Moje starty

niedziela, 24 października 2010

Rowerowo

Wczoraj i dziś startowałem z mapą, ale na rowerze.


To był dla mnie na prawdę ciężki psychicznie weekend, nigdy wcześniej tak nie miałem. Dziękuję jednej osobie, która mi bardzo pomogła w trudnych chwilach i dzięki której przekonałem się w piątek, że przyjaciele istnieją :)

poniedziałek, 18 października 2010

Mistrzostwa Polski w Długodystansowym Biegu na Orientację - Long 2010

Wczoraj biegłem pierwszy raz dystans Long (właściwie to chyba nazywa się super-long). Może nie myślałem że będzie lekko, łatwo i przyjemnie, ale nie spodziewałem się takiego zajazdu!!! Po 35 punktach, czyli po ok. 22 km biegu (efektywnie po ok. 26 km) nie miałem już w ogóle siły biec. Być może przez to że nic nie piłem, być może że byłem przeziębiony. Ale moim zdaniem kluczowe było to, że nie trenowałem. Z jednej strony - znam swój organizm i wiem jak szybko potrafi stracić formę jeśli nie podejmuje treningów. Z drugiej - po maratonie odpoczynek jest wskazany a wręcz konieczny. Mimo to zaskoczony byłem słabością swojego organizmu. Do tego doszło kilka grubych błędów, co poskutkowało ostatnim miejscem na MP. Załamałem się? Skądże! Byłem zadowolony że ukończyłem! Jak zawsze miałem radochę z biegania z mapą, ale nie miałem już jej z wyprzedzania rywali. Wynik Włodara powala na nogi - 132 minuty! Gratulacje dla Niego i pozostałych uczestników za wytrwałość i nieprzeciętny wyczyn jakim jest ukończenie longa! Oto mapy z przebiegami (tym razem nie GPS, a z pamięci ;))
cz. 1
cz. 2
cz. 3

Jak widać trochę biegania było... I dużo błędów - 3, 6, 7, 12, 22, 23, 24 - to tylko te największe. Poza tym przy wbiegu na 22 straciłem buta w bagnie co kosztowało mnie kolejnych kilkadziesiąt minut.
Ogólnie, mistrzostwa pokazały mi jakże daleko jest mi do najlepszych, ile mnie jeszcze pracy czeka i że kondycja w BnO też ma ogromne znaczenie. Robię parę dni przerwy, ale generalnie już zaczynam mezocykl wprowadzający. Być może (chciałbym bardzo) sezon 2011 będzie pierwszy który przepracuję cały (a okres przygotowawczy zaczynam już teraz). I wtedy dopiero pokażę, na co mnie stać :D Albo udowodnię sam sobie i innym też że niewiele jestem wart. Zobaczymy...

sobota, 16 października 2010

MP Long - 12 godzin do startu

Krótko i na temat. Za 12 godzin startuję w najważniejszych zawodach w życiu (póki co) - nigdy jeszcze nie startowałem w żadnym sporcie w zawodach o randze mistrzostw Polski seniorów. Oczekuję dużo, mam nadzieję że nie za dużo. Każdy błąd kosztować może bardzo wiele, każdy dobrze przebiegnięty odcinek przybliża do sukcesu. Obsada zawodów jest bardzo mocna, trasa długa i wyczerpująca. Nastawienie takie jak zawsze: do porzygu, po zwycięstwo!!! Wszystkie inne głupoty co mam w głowie zostaną w Warszawie.
Bez względu na wynik, trzeba zmienić podejście - do wszystkiego. Sukces być może mi w tym pomoże, porażka - nie zahamuje.

niedziela, 10 października 2010

Weekendowe bieganie (z mapą oczywiście :))

