Nauczony doświadczeniem z zeszłego roku, plan treningowy zmodyfikowałem tak aby każdy był w stanie zrealizować założone treningi bez przeciążeń. Udało się to w 90%.
Udało nam się zrealizować kilka na prawdę fajnych treningów - duże propsy dla wszystkich za świetne wykonanie B2, B3 oraz na prawdę dużej zabawy biegowej :) bardzo fajnie było jechać z ekipą która wiedziała po co tam jest. Niestety główną naszą przeszkodą okazały się problemy ze zdrowiem które większości osób nie ominęły - ze mną włącznie, co kosztowało mnie jeden dzień treingowy mniej :(
Jeśli chodzi o treningi - myślę że fajnym i nowym rozwiązaniem były fartleki. Jak już wspomniałem, wszyscy świetnie radzili sobie na mocniejszych akcentach treningowych jak B2, B3 czy ZB. Dobrze, że udało się aż 3 razy wejść na saunę. Jeden trening techniczny w tych warunkach to i tak dużo. Do tego zrobiliśmy też trzy wycieczki biegowe, jednak z uwagi na bardzo trudne warunki pogodowe, ograniczyliśmy się do niższych partii gór.
wycieczka - Odrodzenie |
Sam jedynie, ostatniego dnia porwałem się na coś dłuższego. Założenie było, aby spotkać się ze wszystkimi na Odrodzeniu. Wycieczkę ostatniego dnia zacząłem bardzo wcześnie, bo o 9 rano. W Karpaczu, po 9 km biegu przy bardzo dużym zbiegu okoliczności spotkałem swoją sąsiadkę z mojego piętra przy świątyni Wang :)
Po chwili postoju ruszyłem dalej, jednak przy wejściu na szlak okazało się że pierwotny plan wycieczki nie będzie możliwy do zrealizowania, stąd zmieniłem koncepcję i uderzyłem żółtym szlakiem na Strzechę Akademicką...
Podsumowując obóz - był moim zdaniem na prawdę bardzo dobry, jestem też wdzięczny wszystkim kadrowiczom za zaangażowanie i koleżeńską postawę. Dzięki Wam to była duża przyjemność dla mnie, a nie przykry obowiązek pilnowania, opieprzania i denerwowania się na innych, jak to bywało na poprzednich obozach kadry (myślę że kto ma wiedzieć, wie o czym mówię). Jeszcze raz dzięki wielkie dla WSZYSTKICH za super postawę na obozie! Myślę że nawet Marian i jego harem który przeszkodził nam w śpiewaniu finałowej piosenki w Dirty Dancing był pod wrażeniem naszej grupy :D
Ponieważ długo nie pisałem, nie chwaliłem się co działo się przed obozem. I nie było to spowodowane brakiem czasu, a brakiem chlubnych rzeczy do napisania. We wtorek, 10 stycznia pojechałem do Wrocławia na WNOF - Knock-out sprint. Forma zawodów bardzo ciekawa, na kwalifikacjach 3 msce, w półfinale trzeci i... awans powinien być. Niestety okazało się że nie podbiło mi jedynki - pierwszy raz w życiu coś takiego mi się zdarzyło. Trochę zawiedzony niesprawiedliwym rozstrzygnięciem, udałem się z Tadzikiem na rozbieganie wzdłóż Odry, na którym dostałem gałęzią w oko. Okazało to się na tyle poważne że wylądowałem z tym na ostrym dyżurze okulistycznym i do piątku spałem 20h/dobę. Ból oka był bardzo dokuczliwy.
Biegałem też Chomiczówkę - żałosnego wyniku 17:22 na atestowanej 5 km trasie nie chce mi się nawet komentować. Ale podcięło mi to skrzydła. Warunki niby nie były optymalne, ale taki wynik przy takim nakładzie sił jaki wkładam w trenowanie jest dla mnie dużą porażką.
Duże gratulacje dla mojej Mamy, która po raz pierwszy startowała i ukończyła bieg na 5 km! Wynik 40:20 może nie powalający, ale będzie co poprawiać w kolejnych startach! Brawo!!!!!! :) W Wiązownej musi pęknąć 40 minut :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz