Moje starty

piątek, 14 czerwca 2013

Mistrzostwa Polski - Zamość


Od dawna zbierałem się do napisania czegoś, ale czasu, jak chyba każdemu, brakuje mi drastycznie na cokolwiek. Wiele się działo i dzieje ostatnimi czasy, ale zacznijmy krótko od zeszłotygodniowych Mistrzostw Polski, które to odbywały się w Zamości i pobliskim stoku narciarskim w Jacni. W zamierzeniu miałem pisać dużego hejta nt organizacji tych bądź co bądź, najwyższych rangą zawodów w Polsce. Ograniczę się jednak do kilku rażących przykładów: mnie zraził najbardziej 'apel' sędziego głównego w sobotę po biegu sprinterskim, w którym sam przyznał że mapa była zła, ale liczy na uczciwość i fair play zawodniczek K16 i K18. Jakoś nie wspomniał o uczciwości M21, która to kategoria miała ten sam, lub podobny przebieg. Apel taki był żałosny, ale jednoczeście wkurzający - to skrajne obwinianie zawodnika za to że mapa była zła. Paranoja! Jestem pewien że ponad 80% zawodników elity przebiegało przez wiatę, a SG jakby się trzymał przywołanej zasady fair play, to zdyskwalifikowałby po międzyczasach patrząc wszystkich zawodników tamtędy przebiegających (łącznie ze mną). Oczywiście na to odwagi zabrakło, mocny w gębie pozostał. Obwódka wiaty zaznaczona krawiędzią budynku - nie wiem czy mapiarz był zjarany na pracach terenowych, czy robił mapę na odwal się na kolanie, na dzień przed zawodami, ale wykonanie mapy na sprint MP było dramatycznie słabe i gimnazjalista w paincie by ją lepiej narysował. Chciałoby się powiedzieć - no cóż, zdarza się. Ale dlaczego na małych i bezrangowych zawodach, jak Szybki Mózg mapy i symbole na mapach wykonane są perfekcyjnie. A może inaczej, dlaczego na nich, po prostu mapy są wykonane poprawnie i zgodnie ze specyfikacją ISSOM 2007, a na zawodach najwyższej rangi odwalana jest fuszerka? To na prawde cios dla naszego sportu, bo patrząc na to, ludzie "z zewnątrz" na pewno się nie zachęcą do naszego sportu. Na potwierdzenie moich słów mapa z moimi przebiegami ze sprintu:
Polecam takie szczegóły jak krawędzi wiat, płynna granica budynku i wiaty (ściany z plasteliny??), wielkość dołków, odcień zielonego, gdzie sędziowie spisywali zawodników za przekroczenie, wiaty na mostku i na schodach. Myślę że co bardziej dociekliwy, znajdzie więcej perełek. Pozytyw organizacyjny? Na pewno teren sprintu - był rewelacyjny, uwielbiem takie, fajny start ze stadionu, trochę paarku, nieco przewyżzeń i duża część po Zamojskim ryneczku.
Jeśli chodzi o mój bieg - na pewno mapa nie przeszkadzała mi w technice biegu. Fizycznie biegło mi się słabo, ale technicznie dobrze, poza dużym błędem na PK 4. Finalnie 17 miejsce, ależ było ciasno w czołówce! Z ciekawych wyników - w damskiej elicie wygrała z przewagą ponad jednej minuty (!!!) Iwona Wicha, deklasując zawodowo biegające koleżanki. Wielkie gratulacje!
Prosto po biegu - piwko z kolegą z Zamościa na ryneczku, i po 19:00 na salę, gdzie nocowaliśmy.
Następny dzień - middle. Mój zły bieg, mapa bardzo marna, ale przede wszystkim niezbyt szczęśliwy dla mnie bieg. Po 8 PK nadziałem się po raz kolejny okiem na gałąź, tym razem wsunęła mi się pod powiekę i potarła całą powierchnię oka, co sprawiło bardzo duży ból, a co gorsze to to, że nic nie widziałem na to oko. Nakurwiłem straszliwie w lesie tuż po tym wypadku, ale finalnie decydowałem że kontynuuję. Byłem wściekły, ale nkl nie chciałem, a jednak był mi pisany...

Niestety - cięzko mi było się skupić i ominąłem jeden punkt kotrolny, robiąc nkl, co zdarza mi się niezmiernie rzadko i bardzo tego nie lubię :( ale trudno, wiele zależało od tego przypadku z okiem, przez który musiałem się odpowiednio znieczulać.
Tego dnia jeszcze jedna dziwna sytuacja - tym razem dotycząca kategorii M16. Zwycięzcą został Marcin Biederman, podczas gdy wg elektronicznego zapisu powinien zwycięzcą zostać Fryderyk Pryjma. Nie znam szczegółów tej sytuacji, nie chcę oceniać kto miał rację a kto nie, sytuacja była bardzo kontrowersyjna, ja poznałem ją z punktu widzenia zawodnika który ostatecznie zajął drugie miejsce, dobrze by było jakby dodał coś od siebie sędzia główny oraz drugi zainteresowany. Nie osądzam, ale była to kolejna wpadka organizatora, a ani Marcin ani Fryderyk nie byli temu winni, choć ten drugi przez złą organizację zdobył srebrny a nie złoty medal.
Na sztafetach z mapą dla mnie coś było znów nie tak, no ale może się mylę - tutaj jeśli chodzi o naszą sztafetę PUKSa to cała dała ciała, ale ja zdecydowanie najbardziej. Dlaczego? Popatrzcie sobie na moje przebiegi :) babol babola bobolem pogania:
W sumie zajęliśmy 7 miejsce, o 1 wyżej niż rok temu. W zasięgu było dużo wyżej. Zawsze jest. Tylko co z tego. Z biegu sztafetowego na pewno dobrze zapamiętam końcówkę pierwszej zmiany i Roberta Banacha wbiegającego samotnie prowadząc na ostatnie punkty. Wyglądał bardzo na luzie i niezmęczony a dołożył wszystkim młoddszym, czesto zawodowo trenującym kolegom. Przyznam, że podziwiam jego bieganie i z pewnością może on być sportowym wzorem do naśladowania! W elicie startuje już chyba tylko w sztafetach, ale deklasuje rywali jakby był od nich o ligę wyżej!
Pozytywny, a nawet bardzo pozytywny aspekt na koniec - po raz pierwszy w życiu w BnO miałem przyjemność stanąć na najwyższym stopniu podium MP. Nie, nie jako zawodnik, ale jako trener zawodniczki z kategorii K16, Zuzi Wańczyk, ktorej bardzo gratuluję i cieszę się z jej sukcesu!!! Fajnie patrzeć, jak robota jaką wykonujemy ma sens i procentuje, oby tak dalej! :)

Wcześniej nie pisałem, a biegałem również dużo na mapie: w Czechach na terenie byłej jednostki wojskowej w górach, w Warszawie na Szybkim Mózgu oraz na KMP, gdzie odniosłem największy jak do tej pory sukces na zawodach tej rangi, zajmując wysokie 5 miejsce (porównajcie sobie mapę z KMP do mapy z MP. Może gdyby Hewi robił też mapę w Zamościu, byłaby tak jak na KMP - świetna. To znaczy po prostu taka jaka powinna być.

Dzieje się dużo, intensywnie pracuję nad rozwojem swojej sekcji w Warszawie, poza tym ciągle jakieś nowe perspektywy się pojawiają. Ostatnie jednak wydarzenie, może zbyt osobiste, by pisać o nim szczegółowo, skłoniło mnie do refleksji, że nie warto pędzić aż tak szybko, a czasem przeznaczyć więcej czasu na ludzi, bo jak wiemy od księdza Twardowskiego, szybko odchodzą... ale życie toczy się dalej, czyli the show must go on.

Od niedzieli jestem w Estonii, gdzie startuję w sześciodniówce Tallinn O-Week 2013. Byłem tak rok temu i nie może mnie tam zabraknąć i teraz! Na bieżąco postaram się zdawać relację

A na deser bardzo fajna mapka z początku czerwca z Czech :)