Wreszcie weekend - pierwszy tydzień szkoły (a nawet szkół) za mną. Jest ciężko, po 5 dniach czułem się na prawdę zmęczony. Nie wiem czy z tym wszystkim długo pociągnę ;P. Po takim tygodniu tym bardziej cieszyła mnie perspektywa sobotnio - niedzielnego biegania z mapą :)
W sobotę z samego rana startowałem w Mistrzostwach Warszawy w sprinterskim BnO - które odbywały się na terenach WAT. Trasa była dla mnie trudna - ciężko było nazwać sprintem takie bieganie po krzakach :) a zdecydowana większość punktów była w słabo przebieżnym lesie. Oto mapa wraz z moimi przebiegami:
Jak widać było dużo błędów jeśli chodzi o warianty. PK 1 wydawał mi się najłatwiejszy do zdobycia biegnąc drogami - jednak myślę że nie była to najszybsza opcja. Beznadziejnie głupie miałem przebiegi z 6 na 7, 8 na 9, 12 na 13. Myślę że wynikały one z tego iż doszedł mnie późniejszy zwyciezca - Darek Sokalski, z którym biegłem razem praktycznie całą drugą połowę trasy (począwszy od punktu 6). W efekcie kilka głupich wariantów poskutkowało końcową porażką - do zwycięzcy straciłem aż 52 sekundy. Trasę ukończyło 7 zawodników.
Wieczorem, złapało mnie coś strasznego - gardło mnie bolało potwornie i miałem wysoką gorączkę - czułem się fatalnie. Wiedziałem że czeka mnie dzis trening, więc przed spaniem wziąłem co się dało - czosnek, cytryna, miód, apap, rutinoscorbin. Rano wstałem i... uff. Czułem się znośnie, gorączki nie miałem, więc mogłem bez problemów jechać na trening.
A dzisiejszy trening odbył się w okolicach Cybulic. Teren mi się bardzo podobał, było na prawdę ciekawie - dużo górek, dużo zielonego i do tego parę bunkrów :) Przy tym pogoda była rewelacyjna, co czyniło ten trening na prawdę wielką przyjemnością.
Biegałem bardzo spokojnie (z uwagi na mój wczorajszy stan), starałem się nawigować głównie po rzeźbie, co wychodziło mi z różnym skutkiem :) Jedynie na samym początku całkowicie się pogubiłem, ale na szczęście jakoś się odnalazłem :) Cieszę się że nauczyłem się w miarę nieźle czytać poziomice (och, przepraszam... warstwice :D) - jeszcze nie dawno w ogóle na nie nie zwracałem uwagi. Międzyczasy poszczególnych punktów: 1-2:04/ 2-7:29/ 3-1:32/ 4-4:55/ 5-1:36/ 6-1:38/ 7-2:39/ 8-2:41/ 9-4:13/ 10-6:43/ 11-4:24/ 12-1:55/ 13-4:59/ 14-5:14/ 15-2:52/16-2:35/ 17-4:09/ 18-5:32/ 19-3:13/ 21-1:45/ M-4:05. Cała trasa miała ok 8,2 km długości, które pokonałem w 76 minut.
Przed chwilą znalazłem parametry na longa - i muszę przyznać, robią wrażenie :) 28,1 km oraz 47 pk - myślę że to będą niezapomniane mistrzostwa :D Jeśli wykonam plan minimum, jaki sobie postawiłem, będę na prawdę zadowolony. A jeśli uda się jeszcze więcej ugrać - będę jednym ze szczęśliwszych ludzi na świecie :) Na pewno jadę z nastawieniem takim jak zawsze - do porzygu!!!!!!!! :D

