Moje starty

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

sobota - Brochów, niedziela - Legionowo

W sobotę biegłem w Brochowie - pierwszy raz odbył się tam Bieg Chopina. Brochów to nieduża miejscowość na zachodnim krańcu Puszczy Kampinoskiej, w którym najważniejszym miejscem jest Bazylika z XVI wieku:
Przed biegiem jeszcze łudziłem się na jakieś dobre miejsce
...ale 7 miejsce w biegu, którym nie startował nikt mocny, jest moją dużą porażką. A tempo biegu 3:50 / km, przy 4 kilometrowych zawodach dobitnie pokazuje, w jakiej jestem obecnie dyspozycji.
Na pocieszenie pozostaje fakt, że Bieg Chopina był jednym z najlepiej zorganizowanych biegów w jakich brałem udział (mimo 10 minutowego opóźnienia startu). Nie była pobierana opłata startowa, organizator zapewnił bogate pakiety startowe oraz poczęstunek, herbatę, kawę. Baza była w szkole, wszystko było na prawdę świetnie zorganizowane - oprawa, obstawa trasy, komentarz bardzo sympatycznej pani.
Ale patrząc na mój bieg - to poszło mi fatalnie.
W niedzielę startowałem w biegu na orientację na klasycznym dystansie pod Legionowem, w barwach mojego klubu BnO - UKS Siódemka Legionowo :) To był mój pierwszy start na orientację w tym roku, ale na pewno nie ostatni :D Zawsze to mówiłem i zawsze będę powtarzał - orientacja sportowa to najpiękniejsza, najciekawsza i najbardziej pasjonująca forma rywalizacji biegowej, czy też rowerowej.
Pierwsze koty za płoty - byłem 19 na 20 startujących, ale miałem z tego biegu na prawdę duża przyjemność :)
Za tydzień kolejne trzydniowe zawody w BnO - tym razem w Broku. Jużnie mogę się doczekać! :D Liczę na poprawę wyników, bo na razie to jestem takim Eddiem "Orłem" Edwardsem biegu na orientację :D

czwartek, 22 kwietnia 2010

25.04 - powrót do tego co kocham :)

Przedwczoraj dostałem propozycję startu w biegu na orientację - długo się nie zastanawiałem, a właściwie w ogóle - od razu się zgodziłem! Bo bieganie na orientację to dla mnie kwintesencja biegania w ogóle. Jest to najpiękniejsza i najciekawsza forma biegania ze wszystkich, gwarantuje bezpośrednie obcowanie z naturą, wymaga dużo myślenia i zdolności nawigacyjnych, nie ogranicza się do bezmyślnego wysiłku, lecz stawia dodatkowe wymagania. Od wielu lat marzyłem aby w takich zawodach wystartować, i rok temu udało mi się ziścić moje sny :)
Co prawda, już na obozie AWF (zdj. poniżej) w 2007 roku "liznąłem" orienteeringu, ale tam to bylo elementem zaliczenia, a poszło mi beznadziejnie:

W Pięknej Górze, koło Giżycka byłem daleko w drugiej połowie stawki.
W 2009 zacząłem na dobre, choć zaczęło się niezbyt typowo, bo od imprezy turystycznej na orientację, a potem w swoistym biegu miejskim na orientację - NOCNYCH MANEWRACH, połączonych z testem wiedzy, a właściwie spostrzegawczości w mieście.
"Właściwy", pierwszy start był w Augustówce pod Garwolinem, za namową kolegi Maćka. 25 kwietnia startowałem w dystansie siednim - zająłem 20 miejsce w swej kategorii na... 20 startujących :D (wyniki). Dzień później wystartowaliśmy w sztafecie, gdzie też nie poszło nam wybitnie ;) (wyniki)
Trasa była bardzo ciekawa i dosyć mokra, co widać na zdjęciu :)
Następne zawody to GP Mazowsza pod Legionowem, w dniach 1-3 maja. Tam już byłem trochę obyty, nawet nauczyłem się korzystać z kompasu (bo w Augustówce nie korzystałem). Startowałem w 2 etapach: sprint i middle, z podobnym skutkiem co w Augustówce, choć międzyczasy na niektórych punktach miałem na prawdę niezłe, a czasem nawet najlepsze.
Potem zacząłem trenować w klubie i wszystko się skończyło - choć trening i startowanie na stadionie też mi sprawiało wielką frajdę :)
czego może akurat tu nie widać (zdjęcie z AMP w Warszawie, finisz biegu na 3000m), ale na prawdę bardzo się cieszyłem z biegania.
Teraz, po obozie wyszło mi troche trenowanie bokiem i szczerze mówiąc mam na razie dość treningu w obecnej dotychczas formie. Muszę złapać radość z biegania i się tym cieszyć, robić to z pasją a nie z przymusem, a niestety w ostatnich dniach było odwrotnie. Jeśli coś nie sprawia przyjemności, to nie chcę tego robić. Myślę o zawieszeniu "kariery" klubowej i powrotu do biegania "naturalnego" czyli wynikającego z mojej naturalnej potrzeby ruchu. Z innej jeszcze strony, mam wrażenie że sam lepiej słucham swój organizm i pod siebie będzie mi łatwiej ułożyć trening.
Dlatego niezmiernie się cieszę z niedzielnego biegu, a w następnym tygodniu także znalazłem coś dla siebie:
Mam nadzieję że i tam wystartuję. Bieganie jest piękne i życie jest piękne do czego przekonuje mnie nie tylko nadchodząca i wszechobecna wiosna, ale także powrót radości z tego co robię. Choć ostatnie zdarzenia przypominają o jeszcze jednym: mimo że jest piękne, to jest kruche, ulotne i za krótkie. Dlatego trzeba się cieszyć każdym dniem!




poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Ciężkie powroty...


Po tragedii - Krakowskie Przedmieście, 18 IV 2010
pogrzeb generała Tadeusza Buka w Spale - 17 IV 2010

Wróciłem ze Spały. Po raz pierwszy wróciłem stamtąd w formie gorszej niż pojechałem :( zostałem po prostu zajechany. Straciłem całą radość biegania, nie miałem siły po tygodniu obozu przebiec 3 km truchtem! Jeszcze w takim stanie po treningach nie byłem. Muszę odpocząć i się spokojnie odbudować. Marzy mi się teraz samodzielne bieganie, bez planów, bez stadionu, bez określonego tempa - po prostu bieg na przyjemności i radości.
Wydarzenia ostatnie tygodnia związane w tragedią pod Smoleńskiem dodatkowo mnie dobiły i przygnębiły. Niestety będąc w Spale nie mogłem brać udziału w ogólnopolskich uroczystościach żałobnych, ale w sobotę był w Spale pogrzeb generała Tadeusza Buka w którym uczestnicząc chciałem oddać hołd wszystkim ofiarom i modliłem się za nich.
Dziś byłem na krótkim rozbieganiu w Kampinosie, dookoła rezerwatu Komary - było cudownie. Zieleń i głośny, różnorodny świergot ptaków sprawił, że poczułem wielką radość z biegania i z przebywania na łonie przyrody, która o każdej porze roku, ale szczególnie na wiosnę, urzeka mnie niezmiernie. 6 km w 33:12 to nie było może za ostro, ale w ogóle się tym nie przejmuję, cieszę się dzisiejszym wyjściem do Kampinosu.

niedziela, 11 kwietnia 2010

TRAGEDIA


Są takie dni w których wszystko inne schodzi na dalszy plan. Są takie dni które nas zaskakują, szokują smucą. Są dni, w których dzieje się straszna historia naszego narodu. Czemu jesteśmy My - Polacy ciągle tak okrutnie doświadczani przez los???
Dziś, jadąc na zawody do Łodzi, na akademickie mistrzostwa Polski, spadła na mnie wiadomość jak grom z jasnego nieba: samolot prezydencki rozbił się pod Smoleńskiem, nie przeżył nikt. Jechałem samochodem jak sparaliżowany. To było dla mnie nierealne, pierwsze co skojarzyłem, to że to prima aprilis. Niestety - był 10, a nie 1 kwietnia. Nie wiem co o tym myśleć, mam mętlik w głowie, ale gdy teraz dociera do mnie to co się stało - uświadamiam sobie ogrom tej tragedii, tragedii bez precedensu na skalę światową. Tragedii całego Polskiego narodu, bez względu na poglądy.
Jutro jadę do Spały na obóz, właściwie dzisiaj.
[*]
Niech Pan Bóg przyjmie wszystkie ofiary katastrofy do swego królestwa