Moje starty

poniedziałek, 20 października 2014

Maraton Kampinoski - i co dalej???


Jak już zapowiadałem - w sobotę pobiegłem maraton w Kampinosie. Powiem nawet więcej - przebiegłem! Impreza była dość kameralna, ale to ze względu na obostrzenia jakie były nałożone z uwagi na miejsce rozgrywania imprezy - czyli Kampinoski Park Narodowy. Był to maraton rozgrywany tak naprawdę w miejscu mi bardzo bliskim, po którym przebiegłem już tysiące kilometrów. A że Puszcza na skraju dżungli jest tak duża, to nie sposób żeby się znudziła!
Zacząłem bardzo spokojnie, prowadząc stawkę 100 biegaczy czerwonym szlakiem pomiędzy bagnami nieopodal Sadowej. Już po 3 km wyprzedził mnie jeden zawodnik - oczywiście mogłem go złapać, ale wiedząc z czym się je maraton postanowiłem nie szarżować i odpuściłem. Pozostaliśmy w kontakcie wzrokowym cały czas aż do 11 km. Tam stała się rzecz niebywała - po pętelce dookoła cmentarza w Palmirach wbiegaliśmy z powrotem na czerwony szlak. Oczywiście wg wytyczonej trasy powinniśmy się kierować w prawo, w kierunku Wierszy i Roztoki, ale tam stał jakiś tuman na środku skrzyżowania w odblaskowej koszulce i zdecydowanym ruchem kierował nas w... lewo! Coś było nie tak, ale skręciłem, a za mną dwójka chłopaków którzy siedzieli mi na ogonie od samego początku. Ten przed nami akurat nie widziałem co zrobił, bo przed tym feralnym skrzyżowaniem był zakręt.
Jednak po 200 metrach biegu zacząłem się odwracać i mówię do chłopaków "ej dobrze biegniemy"? a oni że im też się wydaje że nie. No to ja nawrót i drę się "Panie jak nas poprowadziłeś?" a on "no dobrze biegniecie, trasa półmaraton!". No to się trochę we mnie zagotowało... Po głośnym wyrażeniu dezaprobaty w kilkunastu niecenzuralnych zwrotach do "sędziego" nieogara wróciliśmy na trasę. Chłopaki zapytali jak pobiegł ten pierwszy, ale nieogar stwierdził że dobrze. No to mnie jeszcze bardziej wkurzyło.
W rzeczywistości było jednak inaczej - biednego chłopaka który prowadził tamten zjeb również poprowadził źle :( tyle że tamtemu nikt nie powiedział że tak jest. W naszej 3 osobowej grupce to ja zdecydowałem o nawrocie i gdyby nie to pewnie do teraz biegalibyśmy po Kampinoskich bagnach.
Nieświadomi tego że prowadzimy, biegliśmy dalej i kolejne kilometry mijały. Biegło mi się bardzo dobrze, tempo cały czas oscylowało w granicach 4:15-4:20, co przy dość piaszczystych warunkach było niezłym tempem. Wreszcie Roztoka - półmetek. Łyk wody i nawrót zielonym szlakiem.
Noi tu się zaczęło...
22 km zaliczone i koniec. Zablokowało mi obydwa pośladki, ograniczając znacznie ruchomość w stawach biodrowych. Ból duży, jakbym miał dwa metale przyczepione do guzów kulszowych, totalna bezsilność :( nic nie mogłem zrobić, tempo spadło mniej więcej o jakąś minutę na kilometr. Podcięte skrzydła i myśl żeby zejść z trasy. Jedynie trzymało mnie przy życiu to że biegnę po pięknym lesie więc kontynuowałem w żółwim tempie. Biegłem sam, po drodze mijając ludzi którzy mówili mi że jestem 3! Gdy 10 osoba z rzędu powiedziała mi to, w okolicach Zaborowa Leśnego, uświadomiłem sobie że ten który prowadził pobiegł źle na feralnym rozwidleniu! Zacząłem się oglądać, na dłuuugich leśnych prostych nie było widać żywego ducha. W Pociesze na punkcie z wodą przeszedłem na jakieś 20 sek do marszu wypijając kubek i zjadając 2 suszone morele. Ruszyłem dalej, choć ciężko było ruszyć. Bardzo chciałem utrzymać 3 miejsce.
Jednak po minięciu posady Sieraków zauważyłem że ktoś biegnie za mną. Zacząłem się łudzić że to lider półmaratonu, który końcówkę miał taką samą. Jednak z każdym metrem gdy się zbliżał moim oczom ukazywał się numer startowy. Niski numer startowy, czyli poniżej 100. Nawet nie próbowałem mu dotrzymać kroku... I w końcu finisz, czas 3:16:35, 15 min straty do zwycięzcy, a 3 min do podium. W sumie mimo rozgoryczenia z 4 miejsca, cieszyłem się że przeżyłem i że chodzę.
Poszczególne kilometry pokonywałem tak:
4:11/4:17/4:11/4:14/4:11/4:09/4:16/4:13/4:14/4:15/ do 10 km
4:22/4:24/4:08/4:20/4:10/4:25/4:31/4:21/4:33/4:25/ 11-20 km
4:27/4:46/4:38/5:03/4:48/4:35/5:03/4:49/5:03/5:25/ 21-30 km
5:17/5:31/5:45/5:47/5:27/5:10/5:13/5:29/5:45/6:01/ 31-40 km
5:34/
Jak widać wyszło niecałe 42 km (41,5 km)

Na mecie czekali na mnie rodzice którzy jak zawsze na moich maratonach są niezawodni :) dorwałem się do picia i zacząłem pochłaniać po kolei: woda z miodem, woda, vitargo, kompot, herbata. W sumie ponad 2 litry tego. Nie pijam raczej vitargo, ale stwierdziłem że po takim dystansie może jednak warto to wypić, chociażby dla lepszego samopoczucia psychicznego jak to węglowodany o mega złożonej budowie molekularnej odbudowują moje mięśnie. W rzeczywistości pewnie kisiel by lepiej zadziałał :P Co o tym sądzicie?

Oczywiście całą sobotę leżałem i odpoczywałem, w niedzielę czekały mnie Mistrzostwa Warszawy w Sprincie - ostatnia ważna impreza w tym roku dla zawodników mojej sekcji. Ja się oczywiście nie napinałem i od początku biegłem z założeniem roztruchtania po Maratonie. Biegałem baaaardzo wolno, skończyłem na 15 miejscu, mapa świetna! Na ten bieg ważniejsze było żeby pobiegali młodzi - a było nas w sumie 22 osoby z UKS Kusy - nowy rekord frekwencji na jednych zawodach! Bardzo cieszy mnie tak liczny udział, tym bardziej że pobiegali w naprawdę świetnym sprinterskim terenie!




W elicie wygrał oczywiście, tradycyjnie niezawodny Piotr Parfianowicz


Z moich zawodników najlepiej wypadli: Julka Głowacz (3 w K14), Adam Dąbrowski (5 w M12), Zuzia Dolińska (7 w K12), Grzesiek Zienkiewicz (8 w M14), Grzesiek Doliński (6 w M35) i moja najbardziej utytułowana zawodniczka Krysia (6 w K55).
Pełne wyniki znajdziecie TUTAJ
Mapkę elity wraz z GPS Trackingiem (w tym ja) możecie odpalić TUTAJ. Polecam, naprawę fajna traska i mapka!

Pytanie teraz co dalej?

Co dalej z wieloma rzeczami? Z sekcją, z pracą, z życiem? Na razie jednak najbliższe pytanie to co dalej z Maratonem Toruńskim na który się zapisałem i który jest za 6 dni? Bo zapewne będzie powtórka z Kampinosu - może nawet uda się 25 km pobiec po te 4'/km, a dalej poskłada. Na razie, po 2 dniach od startu w Kampinosie czuję się trochę obolały, ale jest jeszcze 6 dni. Zastanawiam się tylko czy jest sens. Dostałem wczoraj podobno bardzo dobre i silne proszki przeciwbólowe na kręgosłup, więc może jednak da radę. Wiem że stosowanie takich proszków nie jest do końca bezpieczne, ale raz na jakiś czas przy trudnych startach może to wystarczy i pomoże. Zobaczymy jak się będę czuł w tygodniu i wtedy zdecyduję

piątek, 17 października 2014

Biathlon!


Szybki post, bo jestem podjarany nową dyscypliną sportu jaką dziś spróbowałem :D
A chodzi o to co w tytule - na razie w wydaniu letnim. O mistrzostwach Warszawy dowiedziałem się w środę, odbywają się w piątek i sobotę - czyli dziś i jutro. Praktycznie pod moim domem na pobliskiej strzelnicy biathlonowej na Hutniku - nie było się co zastanawiać i trzeba było spełnić jedno z marzeń jakim był start w biathlonie. Szkoda że z młodych nie udało się nikogo wyciągnąć, no ale jak się nie jest nauczycielem to pojechanie na zawody w piątek o 9 rano jest raczej mało prawdopodobne.
Co prawda karabinu nigdy w życiu nie trzymałem i nie strzelałem na strzelnicy biathlonowej, ale to nie było przeszkodą. Na miejscu spotkałem samych życzliwych ludzi którzy wszystko wytłumaczyli. Zgłosiłem się PK, i ścigałem się z najstarszą kategorią, czyli juniorami :)
Bieg był na pętli ok 550m, 4 pętle i 3 strzelania - wszystkie w pozycji leżącej. Wszystko na sportowych karabinach, takich jakie można oglądać na Pucharach Świata. Po pierwszej pętli pierwszy kontakt z bronią - na szczęście jakiś chłopak powiedział mi szybko co i jak. Pierwszy raz zobaczyłem że strzelanie na zmęczeniu może być dużo trudniejsze niż w 'statyce'. Efekt - 2 pudła - całkiem nieźle. Ponieważ był to dystans klasyczny, nie musiałem biegać karnych rund, a za każde pudło doliczane było 30" kary. Aha - podobnie jak w BnO, też był interwał startowy, który wynosił 30".
Po pętelce drugie strzelanie - tu już jak zawodowiec, zwolniłem tempa na jakieś 30m przed strzelnicą. Efekt - 3 pudła. Ale pierwszą rzecz nauczyłem się sam, bo już na 2 strzelaniu sam przeładowywałem :)
Trzecia pętla i w głowie zrodził się pomysł czystego strzelania - tym razem zwolniłem jakieś 60 m przed strzelnicą, ustabilizowałem oddech i na bezdechu zacząłem trzecią próbę - 1, 2, 3, 4 - trafione. Noi 5 - ile razy widziałem w telewizji jak Tomek Sikora robi to co ja - oczywiście pudło :) W efekcie na 3 strzelania bilans 2-3-1, w sumie 6 pudeł i 3 minuty kary. Patrząc na naszą kadrę seniorów, to całkiem niezły wynik :D

Startowałem PK więc nie byłem brany pod uwagę w klasyfikacji, ale gdyby jedną cyferkę przestawić w moim roczniku urodzenia powiększyć o 1 to wygrałbym zawody :)

Czuję się trochę jak 4 lata temu gdy zaczynałem biegać na orientację :D

Następny start mam nadzieję że będzie już zimą na prawdziwym biathlonie, o ile nauczę się jeździć łyżwą :)

Kurcze, dzięki tym zawodom na chwilę zapomniałem że już jutro maraton!

czwartek, 16 października 2014

Maraton Kampinoski - The final countdown

Nieuchronnie się zbliża - już w sobotę rano startuję w maratonie rozgrywanym w miejscu moich codziennych treningów - Puszczy Kampinoskiej. Podczas 10 - dniowych przygotowań udało się zrobić nawet jedną trzydziestkę - umarłem :P

Po MP, w poniedziałek poszedłem na spokojną dyszkę po Kampinosie - udało się nawet w domu potem trochę poćwiczyć, a no to mi cholernie ciężko znaleźć motywację.
We wtorek Kampinos po raz 2 - tym razem 21 km po 4:28. Tempo niezłe, zmęczyłem się i ciężko mi sobie wyobrazić bieg szybszym tempem przez 42 km, tym bardziej że tradycyjny ból w miednicy się nasilał z każdym kilometrem.
W środę rowerek 42 km i potem jeszcze wieczorem potruchtałem 9 km - mało ale wystarczająco na ten dzień.
Noi w czwartek ta nieszczęsna 30 - zrobiłem ją wieczorem, po Warszawie, zaczynając spod domu a kończąc na metrze Wilanowska, przebiegając dwukrotnie Wisłę mostem Świętokrzyskim i Siekierkowskim, zahaczając jeszcze o Wilanów. Byłem umordowany, ostatnie 10 km rzeźbiłem, tempo wyszło 4:48 / km, ale ostatnie 10 km powyżej 5'/km

MOJA TRZYDZIESTECZKA - TRASA BIEGU

Padnięty byłem totalnie, od razu 2 napoje kupiłem na metrze i obaliłem po drodze wracając metrem do domu - byłem na chacie po północy.
W piątek odpoczywałem - nie za bardzo miałem ochotę wyjść na trening
Sobotę i niedzielę już opisałem w poprzednim poście - było super pobiegać z mapką, mimo że nogi mocno pamiętały czwartkowe harce
Ten tydzień zaczęty wolniutką 12 km po Kampinosie.
We wtorek wybrałem się na kilometrówki - skończyło się niestety tylko na trzech bo strasznie późno wyszedłem i spieszyłem się na 17:00 na trening z młodymi. W sumie trening żaden, ale może to i lepiej, nogi się chociaż przetarły na przyzwoitych w miarę prędkościach (3:30, 3:28 i 3:25) a się nie zajechałem. A kilometrówki biegałem na lekko piaszczystej leśnej ścieżce więc mimo niezbyt imponujących prędkości, było to dość intensywne bieganie. Trzeba jednak przyznać że ból nie tyle pleców co miednicy towarzyszył mi przez cały czas i bardzo mnie to hamuje :/ Już nie wiem jak to jest biegać bez bólu i staram się przywyknąć do niego, trzymając się maksymy że przecież to mój przyjaciel!
Wczoraj zrobiłem 15 km po Kampinosie po 4:40 - z bólem, jakoś bez werwy, muszę do soboty jakoś zniwelować ból i chyba odpuszczę sobie już bieganie przez te 2 dni, może to trochę pomoże.

