie:

byłem na mega fajnych zawodach na Słowacji - czyli na Slovak Karst Cup, na których to w elicie zająłem 4 miesce, a udało mi się wygrać jeden bieg - nocny (mapa: Dievcenska Skala)!




Jeszcze wcześniej Limanowa - też 4 miejsce w elicie :P 2 etap to Kraków City Race, czyli klasyk na mapie sprinterskiej


Idąc chronologicznie wstecz, był też Puchar Wawelu - bardzo fajne zawody z jedną wtopą o której nie będę pisał bo dlaczego przez jedną nieogarniętą i łapiącą się za organizację nie mając o niej pojęcia osobę mam robić złą opinię całemu klubowi? Zamiast tego - mapki:



Przed Wawelem byłem na zawodach rankingu Światowego we Włoskim Conegliano - świetnie poszedł mi sprint, natomist klasyk i średni w lesie to jakaś masakra - mapki poniżej. Na tym wyjeździe udało się także pobiegać na kulktowej sprinterskiej mapce w Wenecji



Jeszcze wcześniej biegałem zawody towarzyszące Pucharowi Najmłodszych gdzie dzielnie walczyli moi podopieczni, wracając z jednym medalem z najcenniejszego kruszcu - złoto w K11 zdobyła Zuzia Dolińska - jeszcze raz wielkie, wielkie, wielkie gratulacje!!!!!!!

A jeszcze wcześniej były MP, w tym roku na Mazowszu, w dwóch kapitalnych terenach - Starego Miasta na dystansie sprinterskim oraz w Młodzieszynie na dystansie średnim. Poszło mi całkiem nieźle - w pełnej obsadzie zająłem 11 miejsce w sprincie i 10 w midlu:



W tym roku chyba pęknie rekord startów - jak na razie zaliczyłem ich od stycznia 70, a sezon wciąż trwa. Uzupełniłem znacznie moją bazę map - docelowo chcę tam umieści moje wszysktkie w życiu biegi z mapą, na razie nazbierało się ich tylko 325, ale liczba systematycznie rośnie - zapraszam do oglądania - można segregować je latami i rodzajami zawodów:

http://biegnaorientacje.pl/doma/index.php?user=Karol

Już w piątek kolejne ściaganie - Puchar Bałtyku - mam nadzieję że stopy mnie do piątku przestaną boleć. A od przyszłego tygodnia kibicujemy mojej mamie na Mistrzostwach Świata Weteranów w rowerowej jeździe na orientację!!!! Szczegóły poniżej:

http://www.wmtboc2014.pl/