Moje starty

poniedziałek, 31 stycznia 2011

W miarę mocny grudzień i słabiutki styczeń

Poniżej trochę statystyk treningowych:



Niestety - grudzień 2010 był znacznie mocniejszy od stycznia 2011. Spowodowane to było wyjazdem do Norwegii, który rozbił mi trochę organizację treningów oraz chorobą, niby krótką, ale rzutowała ona znacznie na jakość i ilość treningów (i niestety na wynik na Chomiczówce). W styczniu przebiegłem aż 100 km mniej niż w grudniu!!! Przyczyniło się do tego kilka zerówek - 3, 12, 13, 14, 17, 21, 28 stycznia napawają mnie wstydem i zażenowaniem - aż 7 z 31 dni stycznia nie pokonałem biegiem nawet kilometra!!!!! To tak jakbym co 4 dni nie biegał :( żal, miało być mocno, wyszło baaardzo przeciętnie. Jedynie jedna porządana zmiana - wzrósł procentowy udział zakresów o przemianach mieszanych. Do tych biegowych porażek dodać można jeszcze reset jaki sobie sprawiłem 23 I - po tym incydencie stwierdziłem że zaczynam tyrać :D
Tak więc pora wziąć się w garść - luty będzie na prawdę mocny jak nigdy! 2 obozy wierzę że zaowocują :)
W sobotę biegałem trening BnO (od razu po progowym B3 - 9 km) i chyba pierwszy raz w życiu pobiegłem praktycznie bezbłędnie, poniżej przebiegi:
Biegłem to spokojnie, w zakresie B1 i po poprzednim bardzo nieudanym treningu technicznym na Dębinkach, tym razem było wzorowo :)
W niedzielę natomiast zawitaliśmy z PUKSem do Orła - miejscowości pod Małkinią, na zawody ZIMNaRa. Organizacja zawodów była na prawdę wzorowa - gospodarze ugościli nas bardzo miło, zapeniając przy tym dodatkowe atrakcje na kuligu :) Chyba każdy był zadowolony z wyjazdu i nie żałował tej podróźy.
Jeśli chodzi o wyniki - rekord trasy nagradzany był dodatkowo i szczerze mówiąc po cichu liczyłem na tą nagrodę :) Od początku do końca prowadziłem... prawie :/ Na ostatnich 200 m wyskoczył mi zza pleców reprezentant miejscowego UOLKA, z którym nie miałem żadnych szans na finiszu. Liczyłem że go zajadę tempem, ale niestety jestem na to za słaby. W rezultacie zająłem marne drugie miejsce - na pocieszenie obydwaj pobiliśmy rekord trasy. W marcu mam nadzieję na rewanż :) Pozostałe PUKSy spisały się bardzo dobrze - Wojtek Dudek był trzeci, tuż za mną w kategorii mężczyzn, natomiast u dziewcząt - tak jak i u chłopaków - na podium była przewaga PUKSa choć bez najwyższego miejsca. Zuzia Kubicka była trzecia, wyprzedzona przez jej młodszą koleżankę z klubu i imienniczkę - Zuzię Wańczyk (2 msc). W sumie wystartowało 37 osób, z czego aż 15 zawodników PUKS!