Kilometrowo jak na maraton jest żenująco - w tamtym tyg wyszło 90 km, poprzednie tygodnie raczej na pewno tyle nie wychodziło. Staram się w ogóle wrócić do prowadzenia regularnych i dokładnych statystyk treningowych, bo to też motywuje do działania.

Dzień po maratonie biegamy całą sekcją sprint - Mistrzostwa Warszawy w BnO. Będzie ciekawie :)

poniedziałek, 13 października 2014

Mimozami jesień się zaczyna...

...a jak ona piękna jest po raz kolejny przekonałem się w weekend, który tym razem spędzałem w Pabianicach.

Zabrałem ze sobą małą grupkę młodych z Kusego, ale w celach treningowych a nie w pogoni za punktami i tak 7-osobowę ekipą zawitaliśmy w sobotni poranek do Parku Wolności w Pabianicach. Pierwszy był sprint - poszedł mi na pewno najgorzej ze wszystkich biegów, zrobiłem mnóstwo błędów i do tego mapa w kilku miejscach była dość kontrowersyjna - dopiero część parkowa poszła płynnie. Nie zmienia to jednak faktu, że sprint był w moim wykonaniu słabiutki i dopiero na 19 PK wyszedłem na prowadzenie :O

Młodzi pobiegali ładnie, ale było dużo kontrowersji związanych z dwoma punktami (u mnie PK 9 i PK 11). Przez żywopłoty nie o przejścia przebiegało mnóstwo zawodników - myślę że zasadniczy błąd leżał tutaj po stronie budowniczego trasy, ponieważ takie "haczyki" są dobre dla eliciarzy, a nie dla jedenastolatków - czternastolatków którzy startują w swoich Mistrzostwach. Ogólnie sprint dość łatwy, a część parkowa była bardzo przyjemna i urokliwa.

Ale jeśli o sprincie mówić że był urokliwy, to co powiedzieć o popołudniowym biegu średniodystansowym??? Była naprawdę bajecznie, chłonąłem las niczym drzewko wodę na pustyni, ten bieg sprawił mi mnóstwo frajdy i przyjemności. Sam teren był dość wolny - dużo podszytu i dużo płynnego zielonego. Do tego jedyne wąziutkie bagienko jakie było na mapie (przebieg 10 - 11) musiałem zaliczyć i wpaść po kolano :) Było bardzo kolorowo i urokliwie, technicznie - bardzo dobrze, poza punktem 7 i wariantem na PK 13. Pewne zwycięstwo, choć na mapie nie udało się złamać tempa 6'/km (wyszło 6:13/km). Ale teren dość wolny mimo że płaski.


Na sztafecie jaką biegali młodzicy, zdecydowanie najlepiej wypadła Iza biegając w M14 (!) i osiągając najlepszy czas z 3 zmian naszej sztafety. Gratulacje!

Niedziela to klasyk, choć bieganie 56 minutowe trudno nazwać klasykiem. Było podobnie jak dzień wcześniej - pięknie w lesie, choć tym razem więcej chmur spowiło niebo i tak kolorowego efektu w lesie już nie było. Było za to do kogo się porównać, bo ten etap biegał Łukasz "Chrupek" Gryzio, który co prawda biegał poza konkursem bo stawiał punkty (a stawiał te najtrudniejsze technicznie w mojej ocenie), ale zawodnik bardzo dobry i można było liczyć na realną rywalizację.


 I udało mi się ją wygrać, wygrywając z nim zaledwie o 40 sekund - warto zaznaczyć że zrobiłem jeden wielbłąd na PK 9 który właśnie stawiał Chrupek - punkty 11, 13 oraz węzłowy 9/12/15 były że tak powiem ekstremalnie schowane i bardzo ciężko było na nie nabiec czysto. Długi wariant wygrałem sporo z Chrupkiem, bo biegłem drogami a on ciął przez las.

