Moje starty

piątek, 18 sierpnia 2017

Hungaria Cup 2017 i wakacyjne starty

Ufff jak gorąco... na szczęście na Węgrzech warunki były jednakowe dla każdego.



Po półrocznej przerwie wracam na bloga z relacją z moich wakacyjnych startów, a głównie tego najbardziej udanego czyli Hungaria Cup lub jak ktoś woli Hungaria Kupa, czyli po prostu Pucharu Węgier :)
Do wyjazdu do naszych bratanków skłonił mnie fakt że jest to pięciodniówka a jeden z biegów (klasyk) był biegiem zaliczanym do Rankingu Światowego w którym to nie startowałem przez ostatnie 2 lata. Z tymże rankingiem mam misterny plan na przyszły rok, ale może o tym później
Na Węgry pojechałem z Watahową młodzieżą - to świetne miejsce do doskonalenia swojej techniki!

Pierwszy bieg był najtrudniejszym biegiem zdecydowanie - klasyk, czyli długo, górzyście, ciężko i gorąco. Niestety z uwagi na to że nie trafiliśmy na trening dzień wcześniej, nie miałem okazji zaznajomić się z terenem co odbiło się technicznie podczas pierwszego etapu
Etap liczył 12,9 km oraz 25 PK - parametry na klasyk całkiem niewinne, ale jak doda się do tego 645 m przewyższenia oraz upał powyżej 30 stopni to robi się już interesująco


Na 1 dość asekuracyjnie i obiegowo - myślę że na początek rywalizacji to był dobry wariant, 2 w dół ale jakoś tak nie zauważyłem gdzie stoi i starciłem parę sekund. Na 3 miałem dylemat, ale zdecydowałem się trzymać blisko kreski i było to bardzo dobrym wyborem. PK 4 pierwszy niestety duuuży błąd, za duży jak na kategorię M21E - ok. 4 minut. Za bardzo zbiłem w dół i zacząłem czesać w tym gęstym znajdując przy okazji kilka skarp nie zaznaczonych na mapie, które były również nieco wyżej - bardzo duża strata i już się wkurzyłem. Punkty 5-6-7 raczej czysto i kolejny dylemat na 8... wybrałem obieg, ten jar był naprawdę ciężki do przebycia (co okazało się potem) ale nie wiem czy forsowanie jego nie byłoby szybsze - tak czy siak umierałem na przebiegu drogowym a dodatkowo skala 1:15000 skutecznie przedłużała mi to cierpienie :) strata do najlepszego przebiegu to 1,5 minuty (ja 14:27, najlepszy 12:53). Dalej zmiana terenu - wbijamy na leje krasowe. 9 i 10 niepewnie, 11 OK i na 12 znowu ogromny babol. Co gorsza, wg śladu GPS za pierwszym wejściem wszedłem praktycznie na punt, ale go w tym zielonym nie dostrzegłem! Grrrr... ponad 5 minut straty do zwycięzcy etapu i całego HC Anttolainena z Finalndii tylko na tym jednym punkcie!
Dalej 13-14-15-16 w miarę i na 17 znów wybór wariantu - tym razem chyba chybiony, bo bez sensu obiegałem zamiast ciąć na krechę bo przecież było w dół, a jar i tak musiałem pokonać! No naprawdę zero pomyślunku i 4 minuty w plegier za brak myślenia - kto nie ma w głowie ten ma w nogach.
Samo dostanie się do 17 było wyzwaniem, bo jar przekraczałem akurat w miejscu w którym był prawie pionowy - chwytałem się czego popadnie zjeżdżając do jego dna. Pozostałe punkty już raczej czysto, ale po 2 h biegu czułem jego trudy i biegłem w tempie wolniejszym niż większość trasy.
Końcowy efekt - 8 miejsce w zawodach WRE i 690 punktów do rankingu (pierwsze punkty od 2 lat)
A poniżej moje wszystkie dotychczasowe starty w rankingach światowych w biegach leśnych (middle / long):


Padnięty byłem - a następnego dnia czekał middle:


Tutaj kilka mniejszych błędów na: 3,4,8 PK, poza tym w miarę w miarę

Trzeci dzień to bieg który przyniósł mi najwięcej frajdy - bardzo mocno mi się biegło i świetnie czytało leje w skali 1:7500!


Niestety popełniłem 3 błędy - na 1 (40"), na 14 (20") oraz na 15 (50"). Daje to razem 1'50" (a nie jest to liczone do najlepszego międzyczasu!), etap ten przegrałem o 2'19" zajmując 7 miejsce. Szkoda, ale bieg sprawił mi wielką radość i bardzo dobrze go wspominam. Z ciekawostek - straciłem 19 sekund do Węgierskiego olimpijczyka z Rio 2016 w biegu maratońskim, Gabora Jozsa

Wieczorem biegaliśmy nockę - którą tradycyjnie (tradycja od 2 startów zagranicznych :D) udało mi się wygrać na najdłuższej trasie. Trzeba jednak oddać - większość elity nie startowała


Czwarty dzień to bardzo dobry w moim wykonaniu klasyk - tylko chyba jeden długi przebieg powinienem ciąć na krechę a nie obiegać asfaltem:


Popołudniu sztafety piwne z Tadziem - niestety po udanych kwalifikacjach (2 miejsce), w półfinale nieoczekiwanie odpadliśmy. Muszę potrenować szybkość picia piwa a Tadzik nawigację po 3 browarach i za rok zwycięstwo nasze! :D

Noi ostatni dzień rywalizacji - średni. Po raz kolejny sprawdza mi się, że na wielodniówkach z każdym biegiem technicznie biegam coraz lepiej - nie inaczej było i tym razem. Nawigacyjnie nie mam sobie właściwie nic do zarzucenia poza punktem 20 blisko mety, który przebiegłem i musiałem się cofać. Niestety - w nogach już czułem trudy 6 biegów z mapą w 4 dni i nie żarło tak jak powinno - stąd dopiero 7 miejsce na tym etapu, mimo właściwie bezbłędnego biegu

Całą Hungarię zakończyłem na 6 miejsce, z czego jestem bardzo zadowolony. Szkoda tylko że trochę mało punktów w WRE zająłem, ale jeszcze mam zamiar się odbić wkrótce :)

Wcześniej latałem Limanową (już po raz 6) - i po raz 2 z rzędu udało mi się stanąć na podium w elicie, za Michałem Kalatą i Kacprem Kucą




I mapki z Limanowej:




A tuż przed Limanową odbyły się O-Games, czyli zawody towarzyszące The World Games - igrzyskom sportów nieolimpijskich, wśród których znajduje się BnO
I tutaj podziękowania - z uwagi na to że było dużo do ogarniania bo byliśmy spora grupą, sam byłem nieogarnięty i zapomniałem najważniejszych rzeczy z zawodów! Wielkie dzięki dla Marcina Leśnickiego za zaopiekowanie się moim czipem, kompasem i opisownikiem a także dla Marty Becmer za to że chciała sobie zawrócić głowę i zorganizować mi dwie zaginione mapy z O-Games z 2 i 3 etapu - super!!!

A teraz czas na zawody zapowiadające się jako jedne z lepszych - SEEOC 2017 czyli South East European Orienteering Championships w Czarnogórze. Podobno przepiękny kraj, zawody rozgrywane w parku narodowym Durmitor a w programie sprint, średni, klasyk i sztafety
http://www.seeoc.me/

Trzymajcie kciuki!!!!!!!!!!!!!!!! :)