Właśnie zaczął się luty - oj będzie tyranie :D

niedziela, 16 stycznia 2011

Chomiczówka 2011

Takie starty jak dzisiejszy mnie przerażają. Niby wiem, byłem chory, leżałem z gorączką, jestem osłabiony. Nie sądziłem jednak że pójdzie tak słabo... A przeraża mnie to dlatego że wcale mi się nie wydaje że bym pobiegł jakoś kosmicznie szybciej gdybym był zdrowy. Obiektywnie oceniając - myślę że 17 minut bym nie złamał. Już pomijając to, że zawsze musi pójść coś nie tak - jak nie choroba, to kolka albo inne badziewie mi przeszkodzi.
Wynik jaki uzyskałem skłania do refleksji - czy w ogóle zaplanowany proces treningowy ma sens?
Po pierwsze - trening sprawdza się u moich zawodników, którzy realizując plany zrobili postępy. Oczywiście Chomiczówka była tylko startem kontrolnym, ale pokazała, że zmiany idą w dobrym kierunku. Najlepszy z 'moich' poprawił się o 1,5 minuty od sierpnia 2010. Jak na 5 km to duża poprawa, zważając jeszcze na to że PUKSowa ekipa trenuje ze mną od listopada (a niektórzy od połowy grudnia - Zuzia pozdrawiam ;)).
Po drugie - każdy wysokiej klasy zawodnik ma swój trening zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach.
Po trzecie - elementarne zasady planowania treningu wynikają z fizjologii wysiłku - nie wskazane jest bieganie tego na co ma się ochotę, bo często subiektywne uczucia są mylące.
W teorii ładnie pięknie - trening trzeba planować!
Tylko doświadczenie uczy czegoś innego...
Formę (do tej pory życiową) w 2010 roku zbudowałem właśnie na takich spontanicznych treningach i na BnO. Biegnąc po prostu przed siebie, czując radość z każdego pokonywanego kroku, przemierzając Kampinoskie mokradła forma stopniowo, systematycznie rosła. Treningów akcentowych robiłem bardzo mało, a jednak efekty były znaczne. Nijak ma się to do fizjologii wysiłku i klasycznej teorii treningu. Może to trochę demoralizujące dla podopiecznych :D ale miejcie na uwadze że piszę pod wpływem negatywnych emocji jakie skumulowały się we mnie po biegu.
Tą zimą trenuję tak jak nigdy i - owszem, formy takiej jak w styczniu 2011 jeszcze w żadnym innym styczniu nie miałem. Niemniej jednak wynik 17:59 na 5 km nie napawa optymizmem na sezon 2011, w którym to marzyło mi się 5000m biegać duuuuuuuuuuużo szybciej. W sumie to w dupie mam biegi, ważne by w BnO dobrze szło - ale nie oszukujmy się, biegając 17 minut na 5 km nie mam co szukać w kategorii elity.
Jakie wnioski?
Po pierwsze - bardzo się cieszę z udanego startu wszystkich PUKSów :) Gratulacje! Plasowaliśmy się następująco:
20. Wojtek 18:32 (M16-4 msc)
21. Prasi 18:33 (M16-5 msc)
51. Szmulek 19:42 (M16- 13 msc)
110. Zuzia 22:16 (K16- 6 msc, K - 9)
202. Jagoda 24:03 (K16- 7 msc, K-20)
no i do tego ja - 14 miejsce i 17:59 (M20- 11 msc)
Po drugie - być może jestem za stary na stosowanie konwencjonalnego treningu? Ale mój trening jest niekonwencjonalny, oparty na własnych zakresach intensywności, wiedzy fizjologicznej i nie jest brany z żadnej książki z planami treningowymi. Wierzę w jego skuteczność, zresztą najlepiej widać ją po postępach PUKSów. Może sobie po prostu w ogóle nie powinienem planować swoich treningów?
A może jeszcze na odwrót: powinienem nie pozwolić sobie na żadną elastyczność i realizować trening niezależnie od samopoczucia, warunków i ochoty? Wiem że to bzdurne, ale kto wie co poskutkuje pozytywnie na mój nienormalny organizm?
Po trzecie - być może całe to rozważanie o mojej nieszczęsnej doli spowodowane jest tym, że po prostu zjebałem kolejne zawody na których mi zależało, choć tak na prawdę wszystko robię dobrze, tyle że choroba + to że się za bardzo chce skutkują właśnie takimi wynikami. Chciałbym bardzo żeby ta ostatnia opcja była prawdziwa i wierzę że tak jest i że za kilka dni wyjdzie mi dobry trening który poprawi mi postrzeganie świata.
Po czwarte - może stałem się typem 'treningowca', tzn na treningach biega jak nigdy a na zawodach przegrywa jak zawsze.
Po piąte - może po prostu jestem za stary na wyczynowe uprawianie sportu i pora skupić się tylko na trenowaniu innych? Z tego na prawdę też może być duża satysfakcja i zadowolenie, o czym coraz częściej przekonuję się na własnej skórze :)
Po szóste - a może zbyt dawno nie miałem kontuzji i nie potrafię docenić że samo to że mogę biegać jest dla mnie wielkim darem i radością!
Po siódme - bieganie jest głupie. DAJCIE MI MAPĘ!!!!!!!!!!!!!!!
Chociaż rywale moi - nie oddychajcie z ulgą :) kończyć jeszcze nie mam zamiaru, prędzej mi nogi odpadną i płuca wypluję.
Nowy tydzień - nowe nadzieje...