Ogólnie - 3 biegi i 3 zwycięstwa, na pewno warto było przyjechać na weekend do Pabianic. Młodzi też mieli okazję pobiegać w fajnym terenie przy super pogodzie, myślę że każdy był zadowolony. Sportowo zdecydowanie najlepiej wypadła Iza, która trzykrotnie punktowała(by) dla klubu. Dlatego 'by', bo nie mamy obecnie licencji i pojechaliśmy tam w celu doskonalenia swoich umiejętności technicznych - było warto!

A kontekst maratoński w jakim biegałem te MMM miał niestety negatywny wpływ na świeżość - po czwartkowej 30, która mnie wymęczyła, do soboty czułem mocne zmęczenie nóg. W ogóle trochę przeraża mnie tyle biegania i to bez mapy - już odwyknąłem od tego. A Maraton Kampinoski już za 5 dni, na szczęście jest spokój, nie ma z niczym urwania głowy, przygotowanie słabe, ale chociaż tą jedną 30 udało się zaliczyć (w tempie 4:48/km). I do tego pewnie koło 3 godzin biegania po przepięknej Puszczy Kampinoskiej!

wtorek, 7 października 2014

MODE ON: Napier.a..tor - po MP w nocnym BnO


Noi się załączyło...
Zainfekowany przez bliskich kumpli i ja postanowiłem wejść na tą niepewną ale jakże ekscytującą drogę ćpania sportu nałogowo. Bo nic innego sensownego nie pozostało do roboty, a to w sumie zdecydowanie to co kręci mnie najbardziej. Bodźcem stał się bieg na Mistrzostwach Polski w Nocnym BnO - obiektywnie rzecz biorąc, mój najlepszy start w życiu w imprezie tej rangi. Co ciekawe - na biegu nocnym, który nigdy nie był moją mocną stroną. Tymczasem, przy pełnej obsadzie całej polskiej czołówki eliciarzy zająłem 8 miejsce. Wiedziałem że jest dobrze już na mecie, wiedziałem też że mogło być lepiej (jak zawsze w BnO).
Doszło nawet do takiej sytuacji, którą właśnie wykminiłem, że prowadziłem (!!!!!) po 2 punkcie kontrolnym (9 sekund przed Maciejem Grabowskim, 12 przed Wojciechem Dwojakiem, 13 przed Maćkiem Heweltem). Kurcze, to jeszcze bardziej mnie właśnie nakręciło :D ale na trójkę już był ponad minutowy babol i spadłem z 1 na 10 miejsce. Trzeba jednak przyznać, że bezkonkurencyjny Wojciech Kowalski, akurat zrobił tutaj błąd, choć myślę że nawet bez jego błędu mogłem prowadzić. Oczywiście można powiedzieć, że na 2 to każdy mógłby prowadzić, mi jednak jeszcze nigdy nie było dane na Mistrzostwach Polski być na prowadzeniu na którymkolwiek punkcie, a że pozytywów szukać trzeba, to kolejny argument do tego że warto napierać!
Ogólnie te zawody nocne były świetne - na punkty wchodziłem jak w masło, mapka była świeża i świetnie zrobiona, trasy ciekawe bo budowniczy wyciągnął co się dało z tego terenu (który nie ukrywajmy - był łatwy), przebieg widokowy pokonywany trzykrotnie to też dobry pomysł, bo zawsze było miło być dopingowanym.


Obok Wojtka Kowalskiego, którego zwycięstwo i czas biegu były bardzo imponujące, był jeszcze drugi bohater, ale przeglądając międzyczasy mogliście na niego nie zwrócić uwagi. To Rafał Owczarek, który biegł kapitalnie i do pierwszego przebiegu widokowego był 2 (a Rafał startuje w elicie pierwszy rok!). Rafał gonił mnie na 3 minuty, wiedziałem że jest mocny, ale nie myślałem że aż tak. Ja co prawda łykałem ludzi startujących przede mną po kolei, ale Rafał, przy moim dobrym biegu, doszedł mnie na nr 8! A byłem przekonany że to za mną biegnie Przemek Olech, którego mijałem na 7. Gdy zobaczyłem że to Rafał, byłem trochę zaskoczony że tak szybko, ale od razu mu powiedziałem że musi zajebiście biec skoro mnie doszedł. I tak biegliśmy razem na 9 - po krótkiej wymianie koncepcji wariantu na ten punkt, rozmawiając przy tempie 3:20/km (obłęd :O) Owczar przekonał żeby biec na krechę (ja byłem skłonny obiegać ścieżkami, bo wiedziałem że ten zielony i te podmokłe bardzo spowalnia (biegłem wcześniej przez to na PK 6). Ogólnie w miare sprawnie to przebiegliśmy ale wywaliło nas za bardzo na zachód i musieliśmy korygować - w sumie błędas był bo myślę że jakieś 20-30 sekund do urwania, ale i tak nasz międzyczas był bardzo dobry.
Noi pechowy przebieg 9-10, Owczar chyba się potknął i bach, słyszę zza pleców "kur.aaaaa, lampa mi nie działa". Oglądam się, widzę że rzeczywiście ciemność ogarnęła Wiązowski las za moimi plecami. Troszkę zwolniłem żeby Owczar dowiózł ze mną do widokowego przebiegu i namawiałem go żeby na szybkości lampę kołował od kogoś, bo ma świetny bieg i biegnie po medal! (i tak w rzeczywistości było). Dobiegł, wziął o kogoś lampę, ale dalej nie wiedziałem co się z nim dzieje, ponieważ po zmianie mapy mieliśmy rozbicie, i on wyruszył na dłuższą pętelkę, a ja na krótszą. Okazało się potem że zszedł kilka punktów później, bo na lampie jaką otrzymał nie za bardzo dawało się biec. I tak, medal w elicie przeszedł koło nosa. Wielki niefart :( Oczywiście można mówić że różnie mogło się potoczyć, ale Rafał tego wieczora był tak bliski medalu w elicie jak ja jeszcze nigdy w życiu. Bardzo mi go szkoda i nie wiem jak ja bym to przyjął gdybym był w jego sytuacji. On na szczęscie jest twardziel i następnego dnia zrobił 25 km rozbieganka to mu od razu humor się poprawił :)
Co do mojego biegu nocnego, to końcówkę troszkę tempa zwolniłem, głównie z powodu bólu pleców, ale 15 punktu całą trasę wbiegałem na punkty jak w masło. W sumie, błędy mniejsze czy większe zrobiłem na 3 - 1'10", 5 - 1'30" (na wejściu), 8 - 20", 9 - 20", 14 - 2'30" (ten błąd wkurzył mnie najbardziej). Potem jeszcze troszkę niepewnie wchodziłem na PK 30. Poza tym naprawdę gładko!

Ale żeby nie było tak słodko, to dzień później były sztafety sprinterskie na terenie WAT. Nam sztafeta się troszkę posypała, ale zastępczyni kontuzjowanej Zuzi Wańczyk - Monika Kajzer spisała się bardzo dobrze. Najsłabszym ogniwem całej sztafety okazałem się niestety ja :( po prostu totalnie zawaliłem, po raz pierwszy zrobiłem nkl na sztafecie :(. A moi poprzednicy, jak i następczyni na 4 zmianie, spisali się wzorowo. Po 1 zmianie było 3 miejsce, po 2 - 4 miejsce. Wybiegałem z minimalną stratą do UNTS i OK! Sport. (czyli do Jacka Morawskiego i Kuby Drągowskiego). Biegliśmy mocno i trzymaliśmy się razem dość szybko urywając biegnącego z nami zawodnika z Ostródy. Noi przyszła 8 - na wariancie wyprzedziłem Jacka i biegłem na 3 miejscu. I dalej - pobiegłem na... 10 :( zupełnie nie zauważyłem 9 i nawet po przybiegnięciu byłem pewien że byłem na wszystkich punktach. I na tym moim "mądrym" "wariancie" wysunąłem się na 2 miesjce - zajarałem się i przez środek poligonu śmignąłem jak dzik po szyszkach w kierunku PK 12. I tam tragedia - 2 minuty błędu. Oczywiście nie wiedziałem że mam nkl już wtedy. Po prostu przebiegłem tą przecinkę, oczekując że będzie to betonowy okop. Ale na tym nie koniec błędów. Na PK 17 również utopione 2 minuty - beznadzieja, żałosne, wstyd.


Biegowo, pomimo długiego dystansu na nocnym czułem się bardzo dobrze i żarło. Niestety głowy w tym wszystkim zabrakło. Zepsułem sztafetę moim partnerkom i partnerowi za co bardzo bardzo bardzo przepraszam :( Naprawdę było i dalej jest mi głupio.

Mimo tej sztafetowej klęski, bieg nocny nastroił mnie optymistycznie i chcę napierać jak dziki po lasach i wziąć się za trening jak Bóg przykazał.