poniedziałek, 4 października 2010

SUPER PREZENT NA ROCZNICĘ :D

To właśnie wczoraj, o godzinie 11.10, czyli tuż przed startem minął równo rok :) Rok od momentu gdy moja przyszłość sportowa zawisła na włosku. Dokładnie 3 października 2009 roku, o godzinie 11:10, w biegu z cyklu GP Warszawy, na Kabatach złamałem kość w śródstopiu. Zdarzenie to całkowicie zdemolowało mnie psychicznie. 4 miesiące bez biegania były dla mnie niczym 4 miesiące bez tlenu. Dobrze, że chociaż byłem w stanie jeździć na rowerze i na nartach biegowych. Po 120 zabiegach i 124 dniach bez biegania (nie licząc kilku rozpaczliwych prób przetruchtania kilometra), 5 lutego 2010, w Spale, wyszedłem na pierwszą próbę treningu - 7 km po 4:50/km. Byłem szczęśliwy, że po powrocie ból był znośny. Bałem się jednak każdego stawianego kroku.
I oto teraz, równo rok po tym nieszczęśliwym zdarzeniu - wygrywam mistrzostwo Mazowsza w klasycznym BnO!!! Owszem - nie jest to duży sukces patrząc na to z boku. Ale dla mnie ogromnym sukcesem jest to, że po takich trudnych przejściach jestem w tym miejscu, w którym jestem obecnie. Wszyscy (no powiedzmy większość) zapowiadali mi koniec biegania. Tymczasem, udało mi się pobić życiówki na dystansach od 5 km wzwyż, a przede wszystkim zacząłem trenować BnO, co sprawia mi największą radość i satysfakcję.
BnO zacząłem biegać nie przez kontuzję, ale przez trenera, który mnie po tej kontuzji, zajechał na obozie w Spale. Nie mam mu tego za złe - po prostu ja nie wytrzymałem obciążeń. Więcej - gdybym nie został zajechany, prawdopodobnie nie zaczął bym BnO (Wąsowi zresztą podpisywałem że nie będę tego robił :P). A tak wszystko ułożyło się na prawdę pięknie.
Oto moja 'mistrzowska' mapa wraz z przebiegami :D
Zacząłem szybkim dobiegiem do map, lecz od razu po wzięciu mapy wiedziałem gdzie biegnąć (a zwykle zorientowanie się na starcie trochę mi zajmuje). Na pk 1 bardzo długi przebieg - zacząłem na kierunek, potem ścieżkami i ukosem pod górkę. W końcowej fazie nie byłem pewien czy dobrze pobiegłem, ale na szczęście okazało się OK. Efekt - pierwszy raz w życiu miałem na 1 najlepszy międzczas (0:10 lepszy od drugiego). PK 2 w miarę dobrze, choć zacząłem go szukać trochę za wysoko, co skutkowało drugim międzyczasem (0:02 straty). PK 3 pobiegłem dobrze ale wolniutko, bo starałem się dokładnie kontrolować mapę. Na nim miałem dopiero 5ty międzyczas (0:12 straty). PK 4 podobnie jak 3 - wolno i dokładnie. 0:04 straty do najlepszego. Po chwili zastanowienia, na PK 5 wybrałem wariant drogą - i tu puściłem hamulce :D biegłem ścieżką bardzo mocno i na prawdę się zarżnąłem tym przebiegiem. Efektem tego był błąd przy samym punkcie - przebiegłem go. Międzyczas najlepszy, ale tylko 0:01 przewagi nad Piotrkiem Zychem. PK 6 był na prawdę łatwiutki - najlepszy międzyczas i aż 0:43 przewagi nad drugim. PK 7 równie łatwo, choć malutki bład i zwolnienie tempa przy ogrodzeniu. I tak najlepszy międzyczas, Mateusz Anc (2gi) miał 0:28 straty. PK 8 biegłem dość niepewnie, ale trafiłem bez problemów, tyle że dość wolno - tym razem Anc miał najlepszy przebieg, ja 2gi (+0:08). PK 9 to bardzo długi przebieg który pokonałem bez zarzutów, choć bieg wzdłóż południowej a nie północnej krawędzi gęstwinki na pewno byłby szybszy. Międzyczas najlepszy, 0:40 przewagi nad Pawłem Lendzioszkiem. PK 10 - łatwo, prosto i krótko. 