wtorek, 11 stycznia 2011

Trochę statystyk

Ostatnio dokonałem krótkiej retrospekcji swojej 'kariery' - podsumowałem m.in. wszystkie starty:
Startowałem w 5 Maratonach Warszawskich (2005, 2006, 2007, 2008, 2010), 8 półmaratonach (Warszawa , Radzymin, Ostrołęka, Łomża, Puck) oraz 27 zawodach na 10 km. Wygrałem 5 zawodów biegowych - wszystkie na dystansie zbliżonym do 5 km! To znacznie wskazuje, na jakim dystansie się czuję najlepiej i na czym powinienem się skupić. Zwyciężyłem również w 3 zawodach na orientację (2008 - Nocne Manewry, oraz w 2010: 3 etap GP Polonia i Mistrzostwa Mazowsza w klasyku). W zestawieniu zamieściłem również zawody z innych dyscyplin (choć nie wszystkie), jak np. zawody gimnastyczne, pływackie, narciarskie, adventure racing.
Moje życiówki są dość żenujące - ale się ich nie wstydzę (szczególnie tej z rzutu dyskiem :D):
Wszystkie sprinterskie pochodzą z czasów jeszcze młodzika (np tą na 60 m nabiegałem w wieku 15 lat, natomiast na 300 m - mając zaledwie 14 lat!) Ta na 60 m jest już poza moim zasięgiem :P choć... nigdy nie mów nigdy ;)
Życiówki na długich dystansach są bardzo świeże - wszystkie pochodzą z 2010 roku (bieżnia z 2009) i wszystkie do 10000 m mam zamiar pobić w obecnym sezonie!
Tak jak w 2007 roku startowałem co chwila w zawodach biegowych, tak 2010 rok stał pod znakiem BnO:
W sumie, od 2005 roku, przebiegłem 11466 km - aż połowę tego ogólnego kilometrażu chciałbym zrobić w 2011 roku. W 2010 roku startowałem średnio częściej niż raz w tygodniu! (56 startów / rok) Te 11466 km 'nabiłem' w 743 treningach, 110 zawodach, 46 zawodach BnO i w ponad 200 rozruchach. Intensyfikację obrazuje poniższy wykres:
Dopiero w 2010 roku średni tygodniowy kilometraż wygląda w miarę przyzwoicie, choć wciąż są to bardzo małe liczby. Ciekawe, że biegając 12 km / tydz w maratonie, będąc po mocno alkoholowym wyjeździe integracyjnym, pobiegłem maraton (3:35:49) :) Ale wariatów na świecie nie brakuje.
Szczegółowe zestawienie kilometrów przebieganych każdego dnia (od 2005 roku) przestawia poniższa tabela:
Kilometraże roczne systematycznie rosną, choć przyrost ten zakłócany był znacznie przez liczne kontuzje:
Każda kontuzja jest wyraźnie widoczna na kolejnym wykresie:
Po III kwartale 2007 roku, każde załamanie prostej w dół oznaczało problemy zdrowotne: IV 2007 - naderwanie kulszowo - goleniowych, II 2008 - operacja, IV 2008 - złamanie stopy x 2, IV 2009 - złamanie stopy po raz czwarty. Dobrze że ostatnie spadek (IV 2010) był zaplanowany - roztrenowanie.
Ranking miesięcy pod względem kilometraży przedstawia się następująco:
1. Sierpień 2010 - 547 km
2. Grudzień 2010 - 406 km
3. Sierpień 2008 - 395,2 km
4. Lipiec 2010 - 357,6 km
5. Wrzesień 2010 - 315
6. Luty 2008 - 308 km
7. Listopad 2010 - 303 km
8. Czerwiec 2010 - 300,6 km
9. Sierpień 2007 - 285 km
10. Luty 2007 - 284 km
W pierwszej ósemce, aż 6 miesięcy jest z 2010 roku. To dobitnie świadczy o tym jak wziąłem się za trenowanie gdy zacząłem trenować BnO! Pozostałe to obozy w Spale (Luty 2007 i 2008), oraz dwa mocne sierpnie (2007 i 2008), z tym że sierpień 2007 zaowocował gradem wrześniowych życiówek w 2007 roku, natomiast skutkiem mocnego sierpnia 2008 był początek poważnych problemów ze stopą. Mam nadzieję że po 2011 roku, w zestawieniu 10 najmocniejszych miesięcy, pozostanie tylko jeden z dotychczasowych :)
Pracowałem też nad statystykami kilometrów przebiegniętych w poszczególnych zakresach, lecz jest to bardzo czasochłonne a w dodatku są często trudności z przyporządkowaniem konkretnego środka do właściwego mu zakresu. Dlatego też, raczej się skupię na tym dopiero od tego sezonu (po wprowadzeniu swoich własnych zakresów treningowych)
Statystyki te może nie są nikomu potrzebne do szczęścia, ale dla mnie są one bardzo interesujące i pochłania mnie robienie takich zestawień. W dodatku być może przydadzą się wreszcie do czegoś konkretnego - prawdopodobnie, po większych uszczegółowieniach, do mojej pracy magisterskiej :)
I jeszcze jedno - drugi raz piszę tego posta, bo pierwszy szlak trafił :P Więc jest pewnie trochę słabszy od poprzedniego ;)
Czas spać, bo wieczorem pierwszy trening z pomiarem LA