W najbliższym czasie czekają mnie kolejne starty, i szczerze to na pewno nie jest to profesjonalne podejście, ale przecież trzeba się bawić tym co się robi! W ten weekend jadę pobiegać na mapkach do Pabianic (Międzywojewódzkie Mistrzostwa Młodzików) i zabieram kilku młodych. Przy okazji - zgłoście się ktoś, bo na razie tylko ja jestem w M20/21 :/
Za 12 dni biegnę Maraton Kampinoski, do którego już dzisiaj zacząłem przygotowania :O
A za 20 dni biegnę Maraton Toruński :O do niego, podobnie jak do Kampinowskiego, przygotowania zacząłem właśnie dziś. Do Torunia zgłaszałem się między innymi dlatego, że są tam rozgrywane MP nauczycieli. Ale jak pewnie wiecie sytuacja się zmieniła i będę biegał w niebranżowej kategorii. Nie będę owijał - planem było (i jest?) złamanie 2:50, ale wiem że to potwornie szybko i bez przygotowania raczej nie ma szans, ale nie poddam się i spróbuję, najwyżej po 30 będę cierpiał (i tak i tak będę)
A jakby tego było mało, to na początku listopada ciskamy jeszcze Gezno :)

Przy okazji - od stycznia, w samej orientacji mam 82 starty! Kto podbije? Biegów z mapą będzie w sumie około 120
Dodam, że oprócz 82 startów w orientacji, mam też 1 w Rogainingu 6h i 2 w biegach ulicznych. A rok jeszcze młody, być może uda się osiągnąć magiczną ilość 100 startów w roku z mapą. A przyznać trzeba że taka ilość startów wydaje się najlepszą drogą do progresu - w tym roku mogłem sporo pojeździć bo kasa była, za to z czasem dość krucho było.
Teraz zapowiada się na odwrót - czy będzie lepiej, to się okaże, trzeba w słabościach szukać atutów :)

sobota, 4 października 2014

Klub sportowy - nie róbcie tego w domu - część 1

Po ostatnich przemyśleniach (a mam na nie ostatnio sporo czasu) przybliżę Wam jak wygląda prowadzenie sekcji sportowej BnO - nie będę robił z siebie męczennika, sami ocenicie czy warto czy nie.

POCZĄTKI

O możliwości założenia sekcji w UKS Kusy Warszawa zostałem poinformowany przez zaprzyjaźniony Zarząd klubu - sprawa wynikła że tak powiem z dnia na dzień. Wszystko miałem zorganizować oczywiście sam - grupę, obiekty, niezbędne wyposażenie. Dzięki sprzyjającym NIEKTÓRYM ludziom na Bielanach udało mi się zrobić akcję propagandową sekcji - na początku magnesem wydawało mi się że po 1 - to nie jest zwykła lekkoatletyka, która może się wydawać nudna dla ucznia podstawówki, a połączenie biegu z przygodą, po 2 - zajęcia są całkowicie bezpłatne a po 3 - lokalizacja do uprawiania orientacji sportowej jak na Warszawę wydawała się idealna.
Szybka informacja w szkole o bezpłatnych zajęciach z BnO i spotkanie organizacyjne - przyszła trójka dzieci z rodzicami - Zuzia, Michał i Szymon. Mało. Bardzo mało. Ale cóż - o założeniu własnego klubu sportowego marzyłem od zawsze. Raz nawet, jakieś 3 lata temu byłem na rozmowie w sprawie założenia klubu w Dzielnicy - szybko jednak zgaszono mój zapał do robienia czegokolwiek, dając szanse na pozyskanie jakichkolwiek środków na działalność klubu w 2015 roku (pytałem w 2012). To była bardzo zachęcająca perspektywa krzewienia sportu wśród dzieci i młodzieży na Bielanach, prawda? Od razu zaznaczę że nie każda osoba, a nawet zaryzykuję stwierdzenie że zdecydowana większość osób nie jest taka zniechęcająca, ale takie osoby jak widać też są (nie będę zdradzał szczegółów ponieważ zawsze mogą mnie wziąć za mordę, a jeszcze się nie poddałem jako tfu "działacz")
Tym razem sytuacja była nieco inna - nie musiałem nic załatwiać w Urzędach (dzięki Bogu!) tylko miałem już pewne podłoże i wolną rękę za co bardzo jestem wdzięczny chłopakom z Kusego.
Trzeba też pamiętać, że w kwietniu 2013 kiedy zakładałem sekcję nie pracowałem w szkole - wtedy moja praca (sklep) była rzeźbieniem w gównie, ale cóż trzeba wszystkiego w życiu spróbować żeby wiedzieć czego na pewno nie chce się robić, jak to mi kiedyś powiedział nasz lekkoatletyczny Mistrz. Ponieważ nie pracowałem w żadnej placówce, bardzo ciężko było zrobić efektywny nabór.  Okazało się jednak że te 3 osoby które przyszły na pierwszy trening są w sekcji do dziś, frekwencja ich na treningach jest bardzo wysoka, a rozwój sportowy, w porównaniu do tego co było 1,5 roku temu jest ogromny! I to cieszy najbardziej :)
Jeszcze przed wakacjami 2013 robiłem 2 lekcje naborowe które kosztowały mnie ogrom pracy i sił, Efekt - ponad 200 warszawskich i łomiankowskich uczniów biegało na mapie podczas lekcji WF, mogę powiedzieć że 90% była zadowolonych, a 70% zachwyconych naszą dyscypliną. Przekładając na liczebność grupy treningowej - efekt był niestety zerowy :( Bardzo mnie to zdziwiło, szczególnie że widziałem szczere i spontaniczne reakcje uczniów po swoim pierwszym w życiu biegu z mapą