0:04 przewagi nad drugim. PK 11 - fatalnie. Trudno było się od czegoś odbić, stąd decyzja o wariancie ścieżkowym. Bieglem ze ścieżki prosto na punkt, ale zmyliła mnie malutka przecinka i zacząłem kombinować. Granicy kultur też nie mogłem dostrzec. Tutaj dałem ciała konkretnie - dopiero ósmy międzyczas i aż 1:53 straty do najlepszego na tym przebiegu Piotra Pyry. PK 12 długo myślałem jak biec. Zdecydowałem się na dobiegnięcie do gęstwinki i wzięcie jej od lewej. Troche tutaj miałem niepeności, ale wyszło przyzwoicie - drugi, 0:09 straty. PK 13 łatwo - 0:11 przewagi. Natomiast PK 14 zdecydowanie pobiegłem złym wariantem - ścieżką za dużo nadrobiłem i to się nie opłacało. Efektem tego 10ty międzyczas i 0:31 straty. PK 15 już bez problemów - najlepszy (-0:07). Przebieg do PK 16 wydaje mi się że był najtrudniejszy technicznie na całej mapie. Po odbiegnięciu z 15, sporo myślałem jak go pobiec. Zdecydowałem się na bieg na kierunek, kontrolując cały czas mapę. To była świetna decyzja - zdecydowanie najlepszy międzyczas i 0:26 przewagi. PK 17 bezproblemowo, choć wolno (gęsto było). Najlepszy, 0:03 przewagi. Z PK17 na PK18 chwilę się zamotałem, ale szybko ogarnąłem w którą stronę mam biec. 5ty międzyczas i 0:19 straty. PK 19 właściwie bez problemów - najlepszy, 0:16 przewagi. Noi oczywiście dobieg do mety w trupa :D - 0:10, obok Aleksandra Szczęsnego najlepszy.
W nagrodę za mistrzostwo otrzymałem zajebisty puchar i izostara :D
Dzień wcześniej natomiast, biegłem po raz pierwszy nocne BnO. Miałem nawet profesjonalną lampę, co jednak nieuchroniło mnie przed zapłatą frycowego. Byłem przedostatni z tych co ukończyli (3nkl), ze stratą 19:52 do najlepszego Marcina Krasuskiego. Swoją drogą - szkoda że nie biegł w niedzielę, ciekawe czy by mnie ograł ;) Błędów robiłem dużo, ale biegało się zajebiście, nocne BnO jest super! :D
Biegaliśmy na 2 mapach. Powyżej mapa drugiej części i naniesione na nią punkty z pierwszej części.
Niedzielne zawody to świetny prognostyk przed MP w longu. Oczywiście wynik jest raczej nie do powtórzenia, ale jeśli udałoby mi się być w pierwszej ósemce i mieć mniej niż 20% straty do najlepszego, to będę na prawdę szczęśliwy :) Ale walczył będę jak zawsze - na każdym punkcie, od startu do mety, o każdą sekundę, z wiarą w zwycięstwo :D


sobota, 2 października 2010

I jeszcze z Maratonu Warszawskiego oraz środowa mapa

Fotek z Maratonu są tysiące, na wielu z nich się znalazłem :) oto niektóre z nich. Pochodzą od osób prywatnych, Wasyla i z portalu maratonczyk.pl
To chyba najlepsza z nich :) choć są jeszcze lepsze, ale to niespodzianka na następny wpis :D mam nadzieję że będę mnie już miał :)
na starcie
plac Teatralny

i ul. Miodowa. Biegłem od 12 do 25 km z tym gościem... potem mi bezpowrotnie odskoczył
zbieg z Mostu Świętokrzyskiego... zaraz spuchnę :)
i na mecie, tuż po upadku :)

tuż przed metą i przed glebą... 42 km w nogach :P
ul. Nowy Świat - początek

start - w drugim planie :)
wbieg na Most Świętokrzyski

Centrum - ok 6 km
i znów plc Teatralny
A tu mapka z czwartkowego treningu :) pierwsze bieganie (nie licząc 3 km w 25 min z mamą) po maratonie

i jeszcze z dzisiejszych szaleństw SXem :D Ten samochód to po prostu cudo!