niedziela, 9 stycznia 2011

Treningowo

Treningowo weekend intensywny - co prawda tylko po jednym treningu dziennie, ale czuję się leciutko podziębiony (mam nadzieję że się nie rozwinie). W sobotę zawody w Falenicy - poszło nieźle, choć liczyłem na trójkę (byłem 5). Strasznie się tym biegiem górskim zarżnąłem.
Dziś natomiast było to czego mi baaaardzo brakowało - mapka :D Technicznie - bardzo mocny :P Ale fizycznie, po Falenickiech biegach górskich bardzo słabo. Ale za to nawigacyjnie było dziś jak na mnie - fenomenalnie :D tylko 2 większe błędy - 11 i 13. Ale jeśli będę chciał wygrywać w sezonie, to niestety nawet takie nie mogą się zdarzać.
Poniżej mapka z przebiegami:

czwartek, 6 stycznia 2011

Po Norwegii

Wyjazd był krótki, spontaniczny i bardzo udany:
Po pierwsze - samolot nie spadł :D tego się bałem najbardziej :P
Po drugie - potwierdziły się moje przekonania o Skandynawii - to przepiękna kraina, spotkać można samych sympatycznych i życzliwych ludzi, ogólnie kraj bardzo pozytywny, może niektóre zwyczaje trudno byłoby polakowi zaakceptować, ale ten najbogatszy kraj Europy jest na prawdę wart zwiedzenia. Choć nie wiem, czy chciałbym tam mieszkać na stałe.
Po trzecie - pierwszy raz od chyba 9 lat byłem trzeźwy na sylwestra :D Jednym z powodów były z pewnością zaporowe ceny alkoholu (i nie tylko alkoholu) - np. 1/2 wódki - 100 zł, piwo - 20 zł, ale generalnie nie chciałem pijaństwa, a pobyt Norwegii dobrze mobilizuje do abstynencji :) Dzięki temu, 1 stycznia zrobiliśmy przepiękną wycieczkę biegową na najwyższą pobliską górkę - Ulriken. Widoki były na prawdę warte tej eskapady.
Nie wszystko było idealnie - miałem problemy z aklimatyzacją, dużo spałem, a bieganie przychodziło mi z wielkim trudem. Właściwie wszystkie kilometry jakie przebiegłem w Bergen i okolicach (35 km) były przetuptane. Poniżej krótka fotorelacja z tej 5-dniowej eskapady:
wbieg na Ulriken - 1 I 2011
zajarany że przeżyłem lot - tuż po wylądowaniu w Bergen
miejsce naszego zamieszkania - ostatnie (18) piętro
port
targ rybny w Bergen - same pyszności :)
rynek
wbieg na Ulriken - początek
Ulriken - prawie na szczycie
szczyt Ulriken - widoki kozackie
wbieg na Lovstakken - dzień wylotu, pogoda była rewelacyjna
wbieg na Lovstakken
widok na miasto z Lovstakken
i tramwaj :)
Wkrótce wrzucę trochę statystyk z mojego biegania w 2010 roku jak i w całej karierze :) Zapraszam za parę dni :)