PRZEŁOM

Chyba właśnie tym określeniem należy nazwać sytuację z września 2013 - to właśnie wtedy, dzięki splotowi wielu bardzo sprzyjających okoliczności udało mi się podjąć pracę w szkole. Zawsze mówiłem Mamie że chciałbym pracować tak jak Ona zaraz po studiach - w małej szkole, gdzie byłbym jedynym nauczycielem WF. I trafiłem właśnie do takiej szkoły - Szkoły Podstawowej nr 79 w Warszawie. Nie szukajcie jej w oficjalnych wykazach, bo takowa nie istnieje. SP 79 istniała do 2012 roku, po czym, pod groźbą likwidacji musiała być przekształcona na filię SP 273. W efekcie została jedynie troszkę zabita tradycja i historia szkoły, ale myślę że w świadomości zdecydowanej większości Warszawiaków istnieje jako SP 79. Nie wiem po co to było, bo z tego co wiem nie dało to żadnych oszczędności.
W szkole pracowało mi się świetnie - rewelacyjna dyrekcja i bardzo fajne grono pedagogiczne, choć oczywiście jak wszędzie zdarzały się wyjątki. Ale że na prostactwo nie ma miejsca na tym blogu, to raczę ominąć ten ponury wątek pewnej nauczycielki, której uczniom szczerze współczuję.
Współpraca ogólnie rzecz biorąc układała się doskonale, praca dawała mi również w pełni możliwości realizacji tego co najbardziej kocham - czyli biegania!
Jak to przekładało się na sekcję? Również rewelacyjnie!!! Dzięki codziennemu kontaktowi z uczniami mogłem skuteczniej namówić do udziału w sekcji. Z grupki kilkuosobowej zrobiła się silna grupa 15 osób chętnych do treningu. We wrześniu, oprócz wielu młodych z SP 79 do sekcji dołączyła również Julka, mistrzyni Warszawy w przełajach. Myślę, że dzięki pracy w szkole i rodzice byli bardziej chętni wysyłać na zajęcia swoje dzieci do kogoś kto pracuje w szkole, a nie do kogoś kto biega po krzakach, ciągle chodzi podrapany i próbuje wydłubać sobie oczy.
Na październikowe Międzywojewódzkie Mistrzostwa Młodzików w Nowym Dworze udało się na szybko zebrać grupę 10 osób i wyrobić im licencje PZOS (o tej strukturze też będzie słów kilka w dalszej części).
Dla wielu był to pierwszy start w zawodach a tu od razu ranga MMM. Myślę że jednak na uwagę i podziw zasługuje wynik Zuzi, która będąc w kategorii K10 startowała w kategorii K14 i zajęła świetne 8 miejsce w sprincie!!!!! Nie tylko ja byłem zaskoczony takim wynikiem. Następnego dnia jednak trasa K14 okazała się za trudna dla 10-latki i na mecie pojawiła się nietypowo, bo nie wbiegając, a wjeżdżając policyjnym terenowym radiowozem - jednym słowem - siędziało (wiem że powinienem rozdzielnie napisać się i działo, ale miało być jednym słowem)

2 tygodnie później, na Mistrzostwach Warszawy w Sprincie startowało nas 20 osób!!! Bardzo byłem tym ucieszony i nakręcony do działania! Również w okresie późnej jesieni i zimy frekwencja na treningach nie spadała, a ja łączyłem świetnie pracę w szkole z pracą w klubie i własnym treningiem. A właściwie to własny trening z pracą w klubie i pracą w szkole
Dzięki pracy w szkole zyskałem i mam do dziś naprawdę liczną grupę fajnych zawodników i zawodniczek chętnych i zaangażowanych do biegania.

Jak sytuacja rozwijała się dalej - postaram się przybliżyć to w kolejnym wpisie, ponieważ już dziś o 20 startuję w ostatnich w tym roku Mistrzostwa Polski - tym razem w nocnym biegu na orientację. To llllubię!!!!!!!!
Zapraszam na podstronę zawodów do śledzenia wyników :)
http://www.wmzos.pl/