To właśnie wczoraj, o godzinie 11.10, czyli tuż przed startem minął równo rok :) Rok od momentu gdy moja przyszłość sportowa zawisła na włosku. Dokładnie 3 października 2009 roku, o godzinie 11:10, w biegu z cyklu GP Warszawy, na Kabatach złamałem kość w śródstopiu. Zdarzenie to całkowicie zdemolowało mnie psychicznie. 4 miesiące bez biegania były dla mnie niczym 4 miesiące bez tlenu. Dobrze, że chociaż byłem w stanie jeździć na rowerze i na nartach biegowych. Po 120 zabiegach i 124 dniach bez biegania (nie licząc kilku rozpaczliwych prób przetruchtania kilometra), 5 lutego 2010, w Spale, wyszedłem na pierwszą próbę treningu - 7 km po 4:50/km. Byłem szczęśliwy, że po powrocie ból był znośny. Bałem się jednak każdego stawianego kroku.
Zacząłem szybkim dobiegiem do map, lecz od razu po wzięciu mapy wiedziałem gdzie biegnąć (a zwykle zorientowanie się na starcie trochę mi zajmuje). Na pk 1 bardzo długi przebieg - zacząłem na kierunek, potem ścieżkami i ukosem pod górkę. W końcowej fazie nie byłem pewien czy dobrze pobiegłem, ale na szczęście okazało się OK. Efekt - pierwszy raz w życiu miałem na 1 najlepszy międzczas (0:10 lepszy od drugiego). PK 2 w miarę dobrze, choć zacząłem go szukać trochę za wysoko, co skutkowało drugim międzyczasem (0:02 straty). PK 3 pobiegłem dobrze ale wolniutko, bo starałem się dokładnie kontrolować mapę. Na nim miałem dopiero 5ty międzyczas (0:12 straty). PK 4 podobnie jak 3 - wolno i dokładnie. 0:04 straty do najlepszego. Po chwili zastanowienia, na PK 5 wybrałem wariant drogą - i tu puściłem hamulce :D biegłem ścieżką bardzo mocno i na prawdę się zarżnąłem tym przebiegiem. Efektem tego był błąd przy samym punkcie - przebiegłem go. Międzyczas najlepszy, ale tylko 0:01 przewagi nad Piotrkiem Zychem. PK 6 był na prawdę łatwiutki - najlepszy międzyczas i aż 0:43 przewagi nad drugim. PK 7 równie łatwo, choć malutki bład i zwolnienie tempa przy ogrodzeniu. I tak najlepszy międzyczas, Mateusz Anc (2gi) miał 0:28 straty. PK 8 biegłem dość niepewnie, ale trafiłem bez problemów, tyle że dość wolno - tym razem Anc miał najlepszy przebieg, ja 2gi (+0:08). PK 9 to bardzo długi przebieg który pokonałem bez zarzutów, choć bieg wzdłóż południowej a nie północnej krawędzi gęstwinki na pewno byłby szybszy. Międzyczas najlepszy, 0:40 przewagi nad Pawłem Lendzioszkiem. PK 10 - łatwo, prosto i krótko. 0:04 przewagi nad drugim. PK 11 - fatalnie. Trudno było się od czegoś odbić, stąd decyzja o wariancie ścieżkowym. Bieglem ze ścieżki prosto na punkt, ale zmyliła mnie malutka przecinka i zacząłem kombinować. Granicy kultur też nie mogłem dostrzec. Tutaj dałem ciała konkretnie - dopiero ósmy międzyczas i aż 1:53 straty do najlepszego na tym przebiegu Piotra Pyry. PK 12 długo myślałem jak biec. Zdecydowałem się na dobiegnięcie do gęstwinki i wzięcie jej od lewej. Troche tutaj miałem niepeności, ale wyszło przyzwoicie - drugi, 0:09 straty. PK 13 łatwo - 0:11 przewagi. Natomiast PK 14 zdecydowanie pobiegłem złym wariantem - ścieżką za dużo nadrobiłem i to się nie opłacało. Efektem tego 10ty międzyczas i 0:31 straty. PK 15 już bez problemów - najlepszy (-0:07). Przebieg do PK 16 wydaje mi się że był najtrudniejszy technicznie na całej mapie. Po odbiegnięciu z 15, sporo myślałem jak go pobiec. Zdecydowałem się na bieg na kierunek, kontrolując cały czas mapę. To była świetna decyzja - zdecydowanie najlepszy międzyczas i 0:26 przewagi. PK 17 bezproblemowo, choć wolno (gęsto było). Najlepszy, 0:03 przewagi. Z PK17 na PK18 chwilę się zamotałem, ale szybko ogarnąłem w którą stronę mam biec. 5ty międzyczas i 0:19 straty. PK 19 właściwie bez problemów - najlepszy, 0:16 przewagi. Noi oczywiście dobieg do mety w trupa :D - 0:10, obok Aleksandra Szczęsnego najlepszy.I oto teraz, równo rok po tym nieszczęśliwym zdarzeniu - wygrywam mistrzostwo Mazowsza w klasycznym BnO!!! Owszem - nie jest to duży sukces patrząc na to z boku. Ale dla mnie ogromnym sukcesem jest to, że po takich trudnych przejściach jestem w tym miejscu, w którym jestem obecnie. Wszyscy (no powiedzmy większość) zapowiadali mi koniec biegania. Tymczasem, udało mi się pobić życiówki na dystansach od 5 km wzwyż, a przede wszystkim zacząłem trenować BnO, co sprawia mi największą radość i satysfakcję.
BnO zacząłem biegać nie przez kontuzję, ale przez trenera, który mnie po tej kontuzji, zajechał na obozie w Spale. Nie mam mu tego za złe - po prostu ja nie wytrzymałem obciążeń. Więcej - gdybym nie został zajechany, prawdopodobnie nie zaczął bym BnO (Wąsowi zresztą podpisywałem że nie będę tego robił :P). A tak wszystko ułożyło się na prawdę pięknie.
Oto moja 'mistrzowska' mapa wraz z przebiegami :D
W nagrodę za mistrzostwo otrzymałem zajebisty puchar i izostara :D
Dzień wcześniej natomiast, biegłem po raz pierwszy nocne BnO. Miałem nawet profesjonalną lampę, co jednak nieuchroniło mnie przed zapłatą frycowego. Byłem przedostatni z tych co ukończyli (3nkl), ze stratą 19:52 do najlepszego Marcina Krasuskiego. Swoją drogą - szkoda że nie biegł w niedzielę, ciekawe czy by mnie ograł ;) Błędów robiłem dużo, ale biegało się zajebiście, nocne BnO jest super! :D
Niedzielne zawody to świetny prognostyk przed MP w longu. Oczywiście wynik jest raczej nie do powtórzenia, ale jeśli udałoby mi się być w pierwszej ósemce i mieć mniej niż 20% straty do najlepszego, to będę na prawdę szczęśliwy :) Ale walczył będę jak zawsze - na każdym punkcie, od startu do mety, o każdą sekundę, z wiarą w zwycięstwo :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz