W czasie sesji, jak każdy porządny szanujący się student opuściłem egzaminy i udałem się jak najdalej od uczelni. A że jestem studentem siódmego roku, musiało mnie wywiać gdzieś na prawdę daleko. Zaniosło mnie na północ, czego można domyśleć się z poprzedniego posta. Nie pisałem jednak, skupiając się na emocjach związanych ze 100 CP Run, że miałem również przyjemność biegać w Jukoli - największych zawodach sztafetowych i chyba najbardziej prestiżowych na świecie.
Kilka słów o Jukoli...
Dojechaliśmy z Wojtkiem do Helsinek bezpośrednio z Wawy, przesiadając się jedynie w Rydze i potem w Talinie na prom. O ile w rydze trwało to 10 minut, to w Estonii mieliśmy całe 7 godzin dla siebie. Iść spać nie było sensu, zawitaliśmy więc do najstarszego pubu w Talinie, gdzie raczyliśmy się Saku dopóki nas nie wyproszono (bynajmniej nie za awantury, jakie Wojtek ciągle wszczynał już po pierwszym kufelku). Była 4 więc do otwarcia termanala promów trochę jeszcze zostało - spożytkowaliśmy ten czas kimając na ławce w porcie. Przepiździło nas niemiłosiernie, było mi koszmarnie zimno. Na promie też spanie, tym razem już w restauracji. W Helsinkach trochę marszu do dworca, potem w autobus, szukanie przez 5 godzin naszej ekipy i wreszcie położenie się na trawie spać.
Moja zmiana - 4, zacząłem o 3:30. Biegając w elitarnej sztafecie IFK Goteborg 3, startowałem świadomością że będę osobą która najbardziej zawali całą sztafetę. Okazało się jednak, że miałem świetny bieg jak na mnie i na Skandynawie, cały czas nawet wiedziałem mniej więcej gdzie jestem, i sporo rzeźby udało mi się przeczytać. Tempo zawrotne, bo coś koło 8:20/km. Pierwszy raz nie byłem najgorszym zawodnikiem IFK, spadając jedynie o 7 miejsc (choć na drugiej radiokontroli uzyskałem awans ogólny dla sztafety aż o 31 miejsc, plasując nas na 118 miejscu!), na i tak wysokie 156 miejsce. Właściwie nie zrobiłem żadnego bardzo dużego błędu, tracąc do zwycięzcy tylko 20 minut, i uzyskując 284 czas 5 zmiany. Cała sztafeta ukończyła rywalizację na 142 miejscu, ja zaś też miałem kilka zadawalająco wysokich międzyczasów. Jak na skrajne niewyspanie i opuchniętą kostkę, wynik bardzo zadawalający. Wojtek pobiegł równie dobrze, dzięki czemu z Helsinek wracaliśmy we względnie dobrych nastrojach, choć potwornie niewyspani.
Od poniedziałku zaczęliśmy Tallinn O-week, czyli bieganie na orientację po Estońsku. 1 etap w ogrodzie botanicznym, dla mnie już słabiutki, zająłem 29 miejsce na 96 sklasyfikowanych (+4 nkl), wybitnie czesząc 4 kolejne punkty
We wtorek bieganie poza Talinem, bieg całkiem niezły. Niestety ostatni punkt czesałem około 5 minut nie wiedząc co się dzieje. Teren przyjemny, choć dla mnie wcale taki nie był jak dla niektórych. Miejsce 20/64 (+5 nkl), gdyby nie jeden błąd byłoby duużo wyżej, gdyby nie 3 błędy - 2 miejsce było do zdobycia.
Środa to wyczekiwany przeze mnie sprint. Teren taki jaki pod sprint jest mój wymarzony - miasto, uliczki, przejścia tajemne i nietajemnw, ludzie których się mija jak tyczki, wysokie tempo biegu.
rynek starówki w Talinie - tu cisnąłem z 10 na 11 grubo poniżej 2:32 / km |
z Wojtkiem na mecie biegu sprinterskiego, w przeddzień zawodów |
Do tego możliwość zdobycia punktów do rankingu światowego (WRE). Bieg z jednym dużym, ok 40 sekundowym błędem i kilkoma mniejszymi. Starata do wicemistrza Europy, Kirila Nikolova - 3 minuty. Niestety, bieg został anulowany, bo dla ostatnich kilku zawodników jedna z bram była zamknięta. Co ciekawe, to była brama, prowadząca do podwórka, z którego wchodziło się do naszego hostelu. Wielka szkoda, bo szansa na pokaźną ilość punktów do rankingu (ok. 900) poszła się j..... A wiedziałem że na drugim biegu WRE zbytnich szans na wysokie zapunktowanie to nie mam, bo był to middle.
Czwartek zostałem już w Talinie sam - i tego dnia miałem chyba najlepszy bieg. Na bagienkach w Kodasoo udało mi się zająć 11 miejsce na 49 biegaczy. Ograłem m.in. rywali z Australii na Akademickie Mistrzostwa Świata.
Piątek przedsmak soboty, czyli zupełni inny teren od pozostałych - Voose, dość daleko, bo ok 60 km od Talina. Tumult komarów, duże krzaczory (choć co to są duże krzaki przekonałem się dopiero dzień później), i kolejne punkty do zdobycia. Czesałem dużo, ale teren mega ciężki, porównując do poprzednich etapów. Teren porównywalny do 4 etapu z WOC O Festival we Francji (Le Pleurachat), choć na dużo mniejszym obszarze i skał też tam nie było. Tak czy siak, ukończyłem na 31/47 i historyczny awans w rankingu światowym o 558 miejsc - z 2126 na 1568 miejsce :D od razu mi lepiej się zrobiło.Na ostatni dzień poświęciłem cały poprzedni post, teraz tylko wisienka na torcie, czyli mapki - niestety bez przebiegów bo już po 20 punkcie Garmin odmówił współpracy i praktycznie nadaje się teraz raczej bardziej na złomowanie niż na bieganie w nim. 100 CP run długo mi pozostanie w pamięci. Jakże jestem szczęśliwy, że dotrwałem do końca, nie schodząc z trasy, mimo duużych kryzysów.
100 międzyczasów każdego zawodnika dostępne z tego biegu tutaj :)
po ukończeniu biegu ze 100 PK. I znów niektórzy będą szukać dowartościowania porównując swoją muskulaturę do mojego otłuszczenia. Trudno, i tak jestem ciacho :D |
Jutro już wyjazd na imprezę sezonu - czyli Akademickie Mistrzostwa Świata w Biegu na Orientację - Alicante 2012 (WUOC). Biegam klasyk, sprint i sztafetę. Nie ukrywam, że największe nadzieje wiążę ze sprintem. Będę robił tak jak pewien piłkarzyk zapowiadał przed meczem z Czechami.
Wyjdzie zapewne podobnie jak i naszym kopaczom z Czechami we Wrocławiu, ale ważne by walczyć o marzenia!