Moje starty

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rogaining!

Dawno, dawno temu Karol prowadził bloga. A że był zajeżdżony i zarobiony pisać nie miał czasu ani ochoty. Nie, bynajmniej nie poświęcił on sportu dla pracy zawodowej - raczej na odwrót :)
Aż tu nagle, spontanicznie postanowił spróbować czegoś nowego - Rogainingu. Noi się zachciało pisać!


Nie jestem ekspertem w dziedzinie rogainingu, ale przybliżę o co chodzi osobom które o tym nie słyszeli.
Rogaining to forma aktywności biegowej z mapą - najczęściej turystyczną. Zadaniem zawodnika jest podbicie możliwie największej ilości punktów kontrolnych w określonym limicie czasowym. Ważne jest taktyczne zaplanowanie trasy, ponieważ punkty mają różną wagę, w zależności od stopnia trudności i oddalenia od startu / mety. To taki scorelauf znany z biegu na orientację, tyle że na dłuższych, "ekstremalnych" limitach czasowych. No i chyba w założeniu jest, że niemożliwe powinno być podbicie wszystkich punktów w danym limicie

Ja na początek swojej przygody z rogainingiem wystartowałem w takim z 6 h limitem czasowym (najczęściej spotyka się 12 lub 24 h). Dla mnie na początek 6 h było optymalnie, dodatkowo ważne że był to rogaining indywidualny (podobno większość tych 12 i 24 h startuje się w dwójkach). Ja na wspólne nawigowanie raczej się nie piszę :)

Na ten górski rogaining dojechaliśmy wraz z moją ekipą młodych zawodników prosto z zawodów w Czechach w jakich braliśmy udział przez cały zeszły tydzień. Zameldowaliśmy się w Nowym Targu na 8,5 godziny przed startem - czyli 30 minut po północy (warto zaznaczyć że jeszcze po godzinie 17:00 biegaliśmy zawody w Czechach). Wyspać się za bardzo nie wyspaliśmy, no ale miło było wreszcie poleżeć i choć trochę (niecałe 5 godzin) pospać na łóżku.

Rano wszystko na wariata, bez śniadania, późno wstaliśmy i w centrum zawodów byliśmy o 8:35 (na szczęście mieliśmy blisko). Pobrałem kartę startową, którą to po 5 minutach zgubiłem (okazało się że na dachu samochodu ją zgubiłem). Na szczęście organizatorzy nie pożałowali mi kolejnej. Na odprawę się spóźniłem, ale mapę zdążyłem pobrać. Na zaplanowanie trasy było kilka minut - ja wybrałem, z nieocenioną pomocą moich zawodników, wariant północno - zachodni.

Rozejrzałem się dookoła i czegoś mi brakowało - wszyscy mieli plecaczki z jedzeniem i piciem - ja natomiast tylko koszulkę na sobie i przewiązana przez pas cienką kurteczkę. W ostatniej chwili Grzesiek przyniósł mi 20 zł na czarną godzinę a Izie zabrałem na wpół wypełnioną półlitrową buteleczkę wody. Startowałem w kolcach do BnO - tylko takie obuwie miałem ze soboą i stwierdzam - 6 godzin w kolcach to już trochę za długo :P

3-2-1... START! Zacząłem od PK 7, kierując się pod górkę na południe. Skręciłem w prawo w odpowiednim momencie, ale przy wejściu na punkt przebiegłem koło lampionu i czesałem go 100-150 m dalej. I już utopione ładnych parę minut, o zmarnowanej energii nie wspominając. Nastepnie gładko na PK 12, choć nie było jednej drogi zaznaczonej na mapie jako dość szeroka - sporo było też pojedynczych zabudowań. Z 12 na 2, przez miesto, a za mostkiem musiałem kawałek przedrzeć się przez jeżyny i pokrzywy oraz kawałek posesji. Na 1 banalnie. Zbiegając z 1 musiałem się zatrzymać i biec wzdłuż potoku aż do rozwidlenia asfaltu ponieważ była bardzo stroma i mocno porośnięta skarpa. PK 30 i 29 bardzo gładko, natomiast na 28 kolejny babol - idąc wzdłuż strumienia do góry nie szedłem samym strumieniem, ale zboczem muldy i niestety nie zauważyłem leżącego lampionu. Efekt - kolejny babol na ponad 5 minut i darmowe 50 m przewyższenia więcej niż potrzeba. Następnie PK 27 - chciałem wbijać na górę przy przystanku PKS, ale drogi tam nie było, biegłem więc aż do Obidowej i odbijałem w górę od szkoły. Do niebieskiego szlaku wiodącego grzbietem trochę mi się zeszło ale najciekawsze było samo umiejscowienie punktu - otóż wbrew temu co mapa  pokazuje, stał on na tej górce, ale z drugiej strony szlaku - podbiłem do na farcie, ponieważ akurat został mi on wystawiony przez innego zawodnika. PK 26 bardzo przyjemny i łatwy, natomiast przy PK 25 też nie miałem problemów, ale mapa nie była do końca dobrze czytelna w tym miejscu.
I tutaj chwilka gdybania po PK 25. Jako kolejny obrałem punkt 24 i 21. Aha! Ważne - PK 23 nie było, co było powiedziane przed biegiem i pamiętałem o tym, zresztą miałem go skreślonego na mapie. Na PK 24 trafiłem bez problemu, jednak czy opłacało się do niego zbiegać? Nie wiem. Dodatkowo, na przebiegu z 25 na 21 złapał mnie spory kryzys - po 3 godzinach na trasie stałem się bardzo wygłodniały i spragniony. To drugie łatwo było zaspokoić - potoków z czystą wodą było dużo, toteż szybko uzupełniałem płyny wodą prosto z potoku. W sumie na całej trasie wypiłem jej ok 3 litrów. Gorzej z jedzeniem - bez śniadania, po 3 h biegania po górach byłem niesamowicie głodny i miałem mega ochotę na coś słodkiego. Przy wejściu na PK 24 spotkałem dwójkę osób na grzybach - poprosiłem o coś do jedzenia - a oni uraczyli mnie kawałkiem kiełbasy i kromką chleba. Ale to było dobre! Pierwszy posiłek w tym dniu miałem za sobą, choć miałem dużą ochotę na coś słodkiego. Podbiłem 24 i miałem już w głowie 21. Tutaj zrobiłem bardzo duży błąd wariantowy - przebijałem się przez górę, robiąc 350 m przewyższenia, zamiast obiegać górę wzdłuż potoków - końcówkę podbiłem przez dość gęste paprocie - na tyle mnie zmęczyło podejście, że zamiast zbiegać - schodziłem na 21. Jeden błąd generuje kolejny - z 21 na 20 chciałem najkrótszą drogą - i była to droga przez mękę. Wariant wzdłuż strumienia okazał się pomysłem szalonym i bezsensownym. Owszem - był najkrótszy, ale pokonywałem średnio jakieś 30 m na minutę - wzdłuż potoku nie było ścieżki, szedłem nurtem po ostrych kamieniach i miejscami w wodzie do kolan. Im wyżej - tym gorzej. Mnóstwo powalonych drzew i gałęzi. Zrobiłem sobie na tym przebiegu 2 przerwy po jakieś 5-10 minut, siadając w krzewach jagodowych i objadając się nimi - również podobnie jak kiełbaska - smakowały wybornie :) trafiło się nawet parę malin - były jeszcze lepsze, bo słodsze. Po tym przebiegu, gdy wreszcie podbiłem tą 20 byłem pewien że w klasyfikacji będę daleko. Czas uciekał bardzo szybko, i nagle z 3 godzinnego biegu zrobiło się 5 godzin i pora najwyższa była wracać na metę, żeby zdążyć przed limitem. Dlaczego to tak ważne? Ano dlatego, że każde 2 minuty powyżej limitu skutkowały karą minus jednego punktu. Łatwo policzyć, że jakbym spóźnił się tylko 6 minut, co zdobywanie PK 20 okazałoby się bezsensowne (był on wagi 3 punktów). Dlatego z 20 poleciałem już na 19, którą zaczesałem bo szukałem za nisko, a następnie w dół na 22, 9 i 4. Na mecie zameldowałem się o 14:58, 2 minuty przed końcem limitu. Wydawało mi się że będę raczej dalej, ale okazało się że pierwsza trójka - do której o dziwo wszedłem - zdobyła tyle samo punktów!!! Wystarczyło żebym miał te 10 minut zapasu, pobiegł jeszcze na 6, a wygrana byłaby moja! Niestety - tak się nie stało. Jednak nie przegrałem dlatego że zabrakło czasu na końcówce - moim zdaniem dużo lepiej było olać punkt 21, i z 24 pocisnąć wzdłuż potoku na grzbiet i dalej na 20 - 19 -18, a kto wie czy nie również na 17, 16, 15, 8 - miałbym bardzo dużo więcej czasu i energii, które to zmarnowałem przedzierając się potokiem z 21 na 20. Nawet jakbym nie zdążłył pobiec na 17, 16, 15 i 8, to miałbym mnóstwo czas na zaliczenie nisko punktowanych punktów kontrolnych, takich jak 3, 5, 6 czy 10. A to dałoby pewne zwycięstwo.



Wyszło jak wyszło - z wynikiem 49 punktów (tyle samo co pierwszy i drugi zawodnik) zająłem 3 miesjce - w przypadku równej ilości punktów, o zwycięstwie w rogainingu decyduje czas przybycia na metę, a ja byłem z tej trójki najpóźniej.

Bardzo fajnie również organizatorzy zapewnili rozrywkę moim młodym zawodnikom, którzy byli bardzo zadowoleni, a szczerze mówiąc bałem się trochę że się zanudzą przez te 6 godzin. Dzięki wielkie dla organizatorów za tak ciekawą organizację zabaw z mapą dla najmłodszych!!!

Wcześniej działo się sporo, bo cały czas jeździłem na zawody - oprócz zawodów z których pojechaliśmy prosto na rogaining, czyli WUOC TOUR (zawody towarzyszące Akademickim Mistrzostwom Świata w Czechach), gdzie również nie zabrakło przygód takich jak zatrzaśnięcie kluczyków w aucie czy ciągłe ulewy pod namiotami, na których moją walkę o najlepsze pozycje najlepiej odzwierciedla to zdjęcie:

byłem na mega fajnych zawodach na Słowacji - czyli na Slovak Karst Cup, na których to w elicie zająłem 4 miesce, a udało mi się wygrać jeden bieg - nocny (mapa: Dievcenska Skala)!




Jeszcze wcześniej Limanowa - też 4 miejsce w elicie :P 2 etap to Kraków City Race, czyli klasyk na mapie sprinterskiej


Idąc chronologicznie wstecz, był też Puchar Wawelu - bardzo fajne zawody z jedną wtopą o której nie będę pisał bo dlaczego przez jedną nieogarniętą i łapiącą się za organizację nie mając o niej pojęcia osobę mam robić złą opinię całemu klubowi? Zamiast tego - mapki:



Przed Wawelem byłem na zawodach rankingu Światowego we Włoskim Conegliano - świetnie poszedł mi sprint, natomist klasyk i średni w lesie to jakaś masakra - mapki poniżej. Na tym wyjeździe udało się także pobiegać na kulktowej sprinterskiej mapce w Wenecji



Jeszcze wcześniej biegałem zawody towarzyszące Pucharowi Najmłodszych gdzie dzielnie walczyli moi podopieczni, wracając z jednym medalem z najcenniejszego kruszcu - złoto w K11 zdobyła Zuzia Dolińska - jeszcze raz wielkie, wielkie, wielkie gratulacje!!!!!!!

A jeszcze wcześniej były MP, w tym roku na Mazowszu, w dwóch kapitalnych terenach - Starego Miasta na dystansie sprinterskim oraz w Młodzieszynie na dystansie średnim. Poszło mi całkiem nieźle - w pełnej obsadzie zająłem 11 miejsce w sprincie i 10 w midlu:



W tym roku chyba pęknie rekord startów - jak na razie zaliczyłem ich od stycznia 70, a sezon wciąż trwa. Uzupełniłem znacznie moją bazę map - docelowo chcę tam umieści moje wszysktkie w życiu biegi z mapą, na razie nazbierało się ich tylko 325, ale liczba systematycznie rośnie - zapraszam do oglądania - można segregować je latami i rodzajami zawodów:

http://biegnaorientacje.pl/doma/index.php?user=Karol

Już w piątek kolejne ściaganie - Puchar Bałtyku - mam nadzieję że stopy mnie do piątku przestaną boleć. A od przyszłego tygodnia kibicujemy mojej mamie na Mistrzostwach Świata Weteranów w rowerowej jeździe na orientację!!!! Szczegóły poniżej:

http://www.wmtboc2